Cartagena de Indias. Atrakcje miasta Marqueza
To zuchwałość z mojej strony porywać się na opisanie cudu jakim jest Cartagena de Indias, bo to zadanie przerosło samego Marqueza. Czasami fotografie pokazują ładniejszą rzeczywistość, tym razem coś się wymknęło, jakiś czar nie do uchwycenia. Brakuje zapachu owoców, dzwoneczków lodziarza, muzyki i handlarzy sombrero. Cartagena nie poddaje się banalnym opisom.
Kiedy noblista Gabriel Garcia Marquez pokazał znajomemu Hiszpanowi Stare Miasto, usłyszał, że jest tylko marnym notariuszem, dlatego i moje próby pokazania atrakcji Cartageny de Indias będą niedoskonałe.
Cartagena de Indias jest na szczycie mojej listy najpiękniejszych miast kolonialnych. Krążyliśmy od rana do wieczora po uliczkach, zaglądając do każdej intrygującej bramy i odkrywając rzeczy które przenosiły w świat kultury prekolumbijskiej, piratów i kolorowych sukni Palenqueras.
Spis treści
Convento de la Popa. Cartagena de Indias
Klasztor znajduje się na najwyższym wzgórzu w Cartagenie. Oprócz pięknych widoków na miasto posiada urocze krużganki, kaplicę i muzeum. Legenda głosi, że pewnemu mnichowi przyśniła się Maryja i zażądała, żeby zbudował klasztor.
Kiedy przybył na wzgórze, zastał sanktuarium ku czci kozła. Mnich zastąpił kozła figurką Dziewicy de la Candelaria, czyli Gromnicznej.

Oglądałam fotorelację z wizyty Jana Pawła II, jak z powagą koronował figurkę. W mieście jest wiele pamiątek tego wydarzenia, a nawet ogromny pomnik papieża. Dzięki temu łatwo wytłumaczyć Kolumbijczykom skąd pochodzimy: papa i Lewandowski.


Dzisiejsza Kolumbia była kiedyś zamieszkana przez wiele prekolumbijskich szczepów indiańskich, tj. Muisca, Quimbaya, Tayrona, które zostawiły po sobie wspaniałą spuściznę.
Znajduje się tu największa na świecie kopalnia szmaragdów. Tutaj narodziła się legenda o El Dorado.

Kultura Zenú
Już 200 lat przed naszą erą, w delcie utworzonej przez 4 rzeki, istniała kultura Zenú (Sinú).
Budowali kanały, dzięki którym unikali powodzi w porach deszczowych i zatrzymywali rezerwy na suche czasy. Mieli sposoby na dostarczenie wody do wszystkich domów. Z wykopanej ziemi budowali tarasy, na których mieszkali. To jedno z najważniejszych osiągnięć w prekolumbijskiej Ameryce.
Kanały widziane z góry przypominają wzór wiklinowy, taki sam jak na sieciach rybackich, tkaninach, ceramice i wyrobach ze złota. W Muzeum Złota w Bogocie można podziwiać misternie wykonane zwierzęta, ozdoby, biżuterię.
W kulturze Zenú szczególne miejsce zajmowały kobiety. Były one traktowane ze szczególnym szacunkiem jako uosobienia płodności i mądrości. Nawet w chwili najazdu plemionami rządziła kobieta.
Ich świat runął wraz z pojawieniem się pierwszych Europejczyków. Złoto, które grzebano ze zmarłymi zwabiło hiszpańskich najeźdźców, którzy plądrowali groby i przetapiali kunsztowne złote przedmioty.
Wieczorem wszyscy pędzą podziwiać zachód słońca, dopiero teraz widać jaki mur jest potężny. Jest jeszcze dominująca nad miastem twierdza San Felipe de Barajas.


