Metodyści, historia pewnej niewolnicy, studenckie psikusy i nawiedzone domy, a w tle burza wojny secesyjnej, to wszystko znajdziecie w Oxfordzie w Georgii. Miasteczko wygląda jak spełnione marzenie o wojażach w czasie. Jego nazwa intryguje bardziej niż białe kolumny i koronkowe werandy, bo w tych sielankowych plenerach umościł się Oxford College.
Oxford to przedmieścia Covington, zasiedlonego przez filmowe wampiry. Historia niepozornego miasteczka okazała ciekawsza niż fantazje scenarzystów.
Czy zastanawialiście się kiedyś co się stało z wyzwolonymi niewolnikami, których odesłano do Afryki? Ja nie miałam pojęcia, że powielili rasistowski model Amerykańskiego Południa i sami mieli niewolników. Dajcie się porwać opowieści z Deep South.
Spis treści
Metodyści. John Wesley
Wyjaśnienie okazało się proste, miasto założyli metodyści i nazwali je Oxford na cześć angielskiej uczelni Johna Wesleya.
Kiedy James Oglethorpe założył 13- tą angielską kolonię ze stolicą w Savannah, zaprosił anglikańskiego pastora Johna Wesleya. Podczas rejsu rozszalał się straszliwy sztorm, złamał się główny żagiel, a nawałnice zalewały kabiny.
Wszyscy krzyczeli ze strachu, byli przekonani, że wkrótce pochłonie ich głębina. Tylko Morawianie spokojnie śpiewali, bo nie bali się śmierci. John Wesley wiedział, że jego wiara nie jest taka głęboka, pragnął poznać sekret ich duchowej mocy. Te wydarzenia były początkiem ruchu Metodystycznego.
Metodyści i Oxford College
Przyjemnie było przechadzać się po opustoszałym kampusie. Stare drzewa chronią dziewiętnastowieczne budowle przed nieznośnym słońcem. Ulotki dostępne w gablotach opisywały historię i przeznaczenie każdego budynku.
Ale dzisiaj chcę się skupić na kilku postaciach i ich wyjątkowych historiach.

Oxford College of Emory University założony w 1836 roku, nosi imię biskupa metodystów Johna Emory’ego. Znani metodyści są uhonorowani nazwami ulic.






Metodyści. Stary kościół i chatka niewolnicy
Pierwszy kościół z 1836 roku, służył w czasie wojny jako szpital dla rannych żołnierzy. Tuż za nim stoi mała chatka niewolnicy Kitty.

Metodyści oficjalnie potępili niewolnictwo, dlatego żaden biskup ani pastor nie mógł być właścicielem innego człowieka.
Misjonarzom często udawało się poruszać sumienia plantatorów. Kiedy wynaleziono gin, odziarniarkę, która zrewolucjonizowała produkcję bawełny, prawo Georgii zakazało wyzwalania niewolników.

Metodyści. Historia niewolnicy Kitty
Jednak w Oxfordzie znalazł się biskup, który miał niewolników, chociaż ich nie kupił. Otóż wszystkich nabył przez kolejne trzy małżeństwa. W tych ponurych czasach synowie dziedziczyli ziemię, a córki wnosiły niewolników w posagu, kiedy wychodziły za mąż.
Razem z drugą żoną do domu biskupa przybyła 12-letnia mulatka, Kitty. Prawo nie pozwalało na jej wyzwolenie, ale teściowa biskupa zrobiła zapis, że dziewczyna ma wyjechać do Liberii kiedy skończy 19 lat.
Kitty odmówiła wyjazdu do kolonii założonej dla uwolnionych niewolników. „Nie chcę jechać do tego kraju. Nikogo tam nie znam. Droga jest długa i mogę umrzeć, zanim tam dotrę”.
Zgodnie z prawem stanowym, gdyby biskup Andrew uwolnił Kitty, musiałby opuścić Georgię. Zbudował dla niej domek na tyłach swojego domu i powiedział, że może tam żyć jak wolna kobieta. Był rok 1842, James O. Andrew, biskup i pierwszy przewodniczącego zarządu Emory College miał poważny problem, był właścicielem niewolników.

