Portoryko – największe atrakcje
Portoryko zachwyca renesansową architekturą i wyjątkową naturą. Starówka w San Juan jest jedną z najbardziej urzekających w obu Amerykach. Na wyspie Vieques doświadczysz bioluminescencji, a na dziewiczych plażach poczujesz się jak w raju. Dzikie konie na ulicach wywołają uśmiech, tylko endemiczne żabki nie pozwolą zasnąć. Coquí których prawie nie widać, są najgłośniejszymi płazami na świecie. Na ławeczkach i pomnikach wygrzewają się dobrze odżywione koty, zaopatrzone w budki z miseczkami. Zapraszam do jednego z najpiękniejszych miejsc na Karaibach.
Spis treści
San Juan – stolica Portoryko
Portoryko odkryto w 1493 roku, podczas drugiej wyprawy Kolumba, a przy okazji Jamajkę, Wyspy Dziewicze, Gwadelupę, Dominikę, Martynikę, Montserrat, Antiguę i Saint Martin.
Kolumb ochrzcił wyspę San Juan Bautista, na pamiątkę Jana Chrzciciela. Nazwa Puerto Rico – bogaty port – wzięła się z dużej ilości złota znalezionego w rzekach.
W 1508 roku Juan Ponce de León – konkwistador z paczki Krzysztofa Kolumba – został gubernatorem Portoryko. Ten sam, który goniąc za legendą o fontannie młodości był pierwszym Europejczykiem, który dopłynął do Florydy.
San Juan jest drugim najstarszym miastem – po Santo Domingo na Dominikanie – założonym w Nowym Świecie. W obu miastach czułam się wspaniale, uwielbiam miejsca tętniące historią, pełne naiwnej wiary w legendy, z dodatkiem oszałamiających widoków i nieznane wcześniej smaki.
Portoryko jest terytorium zależnym od Stanów Zjednoczonych, a jego obywatele posiadają amerykański paszport. Chociaż mogą się osiedlić w USA, nie mogą głosować w wyborach prezydenckich. Walutą jest dolar amerykański, a językiem urzędowym angielski i hiszpański.
Plaza de Armas
Kolonialny plac znajdziemy w sercu starego San Juan. Najważniejszym budynkiem jest neoklasycystyczny ratusz- Casa Alcadía z 1798 roku. Strzeliste filary budowli przypominają ratusz w Madrycie.
W tym spokojnym miejscu miłe jest usiąść na ławce, obserwować ludzi i napić się kawy z zielonej budki.
Capilla del Cristo
Mała kaplica usytuowana przy murach miasta, powstała na cześć cudu, który wcale nie był cudem.
Według legendy dwaj mężczyźni gnali nocą na koniach, bo także w XVIII wieku mężczyźni lubili się ścigać. Jeden z nich spadł ze skały. Mówiono, że przeżył. Zbudowano kaplicę na pamiątkę cudu, ale jednak nie przeżył. Sanktuarium zatem poświęcono zdrowiu. Kapliczka jest pięknym akcentem na szczycie murów z widokiem na ocean.
Zwróćcie uwagę na brukowane ulice. Pod koniec XIX wieku kamienie były sprowadzane z Liverpoolu. Wcześniej do budowy dróg używano kamieni rzecznych.
W Portoryko porcje są ogromne, jedna starczy dla dwojga takich jak my. Zanim się tego nauczyliśmy, amerykańskim zwyczajem zapakowano nam resztę na wynos.
Najmniejszy dom na świecie
Skręcając w lewo dojdziemy do Calle Tetuan, gdzie żółci się La Casa Estrecha -Wąski Dom. Uchodzi za najmniejszy dom na świecie. Stoi wciśnięty między dwa wysokie budynki. Być może ktoś wykorzystał pustą przestrzeń, ale mogły to być kwatery niewolników.
Catedral de San Juan
Katedra de San Juan jest jedną z najstarszych katedr w Ameryce. Pierwszy budynek z 1521 roku był z drewna i słomy, współczesna budowla została ukończona w XIX wieku. W katedrze znajdują się szczątki pierwszego gubernatora – Ponce de Leon. Zginął na Kubie z rąk Taino.
