Joel Chandler Harris i „Wujek Remus”
Joel Chandler Harris był kiedyś równie popularnym pisarzem, jak jego przyjaciel Mark Twain. Opowiadania Harrisa czytali ludzie w każdym wieku, biali i czarni. Jego „Wujek Remus” pojawił się w filmie Disneya ” Pieśń Południa” i w 1947 roku dostał dwa Oscary. Tę popularność można porównać do szumu wokół Harrego Pottera.
Ale potem Disney wycofał film, a w bajeczkach „Wujka Remusa” dostrzeżono rasizm i umacnianie stereotypów. Podczas naszych wędrówek po Georgii słyszałam o wujku Remusie i Joelu Harrisie tak często, że zapragnęłam poznać jego historię.
Wybraliśmy się niedawno do Eatonton, w którym ocalało ponad sto przedwojennych rezydencji. Miasteczko jest niezwykłe, a oto co zobaczyliśmy.

Spis treści
Wujek Remus. Joel Chandler Harris
Joel Chandler Harris (1848–1908) jest wciąż czule wspominany w małym miasteczku Eatonton, tam gdzie się urodził, a potem słuchał afrykańskich opowieści na plantacji.
Muzeum powstało z trzech starych chat niewolników, położone w sielskiej scenerii, otoczone figurkami zwierząt, jest dobrym miejscem na poznanie tej fascynującej historii.

W 1862 roku 14-letni Joel Chandler Harris przeczytał w ogłoszenie, że właściciel plantacji bawełny poszukuje białego chłopca, który chciałby się kształcić w branży poligraficznej.
Rudowłosy i jąkający się Joel – żyjący z piętnem nieślubnego dziecka – odszedł ze szkoły w której był bezlitośnie wyśmiewany. Pracował za kąt do spania, ubranie i wyżywienie. Wykształcenie zdobywał sam, bo właściciel plantacji dostrzegł inteligencję chłopca i pozwolił mu korzystać ze swojej bogatej biblioteki.
Joel w ciągu dnia pomagał redagować gazetę dostępną w środkowej Georgii, a wieczory spędzał w chatach niewolników. Nieśmiały chłopiec siedział i chłonął zabawne opowieści w snute w trudnym dialekcie.
Najważniejszym gawędziarzem był starszy mężczyzna, który całe życie był niewolnikiem. To on był pierwowzorem wujka Remusa. Wiele lat później, kiedy Harris zaczął pisywać do gazet, przywołał w pamięci to, co usłyszał od kilku czarnych przyjaciół.
Nigdy nie ukrywał, że swój sukces zawdzięcza niewolnikom, którzy podzielili się z nim swoim afrykańskim folklorem. Pomimo tego, że intencje Harrisa były czyste, obraz niewolnika kochającego swojego pana, jest dzisiaj dla wielu ludzi upokarzającym przypomnieniem bolesnej epoki.
W Georgii na początku kwietnia wszystko jest w rozkwicie, kiedyś gdzie oko sięgało roztaczały się pola bawełny.



Historie wujka Remusa. Joel Chandler Harris

Brat Królik, urodzony i wychowany w gęstych kolczastych zaroślach. Jego cześć przetrwa na zawsze dzięki odwadze i przebiegłości.
Wujek Remus – najpierw niewolnik a potem wierny sługa i życzliwy mentor – przekazywał w bajkach mądre życiowe lekcje. Co wieczór odwiedzał go biały chłopiec zafascynowany historiami mędrca.

Główną postacią jest sprytny Brat Królik, który dzięki przebiegłości radzi sobie z silniejszym Bratem Niedźwiedziem i Bratem Lisem.
Tłem wydarzeń była jego rodzinna Georgia i życie na plantacji, które Joel Chandler Harris poznał dokładnie podczas kilku lat pracy. Odmalował szczegółowo kulturę czarnych niewolników, ich dialekt, pieśni i legendy.
Z opowiadań wyłaniał się idylliczny obraz Południa z nutą nostalgii, bo tak zawsze wspomina się młodość i szczęśliwe lata.
Jedyne polskie wydanie opowiadań Harrisa z 1929 roku miało tytuł „O psotach kuma Zająca” w przekładzie Władysławy Wielińskiej. Bardzo odbiegało od oryginału.


