Czirokezi w górach Smoky Mountains
Czirokezi (Cherokee) to jedno z najstarszych rdzennych plemion Ameryki Północnej. Przez wieki rozwijali swoją kulturę w zachodnim paśmie Appalachów — w majestatycznych Great Smoky Mountains, na pograniczu Północnej Karoliny i Tennessee.
Dziedziczyli po matkach, mieszkali w solidnych, drewnianych chatach, żywili się dzikimi warzywami i mięsem upolowanym w górskich lasach. Ale tym, co naprawdę wyróżnia Czirokezów jest ich duchowość. Całe życie podporządkowali wewnętrznej wędrówce — ścieżce, która prowadziła przez siedem poziomów rozwoju, nadzorowanych przez siedem klanów. Każdy z nich miał swoje zadania, a harmonia pomiędzy nimi miała przeprowadzić człowieka spokojnie z tego świata do świata duchów.
Wędrując dziś po Parku Narodowym Great Smoky Mountains, nadal można poczuć echo tych tradycji. Pojechaliśmy do miasteczka Cherokee, by spotkać potomków dawnych wojowników i zajrzeć w mgłę snującą się po szczytach gór.
Zapraszam was do świata Czirokezów — niezłomnych Indian, których duch przetrwał wieki. Po drodze możecie stanąć oko w oko z łosiem, a w miasteczku Gatlinburg odkryć amerykańskie Zakopane.
Spis treści
Matriarchat u Czirokezów

W społeczeństwie Czirokezów to kobieta była głową rodziny. Dziedziczenie odbywało się w linii żeńskiej, dlatego każdy automatycznie należał do klanu swojej matki. Jako ta, która daje życie, kobieta była szanowana, a jej rola otoczona przywilejami.
Małżeństwa między osobami z tego samego klanu — zarówno matki, jak i ojca — były surowo zakazane. W oczach wspólnoty wszyscy członkowie klanu byli braćmi i siostrami. Złamanie tego zakazu uznawano za kazirodztwo, które karano śmiercią.
Kobieta sama wybierała sobie męża. I mogła go zmienić, kiedy tylko uznała, że tak będzie lepiej.
Dzieci zostawały przy matkach. Tradycji klanu uczyli ich nie ojcowie, lecz wujkowie — bracia matki. Mężczyzna po rozwodzie wracał do domu swojej siostry i tam zajmował się wychowywaniem jej synów.
Czirokezi mówili prawdę albo milczeli. Cenili ciszę — słowo było dla nich przywilejem, którego nie nadużywano. Dla białych przybyszów ta powściągliwość bywała niezrozumiała. Czasem wręcz kłopotliwa.
Uprzejmość tych dzikusów jest rzeczywiście przesadna, ponieważ nie pozwala im zaprzeczać. W ten sposób unikają sporów, ale trudno jest poznać ich umysły, lub wrażenie jakie na nich robisz. Misjonarze, którzy próbowali nawrócić ich na chrześcijaństwo, narzekają, że to najtrudniejsza z ich misji. Indianie z cierpliwością słuchają wyjaśnianych im prawd Ewangelii i wyrażają aprobatę, a to tylko zwykła uprzejmość. Benjamin Franklin


Czirokezi – siedem klanów
Za rozwój duchowy Czirokezów odpowiadało siedem klanów. Każdy z nich był odpowiedzialny za inne nauki, rytuały i ceremonie. Ale wszystkie klany miały równe prawa w społeczności.


Wild Potarto
Klan Dzikich Ziemniaków, to strażnicy Ziemi. Zajmowali się rolnictwem i dbali o wykarmienie całej wioski, kiedy zabrakło mięsa. Najważniejszy był zbiór dzikich ziemniaków wzdłuż strumieni, ponieważ były podstawą wyżywienia Czirokezów.
Wybraliśmy dziki ziemniak jako symbol naszego klanu, ponieważ przypomina nam, że nasze człowieczeństwo jest ważniejsze od ego. Dziki ziemniak jest szorstki na zewnątrz, ale w środku jest pożywny i słodki. Dajmy się osądzić za to, co jest w środku (w naszych sercach), a nie za to, co widoczne na zewnątrz
Wolf