Konkwista
W 1533 r. Konkwistador Pedro de Heredía założył ufortyfikowaną placówkę. Miasto nazwali Cartageną, na pamiątkę jednego ze swoich śródziemnomorskich portów, który z kolei swą nazwę zawdzięcza starożytnej Kartaginie.
Dla odróżnienia od starszych imienniczek nową Cartagenę nazwano Cartagena de Indias, czyli: Cartagena z Indii.
200 hiszpańskich osadników początkowo mieszkało w domach zbudowanych ze słomy i błota. Miasto rozwijało się szybko, zasilane złotem zrabowanym z grobowców Indian Zenu. W XVII wieku w Cartagenie był skarbiec złota, srebra z Peru, szmaragdów i innych skarbów, które Hiszpanie ukradli gdzie indziej.
Od początku swojej historii Cartagena była głównym portem, do którego przypływały statki z afrykańskimi niewolnikami. Rosnące bogactwo mieszkańców czyniło z niego atrakcyjny cel dla piratów i korsarzy. Przez kilka stuleci Cartagena była wielokrotnie niszczona i odbudowywana.
Korsarz Francis Drake
W 1585 roku słynny angielski korsarz Francis Drake, zaatakował miasto flotą 23 okrętów i siłą 2500 żołnierzy. Anglicy okupowali Cartagenę przez dwa miesiące aż otrzymali potężny okup.
Żeby ochronić miasto, hiszpański król Filip II zlecił budowę muru obronnego w 1586 roku. Mur ten jest jednym z najbardziej kompletnych i najlepiej zachowanych na świecie, został uznany przez UNESCO za zabytek światowego dziedzictwa. Obecnie ma około 11 kilometrów długości.
W Cartagenie de Indias od 1610 roku działała hiszpańska Inkwizycja, która rzuciła oskarżenia na 767 osób i spaliła kilka na stosie. W Pałacu Inkwizycji ukończonym w 1770 roku można zobaczyć narzędzia tortur.
Kiedy Kolumbia odzyskała niepodległość od Hiszpanii dzięki Simonowi Bolivar, Inkwizytorzy zostali wyrzuceni z miasta.
Puerta del Reloj i Plaza de los Coches
Za Bramą Zegarową znajduje się Plaza de los Coches, gdzie w przeszłości funkcjonował targ niewolników. Dziś stoi tu pomnik założyciela Cartageny, konkwistadora Pedra de Heredii.
Kolumbia szczyci się zniesieniem niewolnictwa w 1851 roku, 14 lat przed jej zniesieniem w Stanach Zjednoczonych.

Książki Gabo – Cartagena de Indias – atrakcje
Wewnątrz Bramy Zegarowej można kupić pierwsze wydania książek Gabriela Garcii Marqueza, którego pieszczotliwie nazywali „Gabo”. To ważne miejsce dla niego, ponieważ stąd zobaczył świat, który zaważył na całej jego twórczości.
Przybył do Cartageny z Bogoty w 1948 roku, po politycznych zamieszkach. W wyniku pożaru stracił cały swój majątek, łącznie z maszyną do pisania, miał tylko jedną przysłowiową koszulę na plecach. Powiedział kiedyś w wywiadzie:
„Wszystkie moje książki zawierają w sobie luźne nici Cartageny.
A z czasem, kiedy muszę przywoływać wspomnienia, zawsze przywołuję incydent z Cartageny, miejsca w Cartagenie, postaci w Cartagenie.”

„Miłość w czasach zarazy” – Gabriel Garcia Marquez
To historia miłości Florentino Arizy do Ferminy Dazy. Młodzi zostali rozdzieleni, ponieważ poeta nie był dobrą partia. Fermina wyszła za mąż z rozsądku, a Florentino czekał na nią 51 lat, 9 miesięcy i 4 dni.

W 2007 roku został nakręcony film „Love in the Time of Cholera” z Javierem Bardem (Kochając Pabla, nienawidząc Escobara). Niektóre sceny powstały w Cartagena de Indias, atrakcje zwalają z nóg na każdym kroku.
Cartagena de Indias. Plaza Iglesia de San Pedro Claver




Pedro Claver
Klasztor i plac został nazwany imieniem hiszpańskiego mnicha, Pedro Clavera (1580-1654), który mieszkał i umarł w Cartagenie. Nazywany „Apostołem Czarnych” lub „Niewolnikiem Niewolników” mnich, spędził życie służąc ludziom przywiezionym z Afryki.




Palenqueras- kolorowe kobiety na ulicach



Pierwszym niezwykłym widokiem na Starym Mieście Cartageny, są czarne kobiety, ubrane w krzykliwie kolorowe sukienki. Sprzedają owoce i proponując wspólne zdjęcie.
Rozkładają spódnice, uśmiechają się i wkładają kosz z owocami na głowę. Opłata jest symboliczna, a każdy chce mieć taką pamiątkę. Ich historia jest bardzo ciekawa i wzruszająca. Od niewolnic po ikony Kolumbii.

Palenque, tak nazywały się osady zbiegłych niewolników, którzy w czasach kolonialnych uciekali na niedostępne bagna. Najsłynniejsza z nich Palenque San Basilio znajduje się 50 kilometrów od Cartageny.
Byli tak zdeterminowani, że wynegocjowali sobie wolność już w 1691 r. Dekret królewski ustanowił wioskę jako wolny obszar. Dzięki temu mieszkańcy byli pierwszymi wolnymi Afrykanami w obu Amerykach.
Kobiety z Palenque zbierały owoce i wędrowały z ręcznie plecionymi koszami na głowie, żeby je sprzedać w Cartagenie.

Rower-sklepik, jakich wiele na ulicach Cartageny, można kupić kolorowe opaski na głowę, sukienki. Obok chłopaki rapują, wyłapuję nazwisko Escobara.