Kolorowe kamienice w San Juan
Na Starówce można zobaczyć ponad 400 kamienic pochodzących z XVI i XVII wieku. Wszystkie są zbudowane w stylu kolonialnym, odrestaurowane zachwycają kolorami. Spacery po tych wąskich uliczkach to prawdziwa przyjemność.
Stary nawiedzony klasztor, jest dzisiaj luksusowym hotelem. Po korytarzach snują się zagubione duchy zakonnic.
Promenada Paseo del Morro
Paseo del Morro to malownicza promenada wzdłuż murów miasta, która oferuje niesamowite widoki na ocean.
Na pierwszym planie widać La Fortalezę, która jest siedzibą gubernatorów od setek lat. Zbudowana w 1540 roku, jest najstarszą rezydencją w Ameryce. W XVII wieku zaatakował ją holenderski korsarz- Boudewijn Hendricks.
4 września 1625 roku, do San Juan wpłynęło 17 holenderskich statków. Gubernator wraz z 330 obrońcami ukryli się w Castillo San Felipe del Morro. 800 Holendrów weszło na ląd, czyniąc z La Fortaleza swoją kwaterą główną. Zaciekła walka trwała 21 dni. Gubernator na słowa – poddaj się albo spalimy miasto – odpowiedział: mamy dość drewna i kamienia, żeby je odbudować.
22 października Holendrzy spalili ponad 100 domów, w tym pałac i bibliotekę. Ostatecznie zostali pokonani, stracili ponad 400 ludzi i jeden ze statków. Od tej pory Hiszpania jeszcze bardziej wzmocniła mury Portoryko
W La Fortaleza mieszkało 170 gubernatorów. Można ją zwiedzić, a podczas 30-minutowej wycieczki z przewodnikiem zobaczyć niektóre pokoje.
La Rogativa
Idąc dalej Calle Sol mijamy dochodzimy do La Rogativa, z najpiękniejszymi widokami na zatokę San Juan. Słowo Rogativa pochodzi od hiszpańskiego „rogar” oznaczającego błaganie. Ten historyczny posąg pośrodku małego placu, ma niesamowitą historię.
Brytyjska flota dowodzona przez Sir Abercrombiego otoczyła wyspę 30 kwietnia 1797 roku. Zrozpaczone kobiety wyszły na ulicę z płonącymi pochodniami. Procesja z biskupem na czele błagała Boga o pomoc. Dzwonki, jęki i śpiewy porządnie wystraszyły Anglików. Byli przekonani, że przybyły posiłki, więc odpłynęli. Posąg stoi od 1971 roku.
Słoneczne miejsce upodobały sobie koty, które wygrzewają się z błogim uśmiechem na pyszczkach. Organizacja, która o nie dba ma swoją siedzibę niedaleko stąd. Na placykach stoją gustowne budki z miseczkami pełnymi karmy i wody. Koty są piękne i oswojone, miło jest popatrzeć na lśniące futerka zadbanych zwierzaków.
Castillo San Felipe del Morro – Fort w Portoryko
W San Juan są dwa forty, żaden z nich nigdy nie został zdobyty. Anglicy, Holendrzy, Duńczycy, pragnęli zdobyć Bramę Ameryki – pierwszy ląd na trasie z Europy, w którym można było uzupełnić zapasy i naprawić usterki.
Fort Castillo San Felipe del Morro strzegł wyspę od strony oceanu. Natomiast Castillo San Cristobal chronił przed atakami ze strony lądu.
Według legendy w okolicach foru leżą zatopione wraki okrętów pełne złota.
Castillo San Felipe del Morro wystaje w stronę Oceanu Atlantyckiego, strzegąc wejścia do Zatoki San Juan. Został zbudowany w XVI wieku, a wewnątrz znajdują się eksponaty pozostałe z hiszpańskiej kolonizacji.
Kompleks rozciągający się na powierzchni kilku hektarów, jest uważany jest za największą hiszpańską fortecę zbudowaną w Nowym Świecie. Hiszpanie rozpoczęli budowę w 1539 roku, a jej ukończenie zajęło im ponad 200 lat.