Wszyscy wodzowie Czirokezów pochodzili z Klanu Wilków. Przed wiekami tropili wilki i tresowali wilcze szczenięta. Uczyli lojalności i chronili swój lud przed niebezpieczeństwami.
The Paint
Z tego klanu pochodzili wybitni uzdrowiciele i szamani. Strażnicy świętego ognia. Malowali twarze czerwoną farbą przed odprawieniem rytuałów. Przygotowywali wywary lecznicze. Byli odpowiedzialni za przekazywanie wiedzy o życiu, narodzinach i śmierci.
Long Hair


Długowłosi starali się o przywrócenie pokoju, dbali o jeńców wojennych, sieroty i ludzi bez przynależności klanowej. Nosili wyszukane fryzury, poruszali się dumnie, zawadiacko poruszając ramionami.
Bird
Ludzie z Klanu Ptaków opiekowali się ptakami. Indianie wierzyli, że ptaki pośredniczą między ziemią a zaświatami.
Czirokezi mieli wielki szacunek dla wszystkich żywych istot, dlatego starali się żyć z nimi w harmonii. Tylko Klan Ptaków mógł dostarczać plemieniu święte orle pióra, potrzebne do najważniejszych ceremonii.
Zabicie orła było dozwolone tylko zimą lub późną jesienią, po zebraniu plonów i wycofaniu się węży do jam. Człowiek z Klanu Ptaków ruszał w góry, żeby pościć i modlić się przez cztery dni. Potem zabijał jelenia, kładł go na klifie i śpiewem przywoływał orła.
Kiedy orzeł zaczął rozszarpywać jelenia, zabójca orłów wypuszczał strzałę i prosił orła, żeby mu wybaczył i nie szukał zemsty na jego plemieniu.
Mijało jeszcze kilka dni, zanim odprawili wszystkie rytuały i umieścili pióra w specjalnej chacie. Potem odbywał się taniec orła.
Deer


Ludzie z Klanu Jeleni bardzo szybko biegali, dlatego to oni roznosili wiadomości od wsi do wsi. Ich głównym zadaniem było polowanie. Szanowali zwierzęta i dbali o nie, przed zabiciem jelenia przepraszali go i tłumaczyli dlaczego to robią.
Blue Holly jest rodzajem ostrokrzewu, z którego Klan Niebieskich wytwarzał lekarstwo dla dzieci. Dbali o ogrody pełne leczniczych ziół i prowadzili szpitale.

Czirokezi i ich wioska Oconaluftee

Czirokezi prowadzili osiadły tryb życia, dlatego nie mieszkali w wigwamach, tylko w wygodnych, ogrzewanych domach. Domek z XVIII jest wierną kopią ich domostw.


W tym miejscu Czirokezi zajmowali się leczeniem chorych



Czirokezi, Miejsce zgromadzeń i symbole klanów

Czirokezi tańczą dla nas







Rzeka Oconaluftee
Wieś i rzekę Czirokezi nazywali się tak samo – Oconaluftee co w ich języku znaczy „nad rzeką”.


Czirokezi opracowali własne pismo w XIX wieku. Misternie uplecione koszyki z trzciny rzecznej, były barwione naturalnymi wyciągami z roślin.


Czirokezi i Szlak Łez
W naszej okolicy jest około sześciu tysięcy Indian. Ich domy są grube i wszyscy cicho pracują na swoich małych farmach, jakby nie zbliżało się zło. Sprzedają nam wszystko bardzo tanio wszystko, a zwykłych żołnierzy traktują jak przyjaciół. To są niewinni i prości ludzie, których musimy siłą wyrzucać z domów. Nie mają pojęcia o walce, poddają się po cichu i wychodzą związani”
W 1838 r. zaczęła się najboleśniejsza część historii Czirokezów. Wojsko uwięziło ponad szesnaście tysięcy osób, których potem eskortowali do dzisiejszej Oklahomy. Mordercza wędrówka trwała sześć miesięcy. Ponad cztery tysiące Indian zmarło z powodu chorób, głodu i bardzo ciężkiej zimy. Indianie Creek z Georgii podzielili ich los.
Chociaż większość Czirokezów z Północnej Karoliny poddała się przymusowemu usunięciu, kilkaset osób ukryło się w górach. Dzięki czujności i doskonałej znajomości lasów byli nie do schwytania.
Usunięcie Indian było niezbędne, aby móc wykorzystać rozległe obszary Ameryki pod uprawy, rozwinąć tam handel, wprowadzić rynki, pieniądze i rozwinąć nowoczesną gospodarkę kapitalistyczną. Howard Zinn.
Czirokezi mieszkający w rzeką Oconaluftee, byli zwolnieni z deportacji, dzięki wcześniejszym traktatom ze Stanami Zjednoczonymi. Dołączyli do nich Indianie, którym udało się uniknąć pojmania. W 1868 roku Karolina Północna uznała prawo Czirokezów do ich ziemi.
Indianie Navajo też mieli swój smutny marsz, zajrzyjcie koniecznie do Doliny Monumentów w Arizonie.
Park Narodowy Great Smoky Mountains