Plaza de Bolivar – pierwsza noc Marqueza
Jak wspomniałam na początku – Marquez, student prawa z Bogoty – przyjechał do Cartageny w 1948 roku. Nie miał nic, ponieważ cały dobytek stracił w pożarze. Zatrzymał się na tym uroczym placu, również dlatego, że Simon Bolivar był jego bohaterem.
W kieszeni miał tylko 4 pesos, dlatego spędził noc na ławeczce. Przyszły noblista wylądował za to w areszcie.

Simon Bolivar urodzony w 1783 roku jest bohaterem dla milionów mieszkańców Ameryki Środkowej i Południowej.
Prawie w każdym większym mieście Kolumbii, Wenezueli, Ekwadorze i Peru znajdują się jego posągi. Zawdzięczają mu wolność. Po krwawej kampanii udało się uzyskać nieodległość od Hiszpanii.
„O miłości i innych demonach”

Gabriel Garcia Marquez pod koniec lat czterdziestych XX wieku był dziennikarzem w „El Universal”. Kiedy postanowiono otworzyć pięciogwiazdkowy hotel w dawnym klasztorze Klarysek, odkryto starą kryptę klasztorną. Gabo dostał za zadanie zbadanie sprawy osobliwej historii.
Płyta nagrobna rozpadła się już po pierwszym uderzeniu oskarda i z niszy spłynęła kaskada żywych, intensywnie miedzianych włosów.
Z pomocą robotników szef robót chciał wydobyć resztę włosów, ale im mocniej za nie ciągnęli, tym więcej ich przybywało, aż pojawiły się ostatnie pasma, ciągle przyrośnięte do dziewczęcej czaszki.
W samej niszy, poza leżącymi luźno drobnymi kosteczkami, nie było już nic więcej, a na nagrobku startym przez saletrę można było odczytać jedynie imiona: Sierva Maria de Todos los Ángeles.
Po rozłożeniu wspaniałych włosów na podłodze i wymierzeniu ich okazało się, że mają dwadzieścia dwa metry i jedenaście centymetrów długości.
Szef robót, jakby nigdy nic, wyjaśnił mi, że po śmierci włosy ludzkie nadal rosną mniej więcej centymetr miesięcznie, dla niego więc dwadzieścia dwa metry były, jak na dwieście lat, całkiem przyzwoitą średnią.
Dla mnie jednak nie było to aż takie proste i oczywiste, bo kiedy byłem dzieckiem, babcia opowiadała mi legendę o małej, dwunastoletniej markizie,
której włosy ciągnęły się za nią niczym tren panny młodej i która, ugryziona przez psa zmarła na wściekliznę, a wsławiwszy się po śmierci wieloma cudami, czczona była w karaibskich osadach.
Grób ten mógł do niej właśnie należeć – to była moja sensacyjna wiadomość owego dnia i zaczątek tej książki.

Hotel Santa Clara. Cartagena de Indias
Powieść ukazała się na rok przed otwarciem hotelu w 1995 roku, a krypta, w której znaleziono ciało dziewczyny, wciąż jest dostępna przez szklaną bramę w barze El Coro w Santa Clara. Poznajemy miłego grajka.
Zaglądamy z ciekawością do środka, w gąszczu rosną orchidee, widzimy papaje na drzewie, jest pięknie. Wiele budynków w Kolumbii po przekroczeniu bramy otwiera się na patio z niezwykłą dla nas roślinnością.


Zbliżamy się do domu Marqueza, kupił go w latach 80-tych. Na muralu cytat z „Kroniki zapowiedzianej śmierci”.
Nie ma smutniejszego miejsca na świecie niż puste łóżko

Policjant podpowiada skąd możemy zobaczyć dom, po drugiej stronie jest nadmorska promenada. Ze względów politycznych, Marquez przeniósł się do Europy w 1955 roku, a później osiadł w Mexico City. Jednak do końca swojego życia tu wracał.

„Sto lat samotności”
Krążyliśmy bez celu, kierując się najbardziej zachwycającymi kolorami. Zajrzałam do bramy i mowę mi odjęło na widok ściany zbudowanej z książek.

Nawet nie próbuję zgadnąć ile ich jest na wysokości około 4 metrów. Uważa się, że tylko Biblia sprzedała się w większej ilości egzemplarzy w języku hiszpańskim niż „Sto lat samotności” Marqueza.
Kocham książki i taki pomnik na cześć wielkiego dzieła naprawdę mnie wzruszył. Kiedy Marquez zmarł w 2014, prezydent Kolumbii ogłosił trzy dni żałoby.

„Cien años de soledad”
„Sto lat samotności” zostało po raz pierwszy opublikowane w Buenos Aires w 1967 r. w nakładzie 8000 egzemplarzy. Do dnia dzisiejszego sprzedano ponad 50 milionów egzemplarzy tej książki i przetłumaczono ją na 35 języków.

Marquez otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury w 1982 roku za powieści i opowiadania, w których fantazja i realizm łączą się w złożony świat poezji, odzwierciedlającej życie i konflikty całego kontynentu.