W 1898 roku, w wyniku wojny hiszpańsko-amerykańskiej, Portoryko przeszło z rąk Hiszpanii do Stanów Zjednoczonych. Forteca El Morro była wykorzystywane jako obiekt wojskowy podczas pierwszej i drugiej wojny światowej. Strategiczne położenie pomogło śledzić ruchy niemieckich łodzi podwodnych na Karaibach.
W 1961 roku armia amerykańska się wycofała, a w forcie powstało muzeum. W bastionie nadal znajdują się oryginalne armaty, dokładnie w miejscu, w którym zostały zbudowane. El Morro i otoczone murami Stare Miasto San Juan zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Cmentarz Santa María Magdalena de Pazzis
W XIX wieku Hiszpanie zbudowali cmentarz poza murami miasta. Byli bardzo przesądni, bali się duchów, chcieli żeby wędrowały do wieczności bez wałęsania się po mieście. Spektakularny widok na ocean miał być wskazówką gdzie mają się kierować.
Na ciepłym murze wygrzewały się iguany. Kolor ich ciała wskazuje w jakiej fazie rozwoju się znajdują. Pomarańcz to kolor godowy, a zielony jest kolorem młodości.
Nadciągająca nawałnica przeniosła nas w przeszłość. W tak zjawiskowej scenerii łatwo wyobrazić sobie żagle średniowiecznych statków na horyzoncie. Wielcy odkrywcy okazali się chciwymi okrutnikami, którzy mordowali i zniewalali podbity lud, jednak samo odkrywanie nieznanych lądów było magiczne.
Castillo San Cristóbal
Twierdza San Cristóbal chroniła San Juan przed atakami lądowymi. Fort posiada głęboką fosę z szeregiem tuneli, które chroniły żołnierzy przed ogniem wroga i umożliwiały bezpieczne przemieszczanie.
Ataki Anglików w 1598 i Holendrów w 1625 roku zmusiły Hiszpanów do rozbudowy fortów.
Wydłużyli mury miejskie i zbudowali budkę wartowniczą – Garita del Diablo. To najstarsza oryginalna budowla na wyspie.
Jeden z żołnierzy zniknął nocą, legenda mówi, że porwał go diabeł. Widziano tu duchy dawnych żołnierzy, którzy nadal patrolują stare mury. Stare legendy nadają kolorytu, bo przyjemniej się zwiedza miejsca z tajemniczą historią.
W centrum San Cristóbal znajduje się plac, to tam żołnierze ćwiczyli. Odporne i wytrzymałe pomieszczenia, wyposażone w otwory na armaty, mieściły także koszary, magazyny i kuchnię. 5 cystern pod placem mogło pomieścić około 800 000 galonów wody deszczowej.
Wyspa Vieques – Portoryko
Na małą wyspę Vieques – na wschód od głównej wyspy Portoryko – można dolecieć małym samolotem, albo promem. Fajnie było siedzieć obok pilota i podziwiać oszałamiającą linię brzegową. Przyroda rzuca na kolana, najpiękniejsze plaże na Karaibach, dzikie konie, głośne żabki i bioluminescencja.
Vieques była bazą marynarki wojennej USA od 1941 roku. Po burzliwych protestach, w które zaangażował się cały świat, w 2003 roku baza przestała istnieć. Niestety teren w dalszym ciągu jest silnie zanieczyszczony chemikaliami.
Bioluminescencja w Zatoce Mosquito
To zdjęcie z dobrze uchwyconym świecącym zjawiskiem jest wspomnieniem z Jamajki.
Bioluminescencja występuje na płytkich zatokach lasów namorzynowych, tam gdzie słona morska woda miesza się ze słodką. Jednokomórkowe organizmy –dinoflagellate – wydzielają świetliste blaski pośród bezksiężycowej nocy, kiedy wodę przecinają wiosła.
Rosnące dookoła drzewa namorzynowe dostarczają jednokomórkowcom witaminy B12, niezbędnej dla ich przetrwania. Najmniejszy ruch powoduje niebieski rozbłysk. Zatoka Komarów słynie z najjaśniejszej poświaty na świecie. Polecieliśmy na Vieques, żeby jeszcze raz doznać magicznych wrażeń.
