Grenada i karaibski Titanic
Grenada szczyci się najpiękniej położoną stolicą na Karaibach i ma rację. Zamglone szczyty starego krateru przechodzą w zielone zbocza, ozdobione pastelowymi budynkami.
Prawie 60 lat temu zawodzenie rogu ze statku wycieczkowego zakłóciło sielski poranek. Na pokładzie było prawie 700 osób, kiedy wybuch w maszynowni wzniecił pożar. Mieszkańcy Grenady wyruszyli na ratunek. Przy pomniku wdzięczności usłyszeliśmy porywającą historię Titanica z Karaibów.
Korzenną wyspę odkrył Kolumb w 1498 roku podczas swojej trzeciej wyprawy do Nowego Świata. Co z tego wyniknęło opowiada tablica na klifie, gdzie ostatni wojownicy Carib popełnili samobójstwo. Najgorsze miało dopiero nadejść, dzisiaj 80 % mieszkańców Grenady pochodzi od afrykańskich niewolników.
Spis treści
Grenada – St. George’s
Górzysta Grenada ma 10 wodospadów, jest porośnięta bujnym lasem deszczowym i huragany ją omijają. Czarującą wyspę o długości 34 km. i 19 km. szerokości zamieszkuje tylko 112 tysięcy mieszkańców. Wszędzie unosi się zapach gałki muszkatołowej, cynamonu i goździków. Do Grenady należą wyspy Carriacou i Petite Martinique.
St. George’s jest stolicą wyspy i największym miastem Grenady. Założyli je Francuzi w 1732 roku, potem Grenada przeszła w ręce Anglików. Od 1974 roku wyspa jest niezależna, chociaż nadal głową państwa jest Elżbieta II.
Kolonialna architektura jest mieszaniną angielskich i francuskich tradycji. Wiele budynków powstało z kamieni i cegieł, które były balastem na starych statkach handlowych. Wewnętrzny port jest pełen statków i jachtów.
Fort George
Każdego dnia odwiedzaliśmy zrujnowany francuski fort, żeby wzruszać się doskonałą kompozycją nieba, morza i gór. A potem wchodziliśmy do obrazka, żeby się przekonać, że ten świat istnieje naprawdę.
„No pain, no gain, brother” – Bez bólu nie ma zwycięstwa, bracie.
Grenada i turyści
Codziennie na Grenadę przybijają statki wycieczkowe, dlatego myślałam, że przedsiębiorczość kwitnie. Jednak zamknięte supermarkety i restauracje przy porcie wymownie wskazują, że goście korzystają z tego, co mają w nadmiarze na statku.
Najbardziej podobały mi się naszyjniki wykonane z gałki muszkatołowej, przeplatanej kawałkami kurkumy, imbiru, goździków i liści laurowych. Panie na ulicach były nimi obwieszone i obiecywały, że zapach utrzyma się przez dwa lata. Uśmiecham się do moich wisiorków, chociaż straciły świeżą woń po tygodniu, mam w kuchni kawałek Grenady.
Kiedy ten tłum dotrze do portu, otoczą go uśmiechnięci przewodnicy. Mają tylko kilka sekund, żeby wzbudzić sympatię i zaufanie. Hipnotyzują turystów żeby nie odeszli od razu i chociaż zerknęli na mapę z atrakcjami wyspy. Jeśli komuś uda się upolować jedną parę, kolejnej wzrośnie poczucie bezpieczeństwa, a trzecia sama dołączy.
Justin pomylił nas z pasażerami, jednak swoim urokiem i humorem zawrócił z zaplanowanej wycieczki. Z rozbawieniem obserwowałam jak łowi kolejnych turystów wskazując nas, to działało. Jednocześnie roześmiany dbał o to, żebyśmy się nie rozpierzchli.
Razem z Anglikami i Amerykanami z polską babcią w drzewie genealogicznym i pojechaliśmy busikiem na wycieczkę. Konkurencja jest ogromna, a jednak koledzy Justina machali do nas, że wybraliśmy najlepszego przewodnika. Bo ludzie są tam fantastyczni.
Fort Frederick
Twierdza leży na wysokości 244 m n.p.m. pozwala podziwiać jeszcze większą panoramę południowo-zachodniego wybrzeża Grenady.