Sombrero vueltiao
Ten kapelusz jest typowym przykładem współczesnej sztuki Zenu. Podróbki i tańsze wersje sprzedawane są na każdym kroku. Te najcenniejsze mogą kosztować ponad 100 dolarów.
Na karaibskim wybrzeżu rośnie trzcina (Cana Flecha), której włókno jest surowcem do tworzenia rękodzieła. Centralna żyła rośliny jest zeskrobywana, suszona, dzielona na kilka części a następnie gotowana. Im cieńsze włókno, tym lepsza jakość nitek, z których będzie się ręcznie wyplatać bransoletki, kolczyki, pierścienie. torebki i sombrera.
Włókna są gotowane z barwnikiem, czasami kilka razy, żeby otrzymać pożądany odcień.
Sombrero powstaje z ręcznie wyplecionych pasków, które potem się zszywa. Każdy pasek posiada symbolikę danej społeczności.

W sklepach z pamiątkami nie można oderwać oczu od pięknych waz, figurek i innych dekoracji.
Drewniane przedmioty są dekorowane włóknami pszenicy. Po żniwach zbiera się suche pozostałości ze ścierniska i spłaszcza za pomocą kamienia. Potem barwi i przykleja do bibuły. Efekt jest niesamowity.

Rozmawiajcie ze sobą
„No tenemos wi-fi, hablen entre ustadas”. Nie ma wi-fi, rozmawiajcie ze sobą.
Taki napis wisi nad stolikiem, a jego przesłanie działa. Niespodzianka goniła niespodziankę, za każdym rogiem czekało coś zaskakującego, będące samo w sobie wydarzeniem dnia.

Przeniesienie się z ulicy w Cartagenie do Argentyny było proste, wystarczyło ulec czarowi i wejść do środka. Słuchaliśmy muzyki i odkrywaliśmy argentyńskich artystów.

La Gorda Gertrudis. Cartagena de Indias

Gruba Gertruda na Plaza Santo Domingo, to jeden z najpopularniejszych punktów Starego Miasta. Posąg jest autorstwa Ferdynando Botero. Świecące, wypolerowane pośladki świadczą o tym, że ludzie chcą być szczęśliwi, wierzą też, że dotykanie piersi Gertrudy zapewni im wieczną miłość.

Fernando Botero to ceniony na całym świecie kolumbijski artysta malarz i rzeźbiarz. Jego postaci wyróżniają się obfitymi kształtami, np. okrąglutka „Mona Lisa”. Więcej w relacji z muzeum w Bogocie.

Botero przekazał na rzecz Museo Botero w Bogocie. Zobaczyliśmy 123 prace i 85 rzeźb z prywatnej kolekcji. Są tam płótna Chagalla, Picassa i francuskich impresjonistów. Niesamowite dzieła zebrane w pięknym miejscu i wystawione za darmo! Taki był warunek artysty, który chciał żeby sztuka była dostępna dla każdego.
Nikomu nie przeszkadza nagość obfitych kształtów niemal u progu najstarszego kościoła w Cartagenie.

Indianie Arhuaco
Pijąc mocną, kolumbijską kawę na placu z damą Botero, zobaczyłam całą rodzinę przybyszy z innego wymiaru. Z wielkim żalem zrezygnowaliśmy z wyprawy do Sierra Nevada de Santa Marta, unikalnej góry w Andach liczącej 5 tys. metrów. Tam żyją spokrewnione plemiona Arhuaco, Wiwa, Kogi i Kankuamo. A teraz mogłam zobaczyć ich przedstawicieli na zywo.

Kiedy przybyli hiszpańscy zdobywcy, Arhuaco zdecydowali się zamieszkać w tym odległym i trudnym do zdobycia miejscu, mając nadzieję, że będą mogli żyć w spokoju. Ale Hiszpanie dowiedzieli się, że Taironowie – przodkowie dzisiejszych Indian z prowincji Sierra – ofiarowywali olbrzymie złote rzeźby swoim zmarłym, dlatego splądrowali ich groby.