Czarna społeczność była przekonana, że panna Kitty była kochanką biskupa i że nie miała żadnego wpływu na swój los. Nikt jakoś nie wierzył w bezinteresowność białego człowieka, nawet jak był biskupem. Bo dlaczego miałby budować dla niej chatkę z dala od innych niewolników. Chyba nie po to, żeby czuła się komfortowo, mówili.
Kitty mieszkała w swoim domku, dopóki nie wyszła za mąż. Miała około 30 lat jak zmarła.
Jej najstarszy syn, uciekł z niewoli pod koniec wojny secesyjnej i dołączył do armii Unii. Został potem kapłanem w Afrykańskim Kościele Metodystycznym.
Pra-pra-prawnuczki panny Kitty, przyjechały złożyć wieniec na grobie prapradziadka i odwiedziły grób Kitty, jak głoszą kroniki.

Rozłam w kościele Metodystów
Kiedy Andrew udał się do Nowego Jorku na doroczną konferencję Metodystycznego Kościoła Episkopalnego, rozpętała się burza. Metodyści nie mogli zaakceptować tego, że biskup jest właścicielem niewolników. Doszło do podziału kościoła, który trwał aż do 1939 roku.
Jak potoczyłyby się losy Kitty, gdyby wyjechała do Liberii?

Niewolnicy w Liberii
Na 50 lat przed zniesieniem niewolnictwa władze Stanów Zjednoczonych zastanawiały się czy życie białych i czarnych w jednym kraju jest możliwe. Biali plantatorzy chcieli się pozbyć wyzwolonych niewolników, żeby uniknąć ruchów abolicjonistycznych. Amerykańskie Towarzystwo Kolonizacyjne znalazło rozwiązanie w założeniu kolonii w Afryce. Nazwano ją Liberia (od angielskiego liberty – „wolność”).
W 1921 roku przybił pierwszy statek do brzegów dzisiejszej Liberii. Agent Towarzystwa Kolonizacyjnego przystawił broń do głowy wodza plemienia i za sznur koralików oraz 6 muszkietów kupił ziemię dla uwolnionych niewolników z Georgii i innych stanów. Pas ziemi miał zaledwie 36 mil długości i trzy mile szerokości. Do 1867 roku do Liberii wyemigrowało 13 tysięcy osób.
Amerykańscy osiedleńcy zniewolili plemiona, które żyły tu od niepamiętnych czasów. Nie mogli się wyróżniać kolorem skóry, dlatego zaczęli się ubierać jak ich biali właściciele w Ameryce. Kobiety wciskały się w ciężkie krynoliny, a panowie nosili wełniane surduty i meloniki. Musieli cierpieć katusze w gorącym i wilgotnym klimacie.

Wiązali się wyłącznie między sobą i nazywali Ameryko-Liberyjczykami. Powielili jedyny sobie znany styl życia. Jako elitarna mniejszość mieli władzę, a rdzennych mieszkańców uważali za gorszych, mniej wyedukowanych i nadających się tylko do ciężkiej pracy. Nie wystarczyła im wolność, chcieli mieć jeszcze swoich niewolników.
Zmuszali tubylców do pracy na polach i na plantacjach kauczuku oraz opodatkowali za samo istnienie. Tworzyli loże masońskie, budowali kościoły metodystów, naśladując Amerykańskie Południe.

Szlachetny eksperyment skończył się fatalnie, bo uciskany lud stał się prześladowcą. Współcześni czarni Amerykanie wciąż skupiają się na niewolnictwie, chcą burzyć pomniki Konfederacji, wymazuje się z historii nazwiska dawnych idoli, a przecież nie brakowało bogatych czarnych plantatorów. Natura ludzka jest pokrętna, za zło częściej odpłaca złem.
Metodyści. Oxford Historical Cemetery
Być może „Westminster” Georgiańskiego Metodyzmu to zbyt szumna nazwa, ale jest tu pochowanych ośmiu prezydentów Emory College. Biskup James O. Andrew i Kitty.


Warto zauważyć, że Kitty została pochowana w białej części cmentarza.

Wojna secesyjna
W latach 1861-1866 wszyscy uczniowie poszli walczyć o Konfederację. Podczas bitwy o Atlantę w budynkach szkoły zbył szpital. W 1866 roku uczelnia znowu zaczęła działać, z 20 studentami i 3 wykładowcami.

Na leśnej polanie za kampusem jest cokół z prostym napisem, „Nasi żołnierze.