Carib’s Leap – Skok Cariba
Na północy wyspy znajduje się 40-metrowy klif o nazwie „Skok Cariba”, właśnie tam Indianie popełnili masowe samobójstwo. W 1651 r. czterdzieści osób skoczyło z urwiska, żeby nie wpaść w ręce Francuzów.
Francuzi próbowali zająć wyspę już w 1626 r, ale szybko się przekonali co znaczy gniew Cariba. Jakiś czas potem przekupili Indian kolorowymi szkiełkami, nożami i toporami i na wyspie pojawiło się 200 osadników.
Rok później lud Carib chciał się pozbyć Intruzów, ale Francuz zdążyli wybudować fort. Na pomoc Caribom przypłynęli bracia z sąsiednich wysp, jednak armaty i karabiny szybko pokonały 800 Indian uzbrojonych w łuki. Ostatnich Caribów Francuzi zapędzili na skraj klifu. Na szczęście lud przetrwał na Dominice i st. Vincent.
To krwawe wydarzenie jest wspominane w Grenadzie z wielką czcią, dlatego nie podoba im się chrześcijański krzyż na tablicy pamiątkowej. Indianie nie chcieli przyjąć wiary swoich najeźdźców.
Lud Carib
W porze suchej, reprezentowanej przez nietoperza, mężczyźni karczowali lasy pod uprawy, wyrabiali kajaki i zbudowali domy. Po letnim przesileniu nadchodziła pora deszczowa, czas kobiet i mokry czas żab. Kobiety sadziły słodkie ziemniaki, maniok i kukurydzę.
Kobiety dbają o rodziny, przygotowują maniok i mięso, zakładają ogrody, utrzymują dom w czystości, malują swoich mężów i przędą. Ich praca nigdy się nie kończy
… dlatego należy raczej uważać je za niewolników niż za towarzyszy.
Davies, John 1666 – The History of The Charriby Islands.
Opinia siedemnastowiecznego Indianina wiele mówi o niezmienności ludzkiej natury. Więc to jest takie proste? Im więcej dla kogoś robimy, tym bardziej mu się to należy. Całkowitym poświęceniem i uległością nie zdobywa się szacunku.
Bianca C, karaibski Titanic
Na Grenadzie przetrwała afrykańska tradycja storytellingu. Gawędziarze chętnie opowiadają o tragedii statku wycieczkowego Bianca C.
22 października 1961 roku, 180 metrowy włoski liniowiec Costa Bianca C płynący z Wenezueli do Neapolu, miał opuścić swój ostatni karaibski przystanek.
Zanim podniesiono kotwicę, w maszynowni rozszalał się ogromny pożar. Flaga alarmowa i żałobny sygnał zmobilizowały wszystkich żeglarzy w porcie. Każda dostępna łódź rybacka, jachty, motorówki i malutkie pontony popłynęły w stronę gęstego, czarnego dymu.
Na pokładzie było 700 osób, załoga doprowadzała przerażonych ludzi na rufę i po kołyszących się drabinkach opuszczała do łodzi ratunkowych. Nie było czasu do stracenia, w ciągu dwóch godzin wszyscy pasażerowie opuścili pokład.
Kapitan statku i oficerowie koordynowali pracę z mostka
Kiedy nadeszła ich kolej, ogień odciął im drogę. Cudem znaleźli drabinkę i zeszli bezpiecznie z płonącego statku. Chwilę później nikt by się nie uratował, bo Bianca płonęła tak mocno, że kadłub żarzył się na czerwono, a woda wokół statku zaczęła wrzeć.
Karetki pogotowia zabrały rannych do szpitala, a prywatne samochody rozwoziły ludzi do obozu utworzonego przez rząd. Zginęły trzy osoby z obsługi statku
Kiedy okazało się, że w obozie jest za mało miejsc, mieszkańcy Grenady zaprosili ocalałych do swoich domów i oddali im swoje łóżka.
Przez cały tydzień sklepy dostarczały za darmo potrzebne produkty, rolnicy wysyłali ciężarówkami warzywa i owoce, kucharze otworzyli kuchnię obozową, a Czerwony Krzyż zbierał odzież i przybory toaletowe.