Arhuaco wyróżniają się białymi i stożkowatymi nakryciami głowy. Torby które sprzedaje ten chłopiec, nazywają się mochilas.
Są wykonane z konopi albo agawy.
Przed ślubem kobiety wyplatają dwie torby, jako symbol miłości. Są symbolem kulturowym Kolumbii i można je zobaczyć w całym kraju.
W 1916 roku Indianie poprosili rząd o dostęp do edukacji, ale zamiast nauczycieli wysłano im Kapucynów. Bracia zabronili dzieciom poznawania kultury, oddawali je do sierocińców i zmuszali do ciężkiej pracy.
Wierzenia Arhuaco
Indianie uważają swoją górę za serce świata. Jest otoczona niewidzialną „czarną linią” (línea negra), a siebie za Starszych Braci Świata. (hermanos mayores).
- Wierzą, że posiadają mądrość, za pomocą której mogą utrzymać równowagę świata.
- Klęski żywiołowe są przyczyną nieudolności ludzi, którzy nie potrafią utrzymać wszystkiego w harmonii.
- Równowagę osiągają składając ofiary świętym miejscom, bo trzeba oddać to, co zostało zabrane.
- Przywódcy duchowi nazywani są Mamos, to oni poprzez medytacje, pieśni i rytualne obrzędy utrzymują naturalny porządek świata.
- Zaczynają naukę w młodym wieku i szkolą się przez kilkanaście lat wysoko w górach. Dużą rolę w ceremoniałach odgrywają liście koki.
Kiedy idziesz wykopać swoje pola, lub zrobić garnek z gliny, zakłócasz równowagę rzeczy.
Kiedy chodzisz, poruszasz powietrzem, wdychając je i wydychając. Dlatego musisz dokonywać płatności
Arhuaco
W latach 70-tych ogromny boom na marihuanę przyciągnął tysiące ludzi, którzy chcieli wyhodować zioło na żyznych zboczach Sierra. W latach 80. XX wieku stopniowo zastąpiono je handlem kokainą, a jeszcze więcej lasów Sierra zostało wyciętych na pola dla uprawy koki.

Firmy wydobywcze przez kilka dziesięcioleci dążyły do uzyskania zezwolenia na prowadzenie działalności na tym obszarze, ponieważ jest bardzo bogaty w cenne minerały. Niektórym udało się już uzyskać pozwolenia na ich wydobycie. Zabawny widok, bo chłopcy byli tak zapatrzeni w telefony, że podchodziłam bliżej coraz bezczelniej.

Odlotowe restauracje w Cartagena de Indias
Wszystkie restauracje miały w sobie coś niesamowitego, ale to miejsce wprawiło nas w osłupienie. Istnieje już 10 lat, przy barze są zawieszone niezliczone tabliczki, tarcze i mundury z czasów ZSRR.
Wnętrze jest stylizacją na radziecką łódź podwodną. Zamówiliśmy kolumbijskie piwo „negro” i popisywaliśmy się przed sobą, kto zapamiętał więcej rosyjskich pieśni i wierszy patriotycznych.




Pechuga de pollo – Filet z kurczaka
A do tego ryż kokosowy i warzywa. Pewnego razu dziewczyna łapiąc się najpierw za obfita pierś a potem za pośladek, zapytała którą część pollo (pojo) sobie życzę. Peczuga wygrywa, już nie ma filetów w naszym słowniku.

Owoce w Kolumbii
Stęskniliśmy się za granadillami ( te pesteczki w otwartym owocu). Jest dużo słodsza i smaczniejsza niż majakuja. Po lewej nispero – albo sapote – bardzo słodki i miękki owoc. Po prawej jego fioletowy i pyszny krewniak.

Tyle wrażeń, wpatrywania się i wsłuchiwania, a tu jeszcze piękne dziewczyny na schodach katedry bardzo chętnie pozują. Zaciekawieni obserwowaliśmy co się wydarzy.
Okazało się, że to część tradycji weselnych. Kiedy młoda para wychodziła z kościoła, ubrani na biało mężczyźni zaczęli walić rytmicznie w bębenki, a dziewczyny wirować machając spódnicami.
Wszyscy goście zapalili gigantyczne zimne ognie, pan młody tulił swoją zonę i wyglądał na nieziemsko szczęśliwego. Pojawiło się tylu obserwatorów, że nie było szans na zrobienie filmu.