Chociaż ogólnie wiadomo, że są okresy, kiedy zjawisko jest bardziej widoczne, to wyczytaliśmy, że bioluminescencję można obserwować przez cały rok. Wszystkie budki organizujące wyprawę ograniczyły swoją działalność, ale my nie poddaliśmy się i wieczorem stawiliśmy się na zbiórkę do jedynego operatora, który zgodził się zorganizować naszą wyprawę.
Przyjechał chłopiec z wielką przyczepą z kajakami. Przedzieraliśmy się przez chaszcze, a potem uczyliśmy poruszać wiosłami w ciemności. Młodzieniec na swoim kajaku próbował się nami opiekować.
Księżyca nie było, bioluminescencji nie było, tylko moskity się zgadzały. Woda w zatoce lekko się srebrzyła, ale w niczym nie przypominała tego niezwykłego zjawiska z Jamajki. Za to tropikalna noc głośna od cykad i niebo kipiące gwiazdami były niezwykła. Czułam się szczęśliwa i ani trochę nie żałowałam naszej nietrafionej w odpowiedni czas wyprawy.
No może trochę podczas powrotu, kiedy próbowałam się wygrzebać na bagnisty brzeg, który wciągnął mnie za nogę i zabrał buta. Wracaliśmy utytłani w błocie po kolana i roześmiani. Bardzo fajna przygoda.
Couqi – żaba drzewna z Portoryko
Przez hałasy nie mogłam zasnąć w naszym mieszkanku z Airbnb. Coś przenikliwie piszczało, a piski zlewały się w jeden potężny chór. Nie można było tego ignorować, cichło kiedy zaczynało świtać.
Wszystko wyjaśniła nam pani w sklepie z magnesami, mała żabka coqui jest maskotką wyspy. Nie widzieliśmy jej, a robione z góry zdjęcia zdjęcia dawały nadzieję, że jakimś cudem się się na nich znajdzie.
Siedziała w bromeliach na patio hotelu w San Juan. Naprowadziła nas swoją piosenką, która brzmi jak jej imię ko – kiii. Zabawne jest to, że żabka dawała się nabrać, kiedy Krzysztof zagwizdał jak ona, natychmiast odpowiadała.
Coquí jest endemiczną żabką drzewną, który występujący na wyspie aż w 17 gatunkach. Są uważane za najgłośniejsze płazy na świecie, a ich wołanie osiąga stu decybeli z odległości kilku metrów.
Samce wabią samice i konkurują ze sobą na głosy. W tym czasie samice spokojnie zjadają dwa razy tyle pysznych mrówek, pająków i świerszczy, czatując cichutko, aż ofiara się do nich zbliży.
Nie można było się wyspać, ale za to w ogrodzie czekały ociekające pomarańczowym sokiem mango, które wystarczały nam za śniadanie.
Paso Fino, dzikie konie z Vieques
W 1493 roku Krzysztof Kolumb zabrał w swoją drugą podróż do Ameryki 20 koni i 5 klaczy. Kolejne konie sprowadził Juan Ponce de León ze swojej hiszpańskiej hacjendy. Były przodkami Paso Fino, koników które pasą się swobodnie na wyspie. Widzieliśmy je w miasteczku i na plażach. Bałam się podejść bliżej, bo było dużo źrebiąt z matkami.
Plaże na Vieques
Plaż jest mnóstwo, a wszystkie bajecznie piękne, prawie bez ludzi, z wielkimi muszlami na piasku.
Playa Negra
Dzięki czarnemu piaskowi wulkanicznemu, ukryta wśród skał Playa Negra robi wielkie wrażenie.
Co musisz wiedzieć przylatując do Portoryko
- Puerto Rico położone pomiędzy Morzem Karaibskim a Oceanem Atlantyckim, należy do archipelagu Małych Antyli
- Ten karaibski archipelag składa się z trzech wysp: głównej ze stolicą w San Juan, Culebra i Vieques i leży niedaleko Dominikany.
- Portoryko jest częścią Ameryki Północnej, zamieszkuje go ponad 3 miliony osób, a powierzchnia wynosi 9104 km.
- Na wybrzeżu znajdują się najpiękniejsze plaże na Karaibach, a środek wyspy jest górzysty. Cerro de Punta ma 1388 metrów.