„Song of the South” – Pieśń Południa
Disney przeniósł opowiadania Harrisa na ekran. Za rolę Remusa Oscara otrzymał James Baskett, który był pierwszym czarnym mężczyzną, który dostał takie wyróżnienie.
Piosenka „Zip-a-Dee-Doo-Dah ” również zdobyła Oscara w 1947 roku.
Film wycofano, ponieważ mógł w niebezpieczny sposób wypaczać obraz niewolnictwa, które ani trochę nie było sielankowe. Warto przeczytać komentarze pod filmem, bo wspomnienia o wujku Remusie to najlepsze chwile z dzieciństwa wielu Amerykanów.
W podobną niełaskę jak Joel Chandler Harris, wpadła Harriet Beecher Stowe, autorka „Chaty wuja Toma”, chociaż to ona uwrażliwiła wszystkich na krzywdę niewolników. Hattie McDaniel też musiała się tłumaczyć ze swojej roli Mammy w Przeminęło z wiatrem”.
„Gdybym choć przez chwilę pomyślała, że film jest poniżający lub szkodliwy dla mojego ludu, nie pojawiłbym się w nim”.
Brat Królik

Najbardziej znane jest opowiadanie pt. „The Wonderful Tar Baby Story”. ( do posłuchania).
Eatonton – miasto Alice Walker, Joela Harrisa i Flannery O’Connor

W Eatonton urodziła także Alice Walker, która dostała Pulitzera za „Koloru purpury”. W roku 1985 roku powstał film w reżyserii Stevena Spielberga.
Niedaleko, na farmie Andalusia mieszkała i pisała Flannery O’Connor. Z przyjemnością się tam wybiorę, na razie czytam jej opowiadania.

Brata Królika spotkać można w wielu miejscach.

Teraz trzeba usiąść koło wujka Remusa, nacisnąć guziczek i posłuchać opowieści.

Gmach sądu hrabstwa Putnam z 1905 roku.

W latach 1861–1865 w USA trwała wojna domowa pomiędzy Północą – Unią – i Południem, lub Konfederacją. W wielu miastach stoją podobne pomniki.
„Hołd miłości od Córek Kapituły Konfederacji Dixie na cześć ludzi z hrabstwa Putnam, którzy służyli w armii Skonfederowanych Stanach Ameryki”.




Piękny dom w stylu greckiego odrodzenia z 1852 roku.




Dom Bronsona, zbudowany w latach 1816–1822. Za tym budynkiem mieszkał Harris ze swoja mamą.

Davis-Ashurst House, 1888 rok.

Pierwszy Zjednoczony Kościół Metodystów w Eatonton został poświęcony w marcu 1858 roku. Uwielbiam te stare drewniane kościoły.


Dom Taliafero, zbudowany około 1836 roku. Obecnie plebania kościoła metodystów.

Kościół Prezbiteriański w Eatonton z 1897 roku.