Nazwa Great Smoky Mountains pochodzi od charakterystycznej mgły, która niemal codziennie unosi się nad ich grzbietami.
Rdzenni Czirokezi nazywali je Shaconage, co znaczy “Miejsce Błękitnego Dymu”.
To „dym” to w rzeczywistości naturalna mgiełka, tworzona przez rośliny — kiedy miliony drzew i krzewów wydzielają lotne olejki eteryczne, te mieszają się z wilgotnym powietrzem i tworzą delikatną, niebieskawą zasłonę. Zwłaszcza o świcie i po deszczu góry wyglądają, jakby unosił się nad nimi prawdziwy dym.

Szesnaście szczytów przekracza 2 tysiące metrów, najwyższy z nich Clingmans Dome wznosi się na wysokość 2024 m n.p.m.
Patrząc z oddali na Clingmans Dome — trudno nie poczuć magii tego miejsca. Dla Czirokezów góra ta była święta. Nazywali ją Kuwohi — „Miejsce Świętej Mgły”. Wierzyli, że to właśnie tam duchy przechodzą do świata niebiańskiego przez mgłę. Kuwohi była miejscem modlitwy, spotkań i duchowych rytuałów — sercem ich ziemi. Zbocza gór porastają azalie i rododendrony. Od kwietnia do lipca zamieniają się w kwitnący, czerwono-różowy ogród.
Zachody słońca w Smoky Mountains to magia, której nie da się opisać słowami. Góry płoną złotem i fioletem, a niebo zmienia się z minuty na minutę.
Park przecina Szlak Appalachów, to najdłuższy szlak na świecie, bo ciągnie się przez 3 tysiące 473 kilometry. W 2015 nakręcono film z Robertem Redfordem pt. „Piknik z niedźwiedziami”, który opowiada o wędrówce przez Appalachy.

W 1540 roku do Wielkich Gór Dymnych dotarł pierwszy Europejczyk, Hernando de Soto. Wyruszył z Florydy z tysiącem żołnierzy na poszukiwanie złota.

Zanim Góry Dymne objęto ochroną, na początku XX wieku wycięto 80 % drzew. Tartaki pracowały pełną parą. Wielkie spustoszenia spowodował insekt przywleczony z Europy, przepadły jodłowe lasy. Do dzisiaj niepokoją nagie kikuty na zboczach. Wszystko co teraz widać odbudowały działania przyrodników.

W parku można spotkać czarne niedźwiedzie, jelenie, lisy, szopy pracze, skunksy, oposy, wydry, bobry, wiewiórki, dzikie indyki i łosie. Great Smoky Mountains jest najczęściej odwiedzanym parkiem narodowym w Stanach Zjednoczonych, rocznie odwiedza go blisko 12 milionów osób.
Na drugim miejscu jest Grand Canyon (4,6 mln), Yosemite (3,8 mln), a czwartym Yellowstone (3,2 mln).



Łosie


Są największymi zwierzętami w Parku Narodowym Great Smoky Mountains. Większość dnia spędzają na na otwartych pastwiskach. W połowie XIX wieku zniknęły z krajobrazu Wielkich Gór Dymnych.

20 lat temu udany eksperyment sprawił, że stado urosło z 52 do 200 sztuk. Okazało się, że mogą egzystować wspólnie z niedźwiedziami i kojotami. Od połowy wrześnie zaczyna się rykowisko, byki walczą ze sobą, a samice przyglądają się z boku. Niektóre byki mają w swoim haremie aż 20 samic Zimą wyrasta im gruba, długa sierść, górna warstwa nie przepuszcza wody, a pod spodem wełniany mięciutki kożuszek rozkosznie grzeje.
Wiosną zrzucają poroże, które szybko zjadają zwierzęta wyczuwając w nim pokłady potrzebnego wapna. Na początku czerwca rodzą się młode. Tarzają się w błocie, aby zachować chłód i uniknąć owadów.