Z Puerto Rico spieszyła na pomoca fregata „Londonderry”. Po dwóch dniach Bianca wciąż płonęła. Istniało zagrożenie, że statek zatonie i zablokuje wejście do portu.
Udało się trochę odholować płonący wrak, ale silny wiatr utrudniał nawigację. Łańcuch holowniczy pękł, Bianca zboczyła z kursu, a potem z sykiem zanurzyła się pionowo i opadła na dno.
Dzisiaj wrak jest jednym z 10 najpopularniejszym miejsc do nurkowania w ciepłych wodach. Na głębokości 50 metrów można dostrzec kadłub porośnięty bujnymi koralowcami, ma długość 165 metrów.
Christ of the Deep
Figurę Chrystusa z głębin podarowała Grenadzie wdzięczna za pomoc Linia Costa. To replika dzieła Guido Gallettiego. Oryginał jest zatopiony w Zatoce Neapolitańskiej, żeby chronił wszystkich żeglujących na pełnym morzu.
Carenage
Tu znajdziemy historyczną część miasta, stary port otaczają georgiańskie budynki, spacerują uczniowie i studenci w mundurkach. Zauważyliśmy niemiecką flagę i restaurację „Schnitzel Haus”.
Plaża Grand Anse
Najpiękniejsza plaża Grenady ciągnie się przez dwie mile. Czy może być coś milszego, niż styczniowy spacer po plaży, kiedy mamy urodziny dzień po dniu, a morze wyrzuca syreny na brzeg?
Tłoczno było tylko w grajdołku, skąd łódeczki zabierały turystów ich na statek. Mieszkaliśmy przy porcie, dlatego zabraliśmy się z nimi.
Grenada, wyspa przypraw.
Grenada jest drugim na świecie producentem muszkatołowca, jego owoc widnieje na fladze narodowej.
Mace, czerwona osłonka orzecha również jest przyprawą. Na pytanie do czego się jej używa, usłyszałam- do wszystkiego: ciasta, napojów, sosów.
Kakaowiec i kurkuma.
Ekstrakt waniliowy od tej pani sprawia, że moje ciasta smakują wybornie.
Gouyave.
Miasteczko jest rybacką stolicą Grenady, która słynie z fabryki przypraw.
Rebelia Fendona
Kolorowe Gouyave ma swojego bohatera narodowego. Julien Fedon, syn francuskiego jubilera i czarnej kobiety, miał dość brytyjskich rządów na Grenadzie. Chociaż kupił 450 akrową plantację z osiemdziesięcioma niewolnikami, pragnął znieść niewolnictwo i stworzyć na Grenadzie republikę afrykańską.
2 marca 1795 r. zaczął się bunt do którego przyłączyło się około 28 000 niewolników z kilku plantacji. Brytyjczycy zabili brata Fendona, a on w odwecie stracił 48 brytyjskich jeńców.
Buntownikom udało się zająć prawie całą wyspę, oprócz stolicy. Po roku walk 19 czerwca 1796 roku Brytyjczycy pokonali rebeliantów, ale nigdy nie schwytali Fendona.
Transport na wyspie
Ciekawym doświadczeniem było podróżowanie busikami po wyspie. Na dwuosobowe fotele wciskała się trzecia, a czwarta rozkładała boczne siedzenie, jeszcze dwie osoby obok kierowcy i w drogę. Szybka jazda po wąskich górskich drogach przy bardzo głośnych karaibskich rytmach, przerażała i bawiła.
Na częstych przystankach cała załoga wyskakiwała, żeby wypuścić kogoś z tyłu i w kilka sekund wrócić do środka. Znowu rozbrzmiewała energetyczna muzyka i kontynuowaliśmy jazdę przyklejeni do siebie.
Trochę trwało, zanim złapaliśmy rytm, aż konduktorka niecierpliwie krzyknęła-Dżizas! Zbierała pieniądze przy wysiadaniu.
Grenada – Wodospad Annandale
Na Grenadzie znalazłam wszystko co kocham, beztroską radość, bezkresne piękno, wspaniałych ludzi i pyszne jedzenie. Nie zabrakło ciekawych historii, których się słucha z wypiekami.