Metodyści. Seney Hall
Strzelisty budynek jest najbardziej rozpoznawalnym zabytkiem w Oxfordzie, na jego wieży co pół godziny bije dzwon. Legenda głosi, że podarowała go sama królowa Wiktoria. Zamilkł tylko na czas wojny domowej.

Legenda głosi, że Aleksander Means, czwarty prezydent Emory, był przyjacielem królowej. Wiktoria była zachwycona tym, że istnieje gdzieś drugi Oxford, dlatego podarowała dzwon ważący 500 funtów.

Studenci uwielbiali robić psoty, kiedyś tak ustawili zegar, że dzwon bił bez przerwy. A raz powiesili na wieży wielkie czerwone damskie reformy. Po tym, jak nocą wprowadzili krowy do budynku nie mogli mieszkać na terenie kampusu. Musieli wynajmować kwatery w miasteczku.




Villa Orna

Jak wielu z nas, spędziłam całe lata na pracy, której nie lubiłam, więc kiedy moje dzieci dorosły, postanowiłam odkryć siebie na nowo. Wróciłam do college’u, żeby zdobyć dyplom z kreatywnego pisania.
Kupiłam uroczy dom w historycznej dzielnicy, ale wiedziałam, że to nie jest dom na zawsze. Miałam bardzo wyraźną wizję domu, o którym marzyłam. Od zakrętu podjazdu po kandelabry w jadalni i klatkę schodową.
Villę Orna znalazłam w internecie i pojechałam do Georgii, żeby ją zobaczyć. Zdjęcia nie oddają całego jej piękna. Gdy skręciłam w długi podjazd, zobaczyłam znajomą ze snów krzywiznę wokół starych drzew. To było to. To był mój wymarzony dom, mój dom na zawsze.
Odkąd tu zamieszkałam, przychodzą ludzie z opowieściami, że tu urodzili się ich przodkowie. Witam ich w moich progach, zdając sobie sprawę, że Villa Orna nigdy nie może należeć tylko do mnie, ani do żadnej osoby.
Kupując te piękne stare domy, jesteśmy opiekunami nie tylko historii, ale i dziedzictwa.
Lisa Dorward.

Odkąd przeczytałam wywiad z obecna właścicielką, bardzo chciałam zobaczyć Villę Orna. Miała rację, świergot ptaków, naturalne otoczenie bez betonowych podjazdów, tworzą czarujące miejsce.
To najstarszy dom w Oxfordzie. W 1820 roku rozbudował go Alexander Means, Lekarz, naukowiec, profesor, poeta i prezydent uczelni. Wśród wielu zainteresowań dr. Meansa była ornitologia, więc nazwał swój dom, Orna Villa, co znaczy „Ptasi Dom”.

W jadalni nad kominkiem wisi portret Aleksandra Meansa, zawsze był przekazywany kolejnym właścicielom. Orna jest na liście nawiedzonych domów, ale to nie dawne duchy hałasują, tylko stary dom oddycha skrzypieniem podłóg.
The Branham House
Przez 130 lat zamieszkiwany przez rodzinę Branhamów, jedną z pierwszych rodzin w Oxfordzie.

Metodyści. Dom prezydenta
Od 1837 do 1889 roku dom był prywatną rezydencją wielu prezydentów Emory College.


The Haygood House
Zbudował go Atticus G. Haygood, ósmy prezydent Emory College, a później biskup Metodystów.


Mały drewniany kościółek przy drodze.