Miasteczko Cherokee w Karolinie Północnej



Gatlinburg

Miasto jest położone u stóp Great Smoky Mountains, w stanie Tennessee. Po drodze zatrzymaliśmy się w punkcie widokowym, z którego widać najwyższe szczyty.

RIPLEY’S BELIEVE IT OR NOT to muzeum osobliwości, do którego próbowały się dostać setki dzieci i dorosłych.

Teatr 5D i Haunted Adventure, to dalsza część muzeum. Ale i tu tłumy żądne mocnych wrażeń, pozbawione maseczek z determinacją stały w kolejce.

Blind Barnaby mrugał oczami i strzelał na oślep.

Koń osiodłał człowieka, poruszał głową i mrugał. Spacer po takiej ulicy wciąga coraz dalej.




Jest coś niezwykle magicznego w tym miejscu. Drewniane domki, knajpki pachnące grillowanym stekiem, a wszystko otulone mglistą aurą Smoky Mountains.

Gatlinburg SkyBridge, to najdłuższy most dla pieszych w Stanach Zjednoczonych. Ale najpierw trzeba wjechać wyciągiem krzesełkowym.
Wiszący most w Gatlinburgu wygląda spektakularnie. A spacer po nim to lekki test na wysokościowy survival. Pierwsze kroki były pełne pewności siebie. Kolejne, delikatne, a potem – Nie patrz w dół. Widoki – absolutnie warte tego skoku adrenaliny. Góry rozciągające się aż po horyzont, mgła unosząca się jak baśniowy dywan i poczucie, że jesteś na szczycie świata.
Ale Gatlinburg to nie tylko SkyBridge. To także moonshine destylarnie, kolejki górskie w środku lasu, muzyka country płynąca z każdej knajpy i niedźwiedzie, które zdają się czuć tu jak lokalni mieszkańcy. Możesz przejść deptak w centrum i spotkać więcej wypchanych pluszaków niż w rzeczywistości – ale uwierz mi, one tam są!
Więc jeśli kiedyś myślałeś, że Zakopane ma górski klimat nie do pobicia Gatlinburg mówi „Hold my beer” i zaprasza na przygodę.