Dwa i pól dnia w Cartagena de Indias, plus dzień po objechaniu Kolumbii, były kopalnią wiedzy o mieście i kraju Co jeszcze by się odsłoniło, gdybyśmy wędrowali dłużej po uliczkach Cartageny?
Dziękuję, czekam na komentarze i pozdrawiam wszystkich odwiedzających. Zajrzyjcie do wpisu o Bogocie, a także przepięknego miasta Antigua w Gwatemali.
Zapraszam do obserwowania.
Przeczytałam ten wpis wczoraj,ale tyle w nim informacji,że wróciłam do niego dzisiaj ponownie.
Pięknie oprowadziłaś mnie po Cartagenie.Ile koloru,egzotyki,historii, uroczych miejsc, ciekawostek.Czułam sie tak,jakbym tam była.Ogromne wrażenie zrobiły na mnie kolorowe uliczki, domy i kolorowi,roześmiani ludzie.Nie widac szarości, tylko radośc życia.”Sto lat samotności ” Marqeza czytałam kilka razy.Dzięki za przybliżenie miejsc z nim związanych.
Cudowny wpis, przeczytałam i obejrzałam z ogromnym zainteresowaniem.
Ciepło pozdrawiam-)
Dziękuję za uważne przesledzenie wpisu, dla takich osób jak Ty warto się postarać. Nie zdążyłam wszystkiego zobaczyć ani opisać tego co zobaczyłam, ale jak widać miasto jest przepiękne i wielokulturowe. Cały przekrój kraju na jednej ulicy. Radość, kolory, ludzie bardzo sympatyczni, no i ta pogoda na przełomie stycznia i lutego sprawiała przyjemność. Wróciłam opalona ( ze spalonym nosem) Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam.
To wszystko co pokazałaś w swoim reportażu jest niezwykłe, przepiekne, oszałamiające, jakze inne od widoków w miastach europejskich. Zupełnie inny nastrój i koloryt. I rzeczywiście, aż prosi sie o mozliwosc pokazania zapachów albo dotknięcie faktur tych wspaniałych figurek, pięknych toreb czy kapeluszy. Masz to wszystko na swiezo w pamięci i tylko Ty wiesz, jakie to jest bogactwo, jak trudno te cudowności pokazać w kilku nawet tekstach i na setkach kolorowych fotografii. Ale z Twojego tekstu i zdjec przebija ciepło i czar Cartageny, widać niezwykłą żywnotność i koloryt tamtych ludzi. A gdy dodałaś jeszcze do tego wspomnienie o tym, co Hiszpanie robili z Indianami, to az serce sie ścisnęło, że znowu bezczelni, zadufani w sobie biali, dla zwykłego zysku niszczyli tak niesamowitą kulturę. Dobrze, że tak dużo z tego ocalało, że nadal jest co oglądać i podziwiać. Na pewno nie raz obejrze sobie jeszcze Twoje zdjęcia i filmiki, bo duzo tu tych skarbów!:-)
Dziekuję Ci kochana za wspaniałą wyprawę!:-)))
Próbuję zgadnąć kto napisał taki piękny komentarz, dziękuję. Miałam tak wielki kłopot z wyborem zdjęć, że wszystko się przeciagało. Jak nabiorę dystansu to wymienię, albo dodam coś jeszcze. Mieszkaliśmy w Bocagrance, sąsiedniej dzielnicy, poza murem Starówki, za to z plażą i promenadą. Była wyprawa do ptasiego raju, więc pewnie będzie jeszcze jeden wpis na ten temat. Kupilismy kapelusze, bardzo przydały się w dalszej podróży, niestety zaczęłam go nosić, kiedy już skóra z nosa zaczęła schodzić. Czysty kraj, mili ludzie, a owoce smakują nieziemsko. Już perwszego dnia kupiliśmy granadije, ulubione.
Tam chyba każdy chodzi jak zaczarowany. Zachody słońca na murach to też świetna atrakcja, jest bardzo szeroki. Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam serdecznie.
Marylko kochana, to ja – Ola J. zostawiłam powyższy komentarz, ale zapomniałam się podpisać. Przepraszam!:-)
Możliwosci rozkoszowania sie smakami tch egzotycznych owoców zazdroszczę Ci najbardziej i tej dawki energii, którą sie tam napełniłaś obcując z tak soczystymi barwami, z tak oszałamiajacymi zapachami, z tak wspaniałymi pejzażami. Zazdroszczę oczywiscie pozytywnie i cieszę się Twoją radoscią, czerpiąc z niej jak z ożywczego źródła!:-)
Jeszcze tu wpadnę aby sie ponapawać. Po te kroplówke radości, energii, piękna i rozmarzenia!:-)
A na razie uściski serdeczne przesyłam!:-))
Ola
Ola, tak myslałam, że to Ty. Owocami napychalismy sie od pierwszego dnia, granadije na szczęście były wszędzie. Na targu poczułam intensywny, słodki zapach, poszłam jak po sznureczku, aż trafiłam na ananasy. Były nieduże i tak słodkie i soczyste, że pożarliśmy po 2. Papaje też fantastycznie dojrzałe. Do każdego posiłku podają avocado, nawet do zupy. Soki z guanabana i wszystkiego co rosnie dookoła. Te kolory wzięły się z natury, z owoców i warzyw. Czułam się jak w krainie czarów. Nie tylko Cartagena jest taka cudna, nawet małe wioseczki byly niezwykłe.