w obronie „Wujka Remusa”
Staram się zrozumieć uprzedzenia potomków niewolników, ich koszmar trwał ponad dwa stulecia. Żydzi też by nie znieśli opowieści o dobrych nazistach w obozach zagłady i nie chcieliby utrwalać obrazu swoich bliskich w roli więźniów. Raczej trudno byłoby im czytać o wesołych przygodach jakie ich tam spotkały.
Jednak trzeba pamiętać, że Joel Chandler Harris jak na XIX wiek miał nowoczesne poglądy i bardzo przyłożył się do edukacji byłych niewolników.
Alice Walker zarzuciła mu, że ukradł jej dziedzictwo i na nim zarobił, ale to nieprawda, pomógł je zachować, bo przecież niewolnikom nie pozwalano uczyć się pisania i czytania. Nigdy nie powiedział, że wymyślił te historyjki, zawsze podkreślał, że są afrykańskim dziedzictwem. I nie zgodził się jechać w trasę, podczas której mógł zdobyć jeszcze większa popularność i zarobić więcej pieniędzy. Opisał świat taki, jaki go w tamtym czasie otaczał.
Mark Twain i Joel Chandler Harris korespondowali ze sobą, a nawet się spotkali. Twain czytał swoim córeczkom historie o króliku, dlatego były bardzo przejęte kiedy Harris ich odwiedził.
Drugim muzeum, w którym jest upamiętniony Joel Chandler Harris jest „The Wren’s Nest” ( gniazdo strzyżyka) tak nazwał swój dom w Atlancie. Zachował się egzemplarz „Life on the Mississippi” z ciepłą dedykacją Marka Twaina. Obaj chcieli ożywić Południe ze swoich wczesnych wspomnień.
Jeśli lubicie małe amerykańskie miasteczka, to zajrzyjcie do filmowej Georgii, a także innych wpisów.
Zapraszam do obserwowania
Tym wpisem przenioslas mnie do wczesnego dziecinstwa, kiedy jeszcze mieszkalam z dziadkami w Warszawie. Nie wiem skad dziadek wytrzasnal i kupil mi kilka ksiazeczek ze zlotej serii Disney´a, miedzy innymi wlasnie te o Wujku Remusie i smolowym ludziku. Dziadkowie dbali o moja edukacje i posylali mnie do jakiegos osrodka/domu kultury(?), gdzie byly zajecia angielskiego dla przedszkolakow. Kiedy nauczylam sie czytac, dostalam te ksiazeczki po angielsku. Nie wiem, co sie pozniej z nimi stalo, gdzies sie pogubily.
Z innej beczki, bardzo podoba mi sie zabudowa na poludniu, te domy sa tak piekne, ze az dech zapiera, miasteczka tak urocze, ze nie chce sie stamtad wyjezdzac. Tylko klimat niezdrowy.
Zgadzam sie, ze niewolnictwo to dosc niechlubna przeszlosc, ale nalezy do historii i nie da sie go wykreslic, zapomniec czy przygluszyc przesadna poprawnoscia polityczna. Mam z ta chora poprawnoscia ostatnio za duzo do czynienia i staje sie to nieznosne. Fanatyzm w kazdym wydaniu, jest gorszy od faszyzmu.
Bardzo się cieszę, że moja wycieczka przypomniała Ci piekne chwile z dzieciństwa, nieważne ile ma się lat, pierwsze książeczki wspomina się ze wzruszeniem. Domy zapierają mi dech od kilku lat i jeszcze nie mam dość. W Atlancie całe dzielnice są takie, ale gęsto usiane i odnowione budynki na wypicowanych osiedlach trochę przerażają. Za to w miasteczkach i wsiach na duzych przestrzeniach wygladają tak niesamowicie, jakbym się cofnęła w czasie. Puste Eatonton z tymi starymi szyldami było mocne, wydawało mi się, że zza rogu wyjedzie ktoś na koniu. Chociaż tu mieszkam jakiś czas, ciągle mam wrażenie, że wjechałam na plan amerykańskiego filmu. Co by im zostało, gdyby wyburzyli wszystkie pamiątki i pomniki? Masz rację, przeszłości już się nie zmieni, zamiast współczucia może pojawić się niechęć, Pozdrawiam Aniu 🙂
Marylko nie znałam Harrisa, ani jego opowieści o króliku. Postacie wpisują się w ówczesną epokę. To tez pokazuje jak wszystko ulega zmianom 🙂 Dzięki za te konkluzje 🙂 Bardzo ciekawie opisałaś i pokazałaś miasteczko i związanych z nimi autorów. Jak patrzę na domy to wydaje się jakby czas tam się zatrzymał. Czy one są zamieszkałe ? Bo na takie wyglądają 🙂 Bardzo ciekawy wpis. Dzięki wielkie , pozdrawiam
