Villa-de-Leyva-04

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

13 komentarzy

  1. Olga Jawor pisze:

    Najpierw obejrzałam zdjęcia, potem przeczytałam tekst. Bo te zdjęcia są niesamowitym ładunkiem energii, której mi potrzeba. Człowiek patrzy i napełnia sie emanującym z nich ciepłem, kolorem, smakiem, wyobrażeniem jak tam jest, w tym zupełnie innym od znanego nam na co dzień, świecie. Najbardziej podobają mi sie fotografie z tym cudnie zachmurzonym niebem w tle. I te kocie łby oświetlone na złoto. To jak obrazy namalowany przez genialnego artystę. Natura i dzieło rąk ludzkich w jednym tworzą razem ten majstersztyk.
    Bardzo łądnie Twojemu mężowi z tym czarnym jak węgiel wąsem! Idąc tym tropem Tobie przydałby sie kwiat w rozpuszczonych włosach! I juz byłaby para prawdziwych Kolumbijczyków!:-)
    Oj, narobiłaś mi smaka na truskawki (bo choć ananasy lubię, to rzadko jadam, bo parzą mnie w język i usta)!
    Buziaki serdeczne zasyłam Ci o poranku i podziękowania za umożliwienie wędrówki po tym kolorowym świecie!:-))

    1. Witaj Ola. Zacznę od ananasa, bo i mnie intrygowało, dlaczego szczypie i drętwieje. To od enzymu, który nazywa się bromelaina, rozkłada białko. Dlatego ananas wspomaga odchudzanie. Najwięcej tego enzymu jest na środku, w tej zdrewniałej części. Im owoc dojrzalszy, tym mniej enzymu. W kolumbijskich ananasach nie szczypało wcale. U nas bardzo często można kupić piękne ananasy za grosze, potrafię już rozpoznać które się nadają, do tego myję je przed obraniem.
      Mam ograniczone możliwości pokazania wszystkiego niestety. Uliczek było sporo, sklep z czekoladą miał pralinki w kształcie amonitów, a miejsce w którym się zatrzymaliśmy, to kolejna bajka. Śniadania jadaliśmy na patio, takim z roślinami i kolibrami. Fantastyczni gospodarze, kawa doskonała, zresztą kupiliśmy ziarnistą do zabrania z małej, rodzinnej plantacji.
      Taki świat zobaczyć w styczniu, to ładunek na resztę zimy. Cieszę się, że mogłam się z Tobą tym podzielić. Pozdrawiam ciepło.

      1. stardust pisze:

        Tu sie przytule, bo bromelaina jest doskonalym srodkiem zapobiegajacym siniakom pooperacyjnym. Wiem bo bralam w tabletkach na dwa tygodnie przed operacjami stop i wszyscy byli zawsze zdziwieni, ze nie mam ani opuchlizny ani zasiniaczonych miejsc wokol szwow.

        1. No właśnie, jak wiem o tym cudzie, to gdzie tylko podają ananasy to się na nie rzucam, niech spalają moje kalorie:) Mam nadzieję dozyć szczęśliwie bez operacji żadnych, ale sobie zapamiętam. Pozdrawiam serdecznie Star.

  2. Irena -Hooltayewpodrozy pisze:

    Niesamowite miasteczko ze względu na historię. Pięknie położone.
    Dodatkowo pełne urokliwych miejsc.
    Wyobrażam sobie, jakie skarby są w tym muzeum.
    Super, że pokazujesz takie miejsca i pięknie słowem opowiadasz.
    Te skamieliny niewiarygodne.Można je dotkąc i przenieśc się w czasie.
    Wspaniały wpis-)
    Serdecznie pozdrawiam!!!!

    1. Dzięki Irenko. No własnie mną wstrząsnęło, jak dotknęłam. Przywiezliśmy sporo tego, kupione na ulicy od pary starszych ludzi. Ciekawostka, podobnie jak w Ekwadorze, po zakupie, sprzedawca coś dorzuca gratis. Ja dostałam jeszcze spory kryształ górski, jeden owoc więcej, albo garść truskawek, miły zwyczaj.
      Jestem zauroczona tym krajem, ludzie bardzo mili, a widoki zniewalajace. Pozdrawiam serdecznie.