Cieszę się Olu, ze podzielasz moje zachwyty i cieszysz się kolorami. Uściski przesyłam.
Cartagina ma fascynującą historię. Sama chętnie pospacerowałabym po tych uliczkach…
Oj ma, ledwo liznęłam temat. Polecam gorąco ten kierunek.
Niesamowite miejsce! Tyle kolorów, światów, historii! Piękne zdjęcia, nie do wyobrażenia!
A na żywo jeszcze lepiej, muzyka, zapachy. Dzięki.
Wspaniale udało sie Tobie uchwycic i zaprezentować tamtejszy klimat! Aż czuje się ciepło i promienie słoneczne odbijające się od tych kolorowych kamieniczek! Wspaniała wycieczka.
to prawda, wycieczka wspaniała, tym bardziej , że pod koniec stycznia, kiedy się tęskni za słońcem. Jeżeli udało się trochę słońca i atmosfery przemycić, to bardzo się cieszę, pozdrawiam.
Cudowny tekst, rewelacyjne zdjęcia. Ach, pozazdrościć tylko. Na pewno jeszcze tu wrócę. Pozdrawiam i zapraszam do siebie 🙂
Dziękuję, zajrzę na pewno.
Co za miejsce, co za egzotyka, co za kolory..! Jestem pod wrażeniem! Przyznaję, że to moja pierwsza, przeczytana relacja z tamtego miejsca. Bajka! Czytając dotarło do mnie, że jak już tak dawno nie byłam na urlopie… ?
Pięknie to wszystko Mario opisałaś, zdjęcia również niesamowite! No i ta Twoja dbałość o szczegóły i opisanie historii- takie blogi jak Twój na prawdę przyjemnością jest czytać! Czekam na więcej! Buziaki i pozdrowienia! ?
Egzotyka i inność, ale w taki dobry, swojski sposób. Ludzie bardzo mili, opiekuńczy, szczególnie w Bogocie, kiedy kazali zawracać, albo chociaz schować aparaty. Sielskie wsie, gdzie budził nas śpiew ptaków, beczenie owiec, dzwony kościelne, przypominały Europejskie poranki. Dziękuję za miły komentarz, pozdrawiam Beatko.
O jak zazdroszczę tych widoków! Pięknie i kolorowo <3
No przecież dzielę się widokami, żeby każdy poczuł palące słońce na plecach:)
Czuję się oprowadzona po Cartagenie. Piękne, klimatyczne miasto. Jednak najbardziej zainteresował mnie wątek z Marquezem, bo to mój absolutny numer jeden. Przeczytałam wszystko co jest w języku polskim, ale już po pierwszej powieści, którą było „Sto lat samotności” pokochałam magiczny realizm. Dziś pocieszam się nowymi powieściami Carrolla i Murakami, bo Gabo już nic nie napisze. Bardzo interesujący wpis. Wspaniale się podróżuje z Tobą – Mario 🙂
Cieszę się Małgosiu, że mogłam Ci pokazać miejsca związane z Marquezem. My kierowalismy się tym, co wyczytalismy w nternecie, ale można sobie wykupić czterogodzinną wycieczkę po Cartagenie jego śladami. Inspirował się konkretnymi budynkami i placykami. Ja wszystkiego nie przeczytałam jeszcze, ale już mam kilka książek i z przyjemnością nadrobię. Kolumbijczycy bardzo cenią książki, widziałam fantastyczne antykwariaty, stragany na ulicach.To było niesamowite, mieć na szafce nocnej książki Gabo po hiszpańsku. (Bogota). Bardzo mnie zauroczył ten cudny kraj, pachnący mocna, dobrą kawą. Dziękuję Ci za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie.
Muszę przyznać, że Cartagena to niesamowicie różnorodne miasto. Coś wspaniałego!
Cieszę się, że podzielasz moje zachwyty:)
Ale genialne miejce! Dzięki za tą neizwykle ciekawą wycieczkę 🙂
Dzięki za odwiedziny:)
Kochana Mario, dopiero teraz moglam porzadnie przeczytac relacje z wyprawy. Co za zdjecia! Co za kolory! Co za przecudny klimat emanuje z tej wyprawy – poczulam to bardzo intensywnie i zapragnelam tam sie znalezc…
Musze przyznac, ze nigdy nie czytalam „Stu lat samotnosci” – i nie wiem czy przeczytam – ale dzieki Tobie wiem juz, ze ksiazka jest tego warta.
PS. A gdzie Twoje cudne zjecie w kapeluszu ??
Przesylam serdeczne usciski
Dziękuję Kitty! Moje zdjęcie w kapeluszu pojawi się w ostatniej odsłonie Kolumbii, na razie pracuję nad Bogotą. Kolory i ludzie, muzyka i smaki, tego nie da się opisać. Wyrosły mi czułki i dodatkowe oczy z tyłu. Inne odwiedzone przez nas miejsca są mniej turystyczne, ale ten sam cudowny, baśniowy klimat maja i za to uwielbiam Kolumbię. Marqueza kochają, w naszym pokoju w Bogocie miałam na szafce nocnej kilka jego książek. Kolumbijczycy wydają się kochać książki, są fantastyczne antykwariaty. Cieszę się, że ci się podobało, uściski Kitty.