Pod koniec stycznia nikt jeszcze się nie spodziewał, że długo trzeba będzie czekać na możliwość swobodnych podróży. Nieświadomi zagrożenia wyskoczyliśmy jeszcze w walentynkowy weekend do Santo Domingo, ale o tym w następnym odcinku. Bądźcie zdrowi.
Cudowna niespodzianka na koniec dnia pracy na komputerze. A właśnie wczoraj zastanawiałam się, co będzie następne i czy w ogóle pojawi się wkrótce jakiś nowy wpis, bo jak wiadomo czas podróżom nie sprzyja… Bardzo podoba mi się Twój komentarz – tak, poświęceniem i uległością nie zdobywa się szacunku… to prawda bez względu na epokę, szerokość geograficzną, kolor skóry. No i nie wiedziałam, że muszkat, który okresowo ładuję do wszystkiego, ma takie gruszkowaty owoc. Te żółte skórki mamy od jakiegoś czasu w Polsce – ja kupiłam je jako „kwiat muszkatu”, a ponieważ nie miałam pojęcia co sie z nimi robi, wrzuciłam je do zupy – była całkiem niezła, ale jakiś prosty przepis byłby mile widziany 🙂 Pozdrawiam i czekam na opis ryzykownego wypadu do santo Domingo. I na koniec kwarantanny też, oczywiście 🙂
Czas podróżom nie sprzyja, ale my mamy szczęście, bo Amerykanie nawet przed wirusem nie spacerowali po swoich miasteczkach. W każda niedzielę robimy wycieczki, był wujek Remus, szlak wampirów, ostatnio uczelnia w Oxfordzie ( na pamiatkę TEGO Oksfordu) z metodystami i niewolnikami w tle. Dzieje się sporo, a potem doczytuję i mam pomysły na wpisy:)
To rozbrajająco szczere zdanie, że skoro kobiety pracują jak niewolnice, to nie mogą być partnerkami nie jest może odkrywcze, ale swoja prostotą wali po oczach. Musiałam wstawić ten cytat:)
„Mace (the red lacy substance that wraps around the nutmeg) is used as a preservative and to season soups, stews, sauces, and pickles”. Czyli zupa jak najbardziej:) Trzeba dodawać pod koniec gotowania, żeby nie zrobiła się gorzka. Ładnie barwi potrawy, najlepiej pasuje do ostrych dań. Wypad do Santo Domingow lutym jeszcze nie był ryzykowny. Bardzo mi miło, że zajrzałaś i byłas uprzejma nowy wpis nazwać cudowną niespodzianką:))) Pozdrawiam pięknie.
Jak dobrze, Marylko, że przed obecnym czasem zakazów i obostrzeń mogłaś swobodnie pojechać w tyle ciekawych miejsc i mieć dzięki temu tyle wspaniałych wspomnień, do podzielenia sie z nami, tyle zdjeć do pokazania. Z tego, co piszesz powyżej wynika, że nadal robicie sobie wycieczki po interesujacych miejscach w USA. Czyli w każdy czas moze być ciekawie i człowiek może mimo wszystko czuć sie wolny….Choć, są oczywiscie wyjatki od tej reguły, które nie zależa od czasów, ale od takich a nie innych charakterów ludzkich, ich tradycji, które ludzi wtłaczają w pewne role, albo od raczej egoistycznego przyzwyczajenia do ubezwłasnowolniania i upokarzania innych dla własnej wygody i poczucia bezpieczeństwa. Mam tu na myśli, rzecz jasna, sytuację kobiet, których sytuacje, jakze trafnie opisuje cytowany przez Ciebie fragment, że skoro tak ciezko pracują jak niewolnicy, to nie należy im sie lepsze traktowanie niz niewolnikom. Jakze to wstrząsające, znamienne i prawdziwe…Jeśli kobiety same sobie nie wywalczą lepszego traktowania, nikt tego za nie nie zrobi. Najgorzej, że wiele z nich nawet nie próbuje zmienic czegokolwiek. Tradycjyjne role społeczne, lęk przed zmianami, przyzwyczajenie do zwyczajnych niewygód przylgnęły do nich niczym maski pandemiczne, których da sie zdjac, choc zagrożenie wcale nie jest tak wielkie, jak sie im wmawia.