W wojnie domowej nie chodziło o zniesienie niewolnictwa, piękne hasła o demokracji i walce z uciskiem maskują tylko prawdziwy powód jakim były pieniądze. Uwolnieni ludzie nie byli lepsi od ciemiężycieli, kiedy tylko los zmieniał front, sami wykorzystywali innych.
Zdarzały się szlachetne wyjątki wśród białych jak np. siostry Grimke, pierwsze abolicjonistki, które się wychowały w domu pełnym niewolników. Właśnie się dowiedziałam, że Sue Monk Kidd („Sekretne życie pszczół”) napisała o nich książkę pt. „Czarne skrzydła”.
I w ten sposób weekendowe wycieczki zamieniły się w przygodę. Gdyby nie ograniczenia w podróżowaniu, mijane miasteczko wywoływałoby tylko nic nie rozumiejący uśmiech. A przed nami były jeszcze kolejne miasta i ciekawe historie, zobaczcie wpis Amerykańskie miasteczka.
23 komentarze
Przenosisz mnie w inny świat, znany mi tylko z książek i filmów.
Ciekawa historia niewolnicy Kitty, szkoda,że tak młodo zmarła.
Super, że możesz nam teraz przybliżać takie perełki, niedaleko Ciebie, pełne historii i tajemnic.
Wspaniałe są domy ukryte wśród ogromnych drzew.
Tak blisko masz Oxford :-)
Dzięki za spacer po pięknych miejscach i opowieści o nich.
Pozdrawiam serdecznie :-)
Cześć Irenko, powiem Ci, że chciałabym być na miejscu tej pani, która wybiera piękne domy i sprawdza w którym się zakocha, a potem realizuje swoje niespełnione marzenia. Ja też się czuję, jakbym wskoczyła do świata książek, chociaż napatrzyłam się na romantyczne domy, to każdy zjazd z autostrady jest jak podróż za granicę. Dzisiaj kolejne miasteczko zobaczyliśmy, ale nieprędko się skończą. Historia Kitty jest ciekawa, bo się wyłoniła z anonimowej masy, ale przedtem mieszkali na tych ziemiach Indianie i o nich warto napisać. Uniwersytet jest tylko oddziałem Emory z Atlanty, który jest w czołówce amerykańskich uczelni i czesne jest tak wysokie, że mało kogo stać. Dziękuję Ci i pozdrawiam serdecznie.
Bardzo ciekawa wycieczka, czekamy na ciąg dalszy.
Dziękuję, materiału nie zabraknie:)
Dziękuję za polecenie książek Sue Monk Kidd. Jedna już zaczęta, a druga czeka na przeczytanie.
A tak, „Sekretne życie pszczół” bardzo mi się podobało, a „Czarne skrzydła” właśnie zaczynam. Autorka mieszka w Charleston.
Przeczytałam już obydwie. Jak wrażenia po „Czarnych skrzydłach” ?
Książka mi się podobała, tym bardziej, że poznałam Charleston i bardzo dużo czytałam o siostrach Grimke i niewolnictwie w tym mieście. Autorka pozwoliła poczuć jak wstrętne było niewolnictwo i jak bardzo zdemoralizowani byli biali właściciele. Aż trudno uwierzyć, że wszyscy byli podli, ale nawet ksiądz tłumaczył niewolnikom, że Bóg wybrał dla nich taki los. Tak naprawdę mała niewolnica zmarła w wieku 8 lat, ale to dobry zabieg pokazać historię także z jej perspektywy. Sara mieszkała do 11 roku życia w Hayward-Washington House ( zajrzyj do postu o Charlestonie). Ale tu jest więcej zdjęć. Łatwo będzie sobie wyobrazić jak mieszkały.
https://www.visit-historic-charleston.com/heyward-washington-house.html
Angelina urodziła się już w innym domu.
https://www.historiccharleston.org/research/photograph-collection/detail/blake-grimke-house-321-east-bay-street-before-restoration/B85B0740-3092-4C3C-BF21-331339283630
Nareszcie wykroiłam chwilę na sam na sam z Walizami :) O domach poczytałam, a także obejrzałam ich piękne zdjęcia – z ogromną przyjemnością, ale to historia Liberii wprawiła mnie w stan… no sama nie wiem, jaki. Ciężko w to uwierzyć, a jednocześnie tak łatwo! Powielamy cudze błędy, nawet jeśli w przeszłości byliśmy ich ofiarami. Ciekawe, wałkowaliśmy na anglistyce historię Południa, literaturę, „life”, a o tym nikt się nawet nie zająknął. Zbyt skomplikowana ta historia, niejednoznaczna, nie pasująca do czarno-białej wizji świata. Takie historie tylko tutaj – pozdrawiam, czekam na więcej!