Dzisiejsi Czirokezi nie mieszkają w rezerwacie, są potomkami rdzennego górskiego ludu. Dawny świat minął bezpowrotnie, ale najważniejsze rzeczy są niezmienne: wspólnota plemienna, miłość do ziemi i szacunek do wszystkiego co żyje.
Majestatyczne połoniny, oszałamiające zapachy leśne, cudowna przyroda bardzo nas uszczęśliwiły. A tyle jeszcze jest do zobaczenia, jaskinie, wodospady, długie szlaki, kwitnące azalie.
Ta wizyta uświadomiła mi kto był prawdziwym dzikusem. Przybysze deptali prawa ludzi i przyrody. Przemocą narzucili swoje prawa i religię. Przynieśli podziały społeczne, patriarchat i zło. Ich podłość zapiera dech, krzywda wyrządzona 60 tysiącom wysiedlonych Indian, jest nie do naprawienia. Czy wiedzieliście, że zamknięcie w rezerwatach przebiegało w taki okrutny sposób?
Zapraszam do obserwowania.
Przyniesienie patriarchatu postrzegasz w kategoriach krzywdy? Niejedna feministka zgłosiłaby veto 😉 Przykro się robi, kiedy lokalne zwyczaje spychane są kosztem wprowadzania zmian uważanych przez dominatorów za jedynie słuszne. Nie tylko Indianie mogli się o tym przekonać, ale akurat tematyka filmów z ich udziałem wpisała się barwnie w seriale i filmy, gdzie starcie kowbojów z Indianami stanowi tło. Co ciekawe chyba częściej Indian pokazuje się lepszym świetle jako tych uciśnionych. Piękna opowieść z urzekającą górską panoramą. Nawet Ty pojawiłaś się jednej fotce, co nieczęsto się zdarza!
Myślę, że żadna dominacja płci nie jest dobra. Warto korzystać z mądrości i doświadczenia kobiet, wiedzą o tym nawet słonie. To samo widziałam u Indian w Panamie i Kolumbii. Zadziwiające jest, że stare plemiona wyróżniały kobietę, dlatego, że dawała życie. Natura ją uprzywilejowała, a oni to szanowali. Popatrz jaki to kontrast z obrazem Indii z Twojego artykułu.
Hollywoodzki obraz plemion jest jakiś spaczony, albo infantylny, albo przedstawia ich jako dzikusów. Bardzo polubiłam „swoich”, Creek i Cherokee. Góry były zupełnie inne od wszystkich jakie widziałam, na szczęście w ciągu 4 godzin możemy się tam znalezc.
Pięknie pokazałaś co w życiu powinno być na pierwszym miejscu, ale realia rządzą się innymi prawami. Indianie czuli się integralnie związani z naturą i to dawało im szczęście. Zdjęcia doskonale korespondują z filozofią Czirokezów, nie mogłam się napatrzyć! Rezerwaty na własnej ziemi…To mówi samo za siebie.
Mario, fajnie znowu zawitać do Twojego świata. Pozdrawiam serdecznie!
A Ciebie miło zobaczyć znowu w moim świecie, witam serdecznie:) Podoba mi się świat Indian, w którym dbało się o najsłabszych, każdy był równy i miał zadania, które pozwalały mu czuć się ważnym i potrzebnym. Wielki Duch stworzył przyrodę i zwierzęta, dlatego bezmyślnie nie zabijali i nie niszczyli. Ale potem w górach znaleziono złoto i zaczęły się wysiedlenia, wycinanie lasów i „cywilizacja”. Pozdrawiam serdecznie Marto i nie mogę się doczekać kiedy przeczytam jedną z Twoich pieknych opowieści:)
Nareszcie dotarłam – wielka przyjemność do porannej kawy, choć los Indian tragiczny, Czytając myślałam o tym, co musieli czuć ludzie przywykli do wolności, do bezkresnych przestrzeni, kiedy wtłoczono ich do rezerwatów… i na chwilę przestałam się użalać nad sobą, bo pandemia, bo znowu zdalne nauczanie, bo zaraz pewnie znowu nas zamkną w domach. Fascynujące informacje – nie wiedziałam o matriarchacie u Czirokezów ani siedmiu klanach – czy znasz może jakieś dobre książki o na ten temat albo ogólniej – o indiańskim szamanizmie? Ostatnio w swoich zainteresowaniach systemami duchowymi cofam się coraz dalej i w końcu dotarłam właśnie do szamanizmu. Czytam właśnie ciekawą książkę o Ainu (Sachalin i Hokkaido głównie – byliście może? )
Przepiękne zdjęcia! Zwłaszcza te Gór Dymnych i lasów. Uczta dla znękanych miastem oczu. Pozdrawiam bardzo serdecznie i czekam na kolejne podróżnicze historie 🙂
Zamknięcie musi być okropne, a do tego zdalne nauczanie. Ja tego tak nie odczuwam, bo mam dużo przestrzeni wokół domu i u nas wszystko działa jak przedtem. Ale musieliśmy odłożyć kilka fajnych wyjazdów. Współczuję i trzymam kciuki, żeby świat jak odzyskał wolność najprędzej.
Matriarchat i matrylinearny system pokrewieństwa w linii żeńskiej występowało u ludów obu Ameryk. Pierwszy raz spotkałam się z tym u Indian Kuna na karaibskich wyspach San Blas. Przywędrowali z Kolumbii do Panamy.