Dopisek, własnie ogłoszono „Platforma internetowa Netflix ogłosiła, że nabyła prawa do ekranizacji „Stu lat samotności”. Na podstawie arcydzieła Gabriela Garcíi Márqueza ma powstać hiszpańskojęzyczny serial.”
Fantastycznie ! Mam Netflixa i bede wypatrywac 🙂 O Bogocie nie moge sie doczekac. Cudowne jest, ze tak doglebnie i pieknie dokumentujesz wasze podroze – to lepsze niz filmy podroznicze z telewizji, to takie „namacalne” i prawdziwe , i piekne – wylapujesz najpiekmiejsze perelki i tyle osob moze z tego piekna skorzystac – dzieki Tobie. Masz prawdziwy pisarsko-reporterski talent Mario, podziwiam cie z calego serca. Buziaki zasylam xxx
Dziękuję Ci, bardzo mnie to cieszy, że chociaż trochę udaje mi się pokazać to, co widziałam i jakie wrażenia są z tym związane. Powiem Ci, że ja sama siebie nie oceniam tak łaskawie jak Ty, ale pocieszam się, że każde miejsce można pokazać na sto sposobów i zawsze będzie niepowtarzalne, bo inne przygody, ludzie i ujęcia nam wyjdą. W Bogocie spędziliśmy nasze urodziny i bawiliśmy się świetnie, tylko jeszcze przejrzę milion zdjęć i wybiorę najciekawsze i będzie. Dziękuję, jesteś kochana, pozdrawiam ciepło Kitty.
Zadziwiająca podróż…Gdyby kiedykolwiek zostało mi dane odwiedzić Amerykę Południową, pomknęłabym właśnie tutaj. Co poczułam czytając to wszystko? Podziw,, magię, wstyd, rozbawienie i ogromny szacunek. Dokładnie w takiej kolejności. Podziw za to wszystko, co stworzyli mieszkańcy, za ich bogatą kulturę i wszelkie dokonania , Magię- tutaj maczała paluszki nasza wspaniała przewodniczka, zamieszczając piękne fotki i dodając komentarz, jakiego nie znajdziemy w przewodnikach, bo przepełniony fascynacją, szczerym wzruszeniem i ogromną dawką ciepła dla kraju i jego mieszkańców. Wstyd- ponieważ znów nie kto inny, jak Europejczycy zdołali zniszczyć/ tyle piękna i pracy. Zastanawiające, że miejscowi nie plądrowali /przynajmniej tak nagminnie/ grobów, chociaż doskonale wiedzieli, że jest w nich złoto. Rozbawił mnie kontrast, ten łącznik pomiędzy tradycją a współczesnością / kobieta sprzedająca owoce z komórką w ręku/ oraz symbole radzieckie w takim miejscu. Szacunek należy się za to, że pomimo wielu krzywd, jakich doznali mieszkańcy, są oni tak przychylni dla turystów, otwarci i uprzejmi. Pomijając element ekonomiczny, bo na pewno turystyka napędza gospodarkę, z tego, co piszesz, wynika, że ci ludzie po prostu mają to w sobie, prostotę, radość z codzienności i dostrzeganie tego, co istotne w życiu.
Dziękuję za wspaniałą wycieczkę, dzięki stylowi i fotkom odbytą dosłownie w „business class.” . Pozdrawiam ciepło.
Cartagena to dobry wybór, nie szkodzi, że turyści, klimat jest niesamowity. Bocznymi uliczkami można bładzić godzinami i zawsze coś pięknego spotkać, jak restaurację rodem z ZSRR czy ścianę z książek. Nie byliśmy wszędzie, bo zabrakło czasu. Ja też czuję wstyd i wstręt do najezdzcow, niechetnie zagladam do kosciolow, ktore zostaly zbudowana w swietaych miejscach indian. Tak, Kolorowa kobieta z komorka jest zabawna, albo młodzi Indianie z Santa Marta, zapatrzeni w ekrany tak, że zapomnieli po co tam stoją. Ale dla mnie każde miasto jest wyjątkowe, cudowne Quito, Cuzco, nawet Lima. O bogocie wlasnie piszę. Dziękuję Ci kochana za życzliwe słowa, bardzo sa pomocne do tego, żeby w siebie nie zwątpić i kontunuowac zapiski. Pozdrawiam i przesylam usciski.
Fantastyczny wpis! 🙂
Bardzo podoba mi się już jego początek, gdzie piszesz, że zuchwałością jest opisywanie piękna, które Cię zachwyciło! To niesamowite, jak koloryt tego miasta przeplata się z literaturą, postaciami pisarzy i skomplikowaną historią kontynentu…
Wyobrażam sobie, że jeżeli jest tam jeszcze piękniej, niż na zdjęciach – dzięki zapachom i dźwiękom – to nie pozostaje nic, tylko usiąść w jakimś czarownym zaułku, przy filiżance mocnej kolumbijskiej kawy, patrzeć przed siebie i kontemplować otaczające piękno… Choć ja bym do tego dodał jeszcze cygaro… nomen omen… Bolivar! (jedna z legendarnych kubańskich marek)
Dziękuję i pozdrawiam! 🙂
Dziękuję, miasto jest tak szczególne i niewyobrażalnie barwne, że poczułam się mała i nie dość dobra, żeby opisać to, co zobaczyłam. ale starałam się:) Oczywiście, że to tylko płaskie obrazy, a tam wszystko tętni. Jak zaczarowana chodziłam po ulicach. Będe pamiętała o cygarach na przyszłość:)