Bywa tak, że niektórzy wolą zginac niż dać sie zniewolić. Świadczy o tym samobójczy czyn tubylczych mieszkańców Karaibów. Czy ich śmierć była poddaniem sie, czy przeciwnie – aktem ostatecznej odwagi i ocalenia wolności? Pewnie róznie mozna na to patrzeć.
Cudne to zdjecie z ciemnoskórą kobietą siedzącą na samotnej plaży. Mam podobne z Au. Od razu przypomniałam sobie jak wolna i uwolniona od wszystkiego sie wtedy czułam. Tylko ja i ocean. Szum fal i mojego serca stapiajace sie w jedno.
I te wspaniałe przyprawy! Ach, wyobrażam sobie ich zapach, dotyk, fakturę.
Kolejna piękna wyprawa i zapadajaca w serce opowieść. Dziekuję, kochana Marylko!:-)***
Jam napisała powyzszy komentarz, zapominajac o podpisaniu się!:-)) Ale juz śpieszę naprawic swój bład. No i jeszcze pozdrawiam cie bardzo gorąco, bo o tym też wcześniej zapomniałam!:-))
Ola
Nie martw się, od razu Cię poznałam:)
Tak, jeszcze wpołowie lutego wyskoczylismy na Karaiby, a teraz wyszukujemy ciekawe miejsca w okolicy. Niestety muzeum Flannery O’Connor na farmie gdzie mieszkała jest zamknięte, a ja musze koniecznie wejść do środka. W małych miasteczkach wczesniej też było pusto, dlatego bez obaw możemy spacerować. Niestety u nas statystyki zachorowan wygladają tragicznie, Od soboty do południa zgłoszono 32 193 przypadki.
Jesli chodzi o sytuację kobiet, to jak napisałas tradycje wtłaczające w rolę, wygodnickie, albo podłe charaktery które żerują na wrodzonej opiekuńczości. Ale kluczowa tu jest postawa samej kobiety, to od niej zalezy kim jest dla siebie i innych. Najtrudniejsza rzeczy na świecie, bo patriarchat a przede wszystkim inne kobiety pilnie obserwują i nie darują odrobiny zdrowego egoizmu. Przypomina mi się Evelyn ( Smażone zielone pomidory). To zdania Cariba było wole od politycznej poprawności, powiedział oczywistość, ale jak!
Caribom jak na ironię postawili krzyż przy klifie z ktorego skoczyli, nie chcieli ani europejczyków, ani ich religii. Kobieta na plazy była cudowna, tam ludzie jedzą solidne dania i nikt nie ma kompleksów z powodu nadwagi. Na plaży cieszą się jak dzieci. Dużo nauczyłam się o przyprawach, nie kupuję już gotowych mieszanek, wciąż mnie fascynuje co można wyczarować z kilku słoiczków. Mam nadzieję granicząca z pewnością, że wrocimy na Karaiby, ale gdybym tam zamieszkać, to pewnie na francuskiej Martynice albo Gwadelupie. Uściski Olu:)
Chyba moglabym sobie wyobrazic tam zamieszkac, w ogole te okolice wysp i wysepek Ameryki Srodkowej, Bahamy, Antyle bardzo odpowiadalyby moim zboznym zyczeniom. Musze jeszcze tylko wygrac w Eurojackpota, a potem juz tylko wybrac dom z odpowiednim widokiem na wode 🙂
No i nauczylam sie czegos nowego, mianowicie ze galka muszkatolowa rodzi sie w naturalnym pieknie czerwonym opakowaniu, ktore samo w sobie jest przyprawa. Probowalas juz tej mace? Trudno mi wyobrazic sobie, ze nadaje sie do wszystkiego. :))