  3. stardust pisze:

    Nie bardzo mam czas na napisanie solidnego komentarza, ale cos musze napisac, bo jestem pod ogromnym wrazeniem i urokiem tego miasteczka. To jest cos co ja lubie, takie miejsca mi sie podobaja a Twoje zdjecia doskonale oddaja klimat.
    Przepieknie i to tego owoce i moje ukochane avocado:)
    Dziekuje Mario:**

    1. To mnie cieszy, że tym razem Ci dogodziłam:))) Czasami nie trafiam w Twój gust. Poczekaj co się będzie działo w Barichara, tylko zamieszkać i codziennie zrywać banany z własnego drzewka. Ekwador uwielbiam, ale za Kolumbią zwyczajnie tęsknię, czysto, pięknie i życzliwie.

  4. Zadziwiające są amonity, a jeszcze bardziej ich obecność w otoczeniu 🙂 Czas ich życia jest tak odległy, że przerasta to moją wyobraźnię. Urokliwe miasteczko. Ananasy uwielbiam jeść w miejscach, gdzie dojrzewają, te u nas w sprzedaży nigdy nie mają wystarczającej słodyczy i aromatu. Avocado, melony, papaje, marakuje, raj owocowy 🙂 Mirador wart wysiłku, wąsy bardzo twarzowe 😀 Pozdrawiam Was serdecznie i idę czytać o Jukatanie 🙂

    1. Toteż właśnie, jak zobaczyłam, dotknęłam, to te miliony lat istnienia Ziemi przestały być abstrakcją. Tak, można żyć samymi owocami, uwielbiam ciepłe od słońca, dojrzałe papaje, a chyba najbardziej czerymoję. Gdzieś we wpisie o Ekwadorze, próbowałam pokazać targ i owoce. Pozdrawiam Małgosiu serdecznie.

  5. Kitty pisze:

    Zdjecia bajeczne po prostu – chlone i chlone i nie moge sie napatrzec. Moje ulubione w tej serii to tak biegnaca w dol uliczka, po prostu cudowna.

    Pierwszy raz sprobowalam swiezego ananasa w zeszlym roku ( cale zycie jadlam te z puszki ) – opchalam sie nim po uszy, doslownie i w przenosni. Poparzone mialam cale usta od ucha do ucha! I teraz sie boje, choc wiem, jakie sa zdrowe.
    A moja mama – ktora zjadla drugiego – nic. Nawet jej nie zaszczypalo.

    Przepiekne te amonity – i nie dziwie sie, ze tesknisz za Kolumbia – ja ja rowniez pokochalam Twoimi oczami. Ucalowania

    1. Dziękuję i bardzo się cieszę, że jakoś udaje się mój zachwyt Kolumbią pokazać. Tyle, że nie ma zapachów jedzenia, cudnych knajpek w ogrodach, muzyki i krzyczących, kolorowych pamiatek.
      Szczypie na pewno od enzymu, ale podejrzewam, że tez od środków konserwujących. Trzeba jeść takie, które mają mocno pachnąca, pomarańczową podstawę. Własnie pożarłam pół i nic. U nas była promocja- 98 centów za sztukę z Gwatemali chyba.
      Kolumbia i Ekwador są dużo mniej turystyczne niż Peru, a tyle perełek posiadają, że chciałabym tam wracać od razu. W dodatku nie jest tak obrzydliwie gorąco jak w Panamie, gdzie wabią ludzi do zamieszkania na emeryturze. Bardzo lubię hiszpański. Uściski Kitty, zaraz nadrobię zaległości wszystkie. Pozdrawiam serdecznie

  6. Zawsze ciągnęło mnie do Ameryki Południowej. Wraz z Krzysztofem wspaniale się uzupełniacie. Piękne zdjęcia i świetny opis, oddający nastrój miejsc. Mieszkałam w Polsce w miejscowości, nad którą również szumiało prastare może. Wszędzie można było znaleźć amonity, rurkowce, kalmary. Wprawdzie nie tak duże, jak te na Waszych zdjęciach, ale równie stare:) My budujemy sobie grobowce i pomniki na nagrobkach, amonity upamiętniły się w naturalny sposób. W Twoim tekście szczególnie podoba mi się to, że zwracasz uwagę na duchowy aspekt miejsca – w wielu blogach podróżniczych tego brakuje 🙂
    PS. Cudne masz warkocze. Czy rodowici Kolumbijczycy mieli tak poważne miny jak Krzysztof?