Warto wspomnieć, że w Georgii jest bardzo dużo kościołów, czasami 10 obok siebie. Metodyści i John Wesley stawali na mojej drodze, a jak juz mnie zmusili, żebym o nich czytała, to zrobiło się naprawdę ciekawie. Denerwuje mnie bojkotowanie opowieści o wujku Remusie, zamach na „Przeminęło z wiatrem”, w ten sposób historii się nie wymaże. Biali mieszkali w pięknych domach i mieli niewolników, dwa światy istniały obok siebie i były tak samo realne. M. Mitchell wzorowała się na prawdziwych opowieściach i postaciach. Czy powieść utrwala stereotypy? Zależy co kto ma w głowie. Burzenie pomników ufundowanych przez wdowy i córki poległych jest jeszcze gorsze. To, że czarni mieli niewolników w USA, a w Liberii zrobili sobie drugie Południe świadczy o tym, że jak jest przyzwolenie, to sumienie milczy. U białych i u czarnych. Złe prawo plus ludzka pazerność prowadzą do niewyobrażalnego zła. Fajnie, że zajrzałaś, pozdrawiam:)
Wiesz, że myślałam o tym samym, jak to czytałam, tzn o „Przeminęło…” , przypomniał mi się inny Twój wpis, właśnie m.in. o tej powieści. Też myślę, że prawda zawsze jest bardziej złożona niż byśmy chcieli. Dobrze, że poruszasz też takie trudne tematy, zawsze otwierasz mi oczy na coś nowego :)
Sama sobie też otwieram, z wielka ciekawością zaglądam pod każdy kamyczek. Nawet jak centrum turystyczne jest zamknięte, zostawiają materiały i można kopać dalej.. „Przeminęło ..” jest niedopracowane, pojawiają się nowe informacje, ktoś organizuje wycieczkę po miejscach związanych z autorką, (podobno każda postać miała pierwowzór). Bardzo ją lubię jako osobę. Kolejne miasteczka może nie mają wielkiej historii, ale pojawiają się Indianie i rzeczy o jakich nie miałam pojęcia:)
Odkryłaś Marylko drugie dno historii niewolnictwa, o którym się mało mówi. W ferworze lejącego się strumieniami współczucia dla tysięcy nieszczęśnikow wykorzystywanych do darmowej pracy ponad siły pomija się te fakty, o których wspominasz. Dlaczego? Bo nie wypada? Bo źle się komponują na tle ogólnych trendów do przepraszania za krzywdy? Poruszyłaś bardzo głęboki i ważki temat nie tylko od strony historycznej ale i psychologicznej. Bo wina białych panów jest tu oczywista a zło czynione na ich podobieństwo jest konsekwencją tego, czego nieszczęśnicy doświadczyli i czego ich nauczono, ale czy tylko? ” Władca much” i organizacja minispołeczeństwa dokonana przez dzieci brutalniejsza od świata dorosłych. ” Uczeń przewyższył mistrza” ciśnie się na usta. Z własnego podwórka mogę podać przykład Aborygenów, którym odebrano ziemię, tożsamość i czlowieczeństwo, których przeprasza się do dzisiaj, ale których potomkowie urodzeni już pod flagą przyzwolenia i akceptacji na wielokulturowość a dodatkowo obdarzeni dodatkowymi prawami, ulgami, finansowym wsparciem rządu etc nadal piją, biorą narkotyki, dewastujä mienie społeczne i własne. Wspaniałe fotki, arcyciekawe historie i niebanalny, głęboki temat do przemyśleń- oto co uczyniłaś blogiem swoim” :) Pióropuszem kapelusza zamiatam Twój chodnik. Pięknie pozdrawiam i dziękuję.
Kiedy się porzuci naiwne myślenie, że ludzkość jest z natury dobra i popatrzy na to co mówi historia, to wniosek jest jeden, kto mógł, ten szybko usypiał sumienie. Wcześniej w Georgii niewolnictwo było zabronione, więc wyjeżdżali do Karoliny, żeby zbijać majątek. Czarni wielokrotnie próbowali się buntować, miali plan, żeby w nocy wyrżnąć wszystkich panów, spalić dwory i uciec na Florydę. Zdradził ich jeden z kamratów. Rzez zapowiadala się straszna. Zaobserwowalam ciekawe zjawisko, otóż przestali w prasie drukować wizerunki przestępców. Ciekawe dlaczego? Bo 80 % to byli czarni? Nienawidzę rasizmu, nie widzę koloru skóry, tylko człowieka, żeby była jasność. Dziękuję kochana za płomienny komentarz i uściski przesyłam:)