Poza tym pozwole sobie wyrazic opinie o Twoich zdolnosciach reporterskich, czyta sie jednym tchem, a wplatywanie akcentow i anegdot historycznych to majstersztyk. Zdjecia tez zachwycaja, ale tam jest tak pieknie, ze kazde zdjecie to samograj, nawet nie potrzeba umiejetnosci, wystarczy naciskac guziczek. Nic nie ujmujac oczywiscie mistrzowi :)))
Cześć Aniu, Gwadelupa i Martynika należą do Unii Europejskiej, nawet nie potrzebujesz paszportu. Myślę, że dla chcącego jest to osiągalne. Nie wiem jak znosisz wysokie temperatury, ja bardzo dobrze się tam czuję. Za mango i awokado warto byloby pocierpieć. Wyspy nie są tanie, ale kiedy się kupuje na lokalnych targach i zna sklepy dla tubylcow na pewno daloby się przezyć. Tak, gałka jest przepiękna w tym czerwonym opakowaniu, a błyszczy się jak świezy kasztan po wydostaniu ze skorupki. Trzeba rozbić orzech i scierac owoc na tarce. Rośnie to gęsto na drzewach jak śliwki albo gruszki. Mace probowalam tylko na miejscu w potrawach, ale za to gałki teraz częściej używam. Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa, sprawiłaś mi wielką przyjemność. Czasami zasłaniam za duzo chowam się za ciekawostkami, żeby nie przynudzać swoimi przygodami. A przecież każdy zobaczy to samo na wiele sposobow. Pozdrawiam Cię serdecznie Aniu:)
Marylko dzięki Twoim wpisom odkrywam nowe i ciekawe miejsca. Bardzo interesujące historie z odległej przeszłości i z tej współczesnej. W przyprawach pewnie utknęłabym na dłużej. Bardzo lubię odwiedzać też miejsca upraw. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie pomoc miejscowych dla pasażerów wycieczkowca. To niesamowici ludzie. Widoki i położenie stolicy bardzo malownicze. Najbardziej podoba mi się zdjęcie pod Fort George. Morze wygląda jak świeżo pociągnięte pędzlem. Ja też mam o czym pisać, mimo że nie podróżuję teraz. Ba myślę, że zebrałoby się na lata. Tylko ten czas….goni zbyt szybko. U Ciebie też ? Buziaki
U mnie też dni są tak wypełnione, że czytam dopiero w łóżku. Nie wiem jak to się dzieje, że chociaż wychodzimy teraz z domu raz w tygodniu, to życie jest bardzo ciekawe. Wiesz Małgosiu, mnie tez zaskakuje każde nowe poznane miejsce, bo żaden przewodnik nie wyczerpuje tematu. Albo ja zwracam uwage na zupelnie inne rzeczy. Przyprawy są wielkim bogactwem, ciągle się zachwycam tym, co mozna wyczarować kilkoma szczyptami tego i tamtego. Podobnie jak Ty inspiruję się tym, co poznam w podróży. Ludzie są niesamowici na Grenadzie, to prawda. W małym miasteczku mijałam grupę nastolatków, trochę przyspieszyłam, a oni mnie zaczepili z uśmiechem i poprosili o zdjęcia, pręzyli się w kosztulkach z napisem „Grenada”. Pozdrawiam Cię serdecznie:)
Grenada kojarzy mi się z rajem. Jest cudownie i pachnie przyprawami.Kocham takie miejsca.
Z wielka przyjemnością przeczytałam Twoje wspomnienia z Grenady i historie tego miejsca.
Płonący statek to musiał być przerażający widok.Pomoc mieszkańców dla pasażerów statku niespotykana.
Zielona Grenada,ludzie wyglądają na szczęśliwych. Widoki przewspaniałe.
Przyprawy kocham i pewnie chodziłabym po lokalnych sklepikach i targach, aby coś kupić.
Cudownie spędziliście ten urodzinowy czas.