Na północy dzisiejszej Kolumbii w kulturze Zenú szczególne miejsce zajmowały kobiety. Były one traktowane ze szczególnym szacunkiem jako uosobienia płodności i mądrości. W chwili najazdu plemionami rządziła kobieta.
W Ameryce Północnej Cherokee, Creek i tajemniczy Hopi. Na pewno było ich więcej. Trzeba podkreślić, że to był bardzo sprawiedliwy układ, w którym wszyscy byli sobie równi.
Nie wiem nic o szamanizmie, ale mam nadzieję dalej poznawać różne plemiona Indian.
Wmuzeach w Peru, Ekwadorze i Kolumbii widziałam wielkie gabloty temu poświęcone. No i zabrakło czasu w Ekwadorze na Ayahuascę. (kopiuje ze swojego wpisu)
” Nazwa Ayahuasca w tłumaczeniu z języka keczua oznacza “Winorośl duszy” . Jest to święta krzewinka używana przez tysiące lat przez rdzenne plemiona Amazonki dla dobrych energii, duchowego oczyszczenia i uzdrowienia.
Ayahuasca przygotowywana przez szamanów, jest brunatnym, gorzkawym płynem. Jej celem była komunikacja z siłami nadprzyrodzonymi i duchami.
Wywołuje efekty psychotropowe po 20 minutach. Najwcześniejsze działanie, to rozchodzące się ciepło, fizyczny relaks, spokój fizyczny. Nie traci się świadomości. Łagodne oderwanie od ciała, otoczenia, wizje podobne do snu, dźwięki, to wszystko podobno leczy depresję i przywraca stabilność.
Pozdrawiam serdecznie i życzę zdrowia i cierpliwości:)
Dziękuję za ciepłe słowa i taką obszerną odpowiedź – chciałaś spróbować ayahuaski? Ja cały czas mam to gdzieś z tyłu głowy, bo to coś naprawdę fascynującego, ludzie, którzy przeszli ten rytuał opisują niezwykłe doznanie zjednoczenia ze wszystkim. Obejrzałam na YT chyba wszystkie filmy na ten temat (no dobra, wiele, bo jest ich multum) i trochę jednak bym się bała – to chyba taki strach białego, miastowego człowieka przed utratą kontroli – jakbyśmy ją nad czymkolwiek mieli… Zaraz przeczytam cały ten wpis, bo musiał mi chyba umknąć. Od czasu pandemii mam netflixa, rzadko znajduje tam coś dla siebie, ale jakiś czas temu widziałam serial „Frontera verde”, właśnie o dżungli południowoamerykańskiej i roślinie, która ma właśnie takie właściwości. Las tropikalny pokazany w taki sposób, że po raz [pierwszy w życiu zapragnęłam go zobaczyć. Pozdrawiam, zdrowia dla Ciebie i Twoich bliskich 🙂
Jak też obejrzałam sporo filmów o ayahuasce i też nie lubię tracic kontroli, ale gdyby się dobrze przygotować np. przez miesiąc nie jeść mięsa, nie pić alkoholu i zażyć pod okiem kogoś doświadczonego, to chyba nie byłoby niebezpieczne. W Ekwadorze spotkaliśmy lekarza, który studiował w Polsce, od niego dowiedzieliśmy się mnóstwa ciekawych rzeczy. Ale najbardziej fascynuje mnie Kolumbia „Green Frontier” to cos dla mnie. Na Netfliksie z przyjemnością obejrzałam „Grace and Frankie”. Dziękuję za miłe życzenia 🙂
Super dowiedzieć się czegoś więcej. W ogóle nie miałyśmy o tym wszystkim pojecia.
Dziękuję za odwiedziny i bardzo się cieszę, że mogłam się podzielić informacjami o tym dzielnym ludzie, pozdrawiam:)
Marylko dzięki wielkie za bardzo interesujący wpis. Przyznam, że takie życie w harmonii z przyrodą i szacunek wobec każdej formy życia bardzo mi odpowiadają. Dziś przebyliśmy długą drogę do tego, o czym wiedzieli już dawno Czirokezi. Oczywiście nie wszyscy, ale przynajmniej część społeczeństwa. Dobrze, że coś z tej kultury przetrwało, a nie zawsze tak było. Góry piękne, bardzo malownicze, podobnie ich przyroda. Miasto już mniej i dziwię sie, że ludzie bez maseczek…no ale przykład idzie z góry. Na szczęście już się tam niedługo pozmienia. Pozdrawiam serdecznie
Małgosiu, wokół tego skansenu jest piękny park, dziki gąszcz z wytyczonymi ścieżkami, każdy ważny krzaczek podpisany. Bardzo bym chciała tam pojechać, kiedy góry rozkwitają azaliami. Jest bardzo pięknie, wszędzie można wjechać jak ktoś nie ma siły na wspinaczkę, a te zamglone warstwy to magia, o każdej porze dnia. Będziemy tam wracać. Bardzo szanuję kulturę Chorokee, są na tej ziemi od tysięcy lat, nikt ich nie przegonił, dlatego czuło się tę siłę. Dla mnie bezcenne przezycie, fajnie, że tez Ci się podobało. My mieszkamy w bardzo spokojnej okolicy, tak na chwile wejść w amerykańskie szaleństwo nie jest złe, a potem znowu cudowna przeprawa przez góry:)