Małgosiu budynki są w większości zamieszkałe, ale widzieliśmy też niszczejące latami. Trzeba mnóstwo pieniędzy włożyć w remont. Kiedyś buszowałam na takim zabytkowym domu, bo była wyprzedaż wszystkiego, na strychu leżały suknie i obręcze do krynoliny. W każdym miasteczku jest kilka starych domów albo drewnianych kościołów. Jak się skończy kwarantanna chciałabym się wybrać do Gniazda Strzyżyka w Atlancie, dom Harrisa jest śliczny i zostało mnóstwo pamiątek. Muzeum opiekują się jego potomkowie. W okolicy jest dom, który zagrał w „Wożąc panią Daisy” i kolejna ciekawa historia. Miłego weekendu Małgosiu i zdrowia:)
Nieznana jest mi historia Harrisa, ani jego ksiązki. Pewnie jednak gdybym natknęła sie na nie w dzieciństwie bardzo by mi się podobały tego typu opowieści, bo uwielbiałam „Chatę wuja Toma” a nieco później serial „Korzenie”. Dzis człowiek widzi i rozumie więcej, potrafi wczuc sie mocniej w położenie innych, zrozumieć, że nie wszystko jest takie, jakie się nam przedstawia. Dziś zresztą jest podobnie – co innego jest w mediach głównego nurtu, co innego w tych internetowych a człowiek sam musi z tego umieć wyciągnąc jakas prawdę dla siebie, nie dać sie ogłupić ani jednym ani drugim.
Piękne widoki, domy, płoty, kolorystyka Georgii. Tydzień temu oglądałam znowu „Przeminęło z wiatrem”. I znowu dostrzegłam w nim cos nowego – dojrzałam do zrozumienia czegoś, co do tej pory było ode mnie daleko. Na przykład, jak wielka jest siła ludzka, jak wiele potrafi przejść i nie oszaleć, jak czasem egoizm potrafi ocalać, jak szybko spokój zamienia się w piekło, by zaraz potem znowu przemienic sie w sielankę.
Ściskam Cię mocno, Marylko kochana i pozdrawiam z wiosennego przysiółka pełnego kwitnących drzew owocowych!:-)♥
A wiesz Olu, ta piosenka wydaje mi się znajoma, nie jest wykluczone, że puszczali kiedyś w telewizji. przeczytałam sobie streszczenia i nie dziwię się, że te historie miały aż takie powodzenie.
„„Obedrzyj mnie ze skóry bracie lisie, wyrwij mi gałki oczne, wyrwij mi ogon z korzeniami, odetnij mi nogi, ale proszę bracie lisie, nie wrzucaj mnie do briarpatch (łata wrzośćca, czyli jakieś gęste zarośla)”
A jak wiadomo w takich zaroślach królik się urodził i to było jego naturalne środowisko:)
Nie rozumiem tego zamieszania wokół „Chaty wuja Toma”, zacytuję siebie z wpisu o Charlestonie.
„“Więc to ty jesteś tą małą kobietą, która napisała książkę rozpoczynającą tę wielką wojnę! Prezydent Abraham Lincoln tak podobno zwrócił się do Harriet Beecher Stowe, gdy spotkał się z nią na przyjęciu w Białym Domu 2 grudnia 1862 roku.
Harriet Beecher Stowe napisała powieść, która wstrząsnęła społeczeństwem i zmusiła do zobaczenie ludzi w niewolnikach, dostrzeżenia ich uczuć i dramatycznych losów.”
Ci ągle dowiaduję się czegoś nowego w związku z Margaret Mitchel i jej posiwścią, dlatego wpis o niej bez przerwy modyfikuję. No własnie, niemal wszystko co jest w powieści wydarzyło się naprawdę, albo Margaret ( wrocila do domu dzien po śmierci mamy, jak Scarlett), albo jej rodzinie w czasie wojny. Opowieści o wojnie towarzyszyły jej od dzieciństwa, to ich prawda, tak samo ważna.
Co do ludzkości, to nie mam złudzeń, sporo się naczytałam o czarnych, którzy mieli własnych niewolników, więc to kwestia tego co można i co jest dozwolone, sumienie nie gra tu najwazniejszej roli.
Znowu skopiuję wpis z „Charleston o polskim Żydzie.
„Pierwsza fala rodzin żydowskich przybyła w 1741 roku z Georgii, ponieważ tam w owym czasie, posiadanie niewolników było zabronione. Cohen, (ur. w 1763 roku) zaczynał jako handlarz, ale szybko zdobył znaczny majątek i posiadał wiele nieruchomości w całym mieście. Był zaangażowany w handel niewolnikami: licytację, zastawianie i dzierżawę całych rodzin.”
Dziękuję za urocze pozdrowienia obsypane kwiatkami z przysiółka, ja tez Cię mocno ściskam Olu.