Pozdrawiam Serdecznie! 🙂
Cze Irenko, celebrowanie kolejnych urodzin w rajskich miejscach odsuwa ponure myśli o starzeniu:) W innych okolicznościach nie czekałabym na kolejne urodziny z taką radością. Ty też dostałas bilet do Australii na urodziny, to wiesz o czym mówię. Tak, pożar na wycieczkowcu zrobił na mnie wrażenie, to cud, że nikt z pasażerów nie zginął. Zapomniałam napisać o fabryce czekolady i fantastycznym sklepie z kawiarnią. Wszędzie tam gdzie rosną kakaowce mają takie tradycje, gorąca czekolada smakuje intensywnie, jest gęsta i pachnąca. Niecała godzinka lotu z Trynidadu i widoczki są nasze, na Trynidadzie byliśmy bardziej skupieni na naturze, a połączenie dwoch wysp było idealne. Ja tez Cię serdecznie pozdrawiam:)
Bardzo fajnie piszesz; lubię dowiadywać się historycznych ciekawostek jak i opis codziennego życia- no i dzięki Tobie zobaczyłam jak wygląda muszkatołowiec :- )
zdjęcie Grenady zobaczyłam po raz pierwszy jakieś 28 lat temu w książce do….angielskiego :- ) I tak pomyślałam: ładne miejsce! Na Twoich zdj.widzę, że to górzysta wyspa – bardzo lubię miejsca górzyste (nawet jeśli nie znoszę wchodzić po tych górkach :- )) i taka zielona! Czy ta wyspa ma swoje okresy świetności (w sensie tej soczystej zieleni) w zależności od pory roku? Te kolorowe domki poupychane w „dżungli” naprawdę mi się podobają!
Zawsze interesuje mnie historia, tym razem zostawiłam niewolnictwo, bo opisywałam je na innych wyspach. Tyle lat minęło o tragedii Bianki, a ludzie pamiętają, aż mi się oddech urwał jak to uslyszalam pod pomnikiem. Wspinać się nie trzeba, busiki wszędzie dowiozą, wyspa jest zielona, a po więcje natury można popłynąć promem na dwoe wysepki. Muszkatołowce rosną wszędzie i są obsypane owocami. Dziękuję za dobre słowo i pozdrawiam ciepło:)
Jakże tam pięknie, kolory, folklor i niemal poczułam zapachy przypraw. Wspaniała wyprawa i aż chciałby mi się wsiąść szybko do samolotu i zaszyć się tam na jakiś miesiąc lub dwa. Piękne miejsca ale historia Wyspy ma w sobie też i troszkę goryczy. Ujęła mnie za serce historie życia mieszkańców I samego dziedzictwa Wyspy. Mam nadzieję, że będzie mi kiedyś dane zobaczyć piękną Grenade ?
Cieszę się Violu, że Ci się podobała Grenada. Tak trudno mi wybrać najbardziej ulubioną wyspę, Granada jest wysoko, obok St. Lucia. Polecieliśmy z Trynidadu, niecała godzina lotu, nie zdążyliśmy zobaczyć wysepek należących do Grenady i pozostałych 89 wodospadów, ale i tak jestem zachwycona. Historia każdej z wysp jest tragiczna, bo Anglicy i Francuzi mieli tam niewolnicze plantacje, gdybym miała zamieszkać na Karaibach, wybrałabym francuskie wyspy, Martynikę albo Gwadelupę, pięknie i na bogato. Jednym słowem lecąc na Karaiby trzeba zaplanować kilka wysp od razu, jedna od drugie są oddalone o 2 lub 4 godz. rejsu promem. Pozdrawiam serdecznie Violu.
Ale cudowne zdjęcia! Z pewnością jest to miejsce, które marzyłabym odwiedzić 🙂
Naprawdę jest jeszcze kolorowiej:)
Powiem tak… byłam w raju i ciesze się ze z Tobą 🙂 kolejne niesamowite miejsce i super czas spędzony przy lekturze. Kilka kadrów skojarzyło mi się z włoskim Positano ( te pierwsze) a jeszcze kilka z Maderą. Nawet mam je u siebie na blogu 🙂
Mario jak mi sie marzy polecieć w Twoje strony… oj co ja bym dała żeby ta sytuacja się odwróciła i wszystko było tak jak kiedyś…
Wszystkie miasteczka położone nad wodą, na stokach gór mają coś wspólnego, tylko roślinność inna. Grenada jest cudna, całe szczęście, że zaczęliśmy w styczniu, byliśmy na 3 wyspach. A teraz podobnie jak Wy robimy wycieczki po Georgii i tez jest fajnie. U Ciebie przestrzeń, aż czuję powiew czystego górskiego powietrza, u mnie upał, pot ścieka, długo nie da się wytrzymać i tak od kwietnia.