- Ukochaną muzyką mieszkańców jest salsa i reggaeton.
- Walutą jest dolar amerykański, również gniazdka są amerykańskie i potrzebny będzie potrzebny adapter.
- Żeby polecieć do Portoryko musicie zarejestrować się elektronicznie w systemie ESTA
- Językami urzędowymi są angielski i hiszpański, jednak zdecydowana większość populacji mówi po hiszpańsku.
- Do większych miast kursują autobusy dalekobieżne, jednak najłatwiej będzie wynająć samochód. Jednym ze sposobów poruszania się po wyspach są przejażdżki quadem. Pojazd pozwala dotrzeć do wszystkich cudownych plaż.
- Na wyspę można łatwo dotrzeć samolotem z wielu miast Stanów Zjednoczonych, albo statkiem wycieczkowym z Florydy. Koszt życia w Portoryko jest wyższy niż w Stanach Zjednoczonych.
Portoryko jest bardzo wysoko na naszej liście najpiękniejszych karaibskich wysp, za cudowne plaże, na których mogliśmy być sami, oraz za fantastyczne zabytki. Nie spodziewałam się tak wspaniałych atrakcji, mam nadzieję, że i Wam się podobało.
Te zdjęcia oceanu przed nawałnicą są po prostu powalające. To spektakularne niebo i ciemniejące odmęty oceanu. Wręcz czuje się tę potęgę, jej pomruk, jej chłód i szaloną moc. Dla mnie ze wszystkich pięknych zdjeć, które tu pokazałaś – najpiękniejsze! I podoba mi sie też ogromnie ta fotografia na której Ty w zwiewnej granatowo-niebieskiej sukience wchodzić w fale oceanu. Tworzysz z tym oceanem jednosć. I domyslam się, że czułaś sie wówczas podobnie wspaniale jak podczas zanurzania się w fosforyzujacą bioluminescencą wodę….Dla mnie tak mogłoby wyglądać właśnie przejście na drugą stronę istnienia. Odejście stąd w krainy nieznane a wabiące i wiecznie dla nas ukryte. Metafizyka w czystej postaci…
Pozdrawiam Cię serdecznie, Marylko!***
Nawałnica nadeszła i polały się całe potoki, ale to oczekiwanie, ten wir nadchodzącego deszczu zapierał dech i byłam szczęśliwa, że udało się uchwycić taką chwilę. To Szalejący Atlantyk, natomiast drugie zdjęcie na które zwróciłaś uwage Olu, to spokojne wody Morza Karaibskiego, chociaż jest częścią Atlantyku, to różnica jest wybitna. Plaża roztopiła moje serce, tylko muszle, dzikie koniki i te przecudowne palmy. Wyspa Vieques jest taka niezwykła, poza tym w nocy skończyłam czytać książkę, którą mi poleciłaś, pamiętasz? Ta kolejna skalista plaża tak bardzo mi przypominała „Legendę”. Myślisz, że nasze odejście nastąpi z fanfarami? Wiatr dmuchnie mocniej, niebo się zachmurzy, wir się pojawi? W nicość pójdziemy? Jak to dobrze jeszcze tego wszystkeigo nie wiedzieć. Cieszę się, że podobały Ci się zdjęcia Olu, bo chociaż wszystkie wyspy mają w sobie coś oryginalnego, to Portoryko wiele dla mnie znaczyło, a potem zaraz St. Vincent, o którym chcę napisać. Sciskam serdecznie Oleńko:)
Cieszę się, że mamy podobne skojarzenia, Marylko. Są takie ksiazki, jak „legenda” właśnie, co tak mocno zapadaja w pamiec i serce, że aż stają sie częścią nas. I chwile czystego szczęścia też nas budują. Takie obcowanie z naturą, jej mocą, czystym pięknem. To wszystko choc tak trudne do uchwycenia i nazwania jest ważna częścią nas.
Odejdziemy zapewne bez żadnych fanfar, ale co spotkamy po drugiej stronie? Tu wyobraźnia może już szaleć.I niech szaleje!
Do następnego napisania, Marylko!Buziaki!***
Ciągle tworzę nowe teorie jak będzie:) Uściski.