p.s. dzisiaj znowu zrobilismy sobie wycieczkę do cudnego miasteczka, zaczepił mnie policjant, ale tylko żeby zapytać czy mi się podoba:)
Posłuchałam sobie jeszcze raz tej uroczej piosenki, bo podoba mi sie głos tego aktora (przypomina mi Topola, odtwarzajacego rolę Tewiego Mleczarza w filmowej wersji tego musicallu).
Tak, po czasie niektórzy ludzie (zwłaszcza krytycy literaccy i filmowi) wiele rzeczy przeinaczają, komplikują proste rzeczy, dodaja sensów, których tam nie było, ogłupiają i dezorientują. A tymczasem rzeczywiscie tak jak w przypadku „Chaty wuja Toma”, ta ksiazka otworzyła wielu ludziom oczy na koszmar niewolnictwa, pozwoliła ostatecznie zacząć zmieniać ich los.
Tak, pamiętam jak pisałaś o Cohenie, Żydzie, który parał sie handlem niewolnikami. Niestety, w niedawnych ofiarach często jest brak empatii a nawet wrecz przeciwnie – staja sie jeszcze okrutniejsi niż ich przesladowcy, chcąc jakby w ten sposób przezwyciezyc swoje traumy, wyjsc z poczucia ponizenia i upokorzenia i udowodnic sobie, jak wiele jeszcze mogą. A że kosztem innych? Cóz, to wszak „tylko” inni, a wiec obcy.
Fajnie, że ten policjant okazał sie sympatyczny. i fajnie, że robisz sobie nadal ciekawe wycieczki, Marylko. A czy w obowiązkowych maseczkach? Bo i ja musiałam w zeszłym tygodniu wdziac na długo to pieroństwo – koszmarne, klaustrofobiczno, duszące uczucie!
Jak dobrze, że wokół mam swoja wysepkę wolnosci i coraz piękniejszej wiosny.
Ściskam Cię promiennie i wiosennie, droga Marylko!:-))
U nas można wychodzić na spacery cały czas, byle się przestrzegało dystansu z obcymi. Dlatego odwazylismy się na kolejną wycieczkę, w Covington ludzie spacerowali bez masek, przyjaznie pozdrawiali, ale nie było ich dużo. Dwa razy minęła nas policja, a trzeci raz sympatyczny policjant zobaczył mnie z krzakach z lufa aparatu i zagadał czy mi się podoba. Ola, ja padłam z wrażenia tak bardzo mi się podobało, a myślałam, że już wszystko widziałam. Tropiliśmy gniazdo wampirów:)
Wracając do tematu, to niewolnictwo było czymś bardzo złym, ale istnieje jeszcze historia białych osadników, którzy wcale nie mieli niewolników, a ginęli na wojnie. Niech sobie stoją te pomniki. Wszelkie pieniactwo mnie denerwuje, a już na pewno ataki na „Przeminęło z wiatrem”, to byłoby straszne, gdyby film spotkał ten sam los co „Pieśń Południa”. Serdeczności Olu:)
Zupełnie nieznana mi historia Harrisa i jego książki. Z ogromną ciekawością i przyjemnością pochłonęłam Twój tekst.
Ciągle się człowiek czegoś nowego dowiaduje. Super,że masz możliwość podróżowania po tak ciekawych i niezwykłych miejscach.
Fajnie,że się tym dzielisz.
Architektura niesamowita, domy tak piękne, że napatrzeć się nie można.
Wspaniały wpis.
Pozdrawiam serdecznie-)
Dziękuję Irenko, nawet współczesne budynki mają w sobie grację, dzięki kolumienkom, przepastnym werandom, a i roslinnośc jest prawie tropikalna. Udało mi się z wyhodować rząd pomarańczy ozdobnych. Z Harrisem sprawa niesamowita, bo starsi wspominają z łezką w oku, jako najlepsze chwile dzieciństwa. Potem ktos ogłasza, że to be i nie można się zachwycać zwierzątkami i ciepłym wujkiem. Pozdrawiam Cię serdecznie:)
Uwielbiam Twoje opowieści z południa Stanów, mam marzenie odwiedzić ten piekny kraj i chętnie zajrzę do tych sennych małych miasteczek. Zgadzam się z Tobą, co do obrony dziedzictwa Harrisa, niestety współczesny świat ma wielkie tendencje do wyolbrzymiania faktów i czepiania się szczegółów. A przecież chodzi tu o prostotę przesłania bajki. Piękna opowieść, ciekawostki i cudne zdjęcia. Dziękuje
Bardzo mi miło Violu:) Mieszkam tu siedem lat, a pół godziny jazdy od domu mam wrażenie, że wyjechałam za granicę. Jak się wszystko dobrze skończy w końcu wszyscy z przyjemnością ruszymy w podróż. Ja uwielbiam Anglię i zajrzałabym do tych wszystkich miejsc, które Ty pokazujesz u siebie. Pozdrawiam serdecznie:)