Cieszę się już na ciąg dalszy. Ciekawe historie wyszukujesz Marylko i odkrywasz zakamarki zupełnie nieznane. Nie rozumiem co robili na statku Morawianie, bo nie widzę związku z dalszą częścią opowieści (fragment o J. Wesley’u), chyba że to przejęzyczenie. Domy piękne, usytuowane w otwartej, zielonej przestrzeni. Historie powikłane i pokazujące jaką ludzie przeszli zmianę. Kiedy przeczytałam o Kitty to przypomniał mi się serial Korzenie. „Sekretne życie pszczół „czytałam. Drugiej wspomnianej książki nie znam. Dzięki za kolejną inspirację Pozdrawiam serdecznie
Małgosiu, może niezbyt sprytnie pokazałam jak narodził się metodyzm w USA, trzeba coś poprawić widocznie. Kiedy założono Savannah, Wesley popłynął nawracać Indian, po drodze przeszedł przemianę duchową, właśnie pod wpływem Morawian. Oni też wybrali się do Ameryki, może byli prześladowani u siebie. Uniwersytet w Oxfordzie i w Atlancie nadal jest w rękach metodystów, a nazwa bierze się od Oxfordu w UK, alma mater Wesleya. Więcej o założeniu georgii pisałam przy okazji Savannah, tam jest pomnik Wesleya.
Domy są duzo skromniejsze niż w pobliskim Covington, bo należały do profesorów uczelni i nie mieli takich bogactw jak plantatorzy. Sielsko, iddylicznie, miasteczko jak ze snów. Pozdrawiam:)
Marylko wszystko jest ok. Rozumiem :) Dzięki za wyjaśnienia. Pozdrawiam serdecznie :)
Jak odpocznę od tematu, to cos poprawię, bo czuję, że zgrzyta. Równiez pozdrawiam Małgosiu:)
Witaj ponownie, dawno mnie nie było i z wielką radością wracam do lektury Twoich wpisów a to nie tylko bogactwo zdjęć ale i niesamowite historie. W sumie obiło mi się o uszy coś na temat wyzwolonych niewolników a jednak nie zdawałam sobie w pełni sprawy jak to bylo do końca. Tak jak sama piszesz ludzki umysł jest pokręcony i bez odpowiedniej edukacji, tłumaczenia ofiara może stać się katem. Historia Liberii wydaje się potwierdzać ten fakt, to strasznie smutne. Amerykański Oxford ma w sobie wiele uroku i te piękne wille, z ciekawością przeczytałam też historię Kitty. Wspominasz też książkę „ Czarne skrzydła”, mam ją na liście TBR i muszę ją przesunąć o kilka pozycji, to zresztą moja ulubiona autorka.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :)
Miło Cię widzieć Viola:) Właśnie czytam „Czarne skrzydła”, rzecz się dzieje w Charleston, historia pokazana jest okien młodej niewolnicy i Sary Grimke. Byłam tam i znam te ulice, pisałam o niektórych postaciach, dlatego nie mogę się oderwać. Polecam gorąco, jeżeli lubisz autorkę. W książce niewolnice pragną zemsty, sabotują ile mogą. Wcale się nie dziwię, że za bolesne ciosy chcą białej krwi. Historia Liberii pokazuje tylko, że przykład idzie z góry, skoro biali z bogiem na ustach robili coś takiego, to można. Nie pokazałam zbyt wielu prywatnych domów w Oxford, bo chciałam się skupić na tych związanych z uczelnią. Nasze wycieczki nie ustają i poznaję kolejne niesamowite miejsca i oczywiście wspaniałe domy. Historia Kitty jest smutna, za wcześnie umarła, a wcześniej pewnie była wykorzystywana. Smutny jest cmentarz niewolników, nikt nie zadbał o nagrobki. Dziękuję i serdecznie pozdrawiam:)
Witam serdecznie. to jest najciekawszy i zarazem najwspanialszy Blog który przeniósł mnie w nieznany mi dotąd świat, uzupełniłem mocno swą wiedzę i odkryłem ciekawe dla mnie Historie, moge to czytać i ogladac bez końca. Ten Blog podróżniczy trwac i trwac wiecznie. Prosimy o wiecej i więcej. Pozdrawiamy serdecznie !
Dziękujemy bardzo, to bardzo miłe. Cieszymy się i pozdrawiamy serdecznie🙂
Witam serdecznie. to jest najciekawszy i zarazem najwspanialszy Blog który przeniósł mnie w nieznany mi dotąd świat, uzupełniłem mocno swą wiedzę i odkryłem ciekawe dla mnie Historie, moge to czytać i ogladac bez końca. Ten Blog podróżniczy trwac i trwac wiecznie. Prosimy o wiecej i więcej. Pozdrawiamy serdecznie !