Boone Hall Plantation zobaczyłam wiele lat temu, kiedy nawet mi się nie śniło, że zobaczę Amerykę Północną. Wiele lat temu oglądałam serial „Północ- Południe” z Patrickiem Swayze w roli głównej.
Boone Hall Plantation była rodzinnym gniazdem głównego bohatera. Tu również powstawały sceny do „Queen” z Halle Berry i innych znanych filmów.
Od takich momentów zaczynała się fascynacja tym światem. Niewolnictwo to ciemna plama w historii Południa, dzięki muzeum w dawnych chatach niewolników, można zobaczyć jak wyglądało ich życie. Mam to szczęście, że w ciągu czterech godzin, można przenieść się w czasie. Tyle się jedzie z Georgii do Karoliny Południowej, gdzie są widowiskowe rezydencje i Ocean Atlantycki- ciepły!
Zapraszam na krótki przewodnik po trzech plantacjach, które warto zobaczyć: Boone Hall Plantation, Middleton Place i McLeod.

Spis treści
Boone Hall Plantation – historia jednej z najstarszych plantacji w USA

Boone Hall Plantation jest jedną z najstarszych amerykańskich plantacji opartych na niewolnictwie, uprawianą nieprzerwanie od ponad 320 lat. Najstarsze wzmianki o tym miejscu pochodzą z 1681 roku, kiedy ziemia została podarowana Johnowi Boone’owi i jego żonie Elżbiecie jako prezent ślubny. To nie była tylko transakcja majątkowa — to był początek dynastii, która przez pokolenia kształtowała krajobraz Południa.
W 1743 roku ich syn rozpoczął sadzenie dębów, które dziś tworzą słynną aleję prowadzącą do głównego budynku. Aleja nie była tylko ozdobą — była symbolem statusu, ambicji i zakorzenienia. Dziś to jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Karolinie Południowej, fotografowane przez tysiące turystów, ale jej początki są skromne i rodzinne.
W 1811 roku Boone Hall Plantation przeszła w ręce braci Horlbeck, którzy przekształcili ją w centrum produkcji cegieł. To moment przełomowy — z plantacji rolniczej stała się przemysłowym sercem regionu. Rocznie wyrabiano tu aż cztery miliony cegieł, rękami 85 niewolników.
Z tych cegieł powstała znaczna część zabudowy historycznego Charleston. Dziś, spacerując po mieście, trudno nie dostrzec śladów tej pracy — choć nazwiska jej wykonawców nigdy nie trafiły na tablice pamiątkowe.
Pod koniec XIX wieku Boone Hall Plantation zasłynęła również z uprawy orzechów pekan. Sadzenie drzewek rozpoczęto wcześniej, ale to właśnie w tym okresie plantacja stała się jednym z największych producentów pekanów w kraju. To kolejny rozdział w historii miejsca, które nieustannie się zmieniało, ale zawsze pozostawało aktywne — zarówno gospodarczo, jak i symbolicznie.
Aleja dębowa w Boone Hall Plantation – najpiękniejszy widok Południa
Aleja zaczęła powstawać w 1743 roku. Posadzona przez syna Johna Boone’a, nie była tylko gestem estetycznym. To był symbol zakorzenienia – dosłownie i symbolicznie. Dęby, które dziś mają niemal 300 lat, są świadkami historii, ich korzenie pamiętają czasy, gdy cegły wyrabiano rękami zniewolonych ludzi, a plantacja zmieniała właścicieli. Nowi właściciele dokończyli dzieła w 1843 roku, zachowując pierwotny układ i charakter alei.
Jej funkcja była od początku praktyczna. Drzewa sadzono w równych odstępach nie tylko dla estetyki, ale też dla cienia – niezbędnego w dusznym klimacie Karoliny Południowej. W czasach, gdy plantacja tętniła życiem, aleja była głównym traktem komunikacyjnym: tędy przejeżdżały wozy z cegłami, tędy prowadzono gości, tędy też codziennie przemieszczali się pracownicy – wolni i zniewoleni.
Jest niezwykła. Śpiew ptaków, cykady, powiewające firanki mchu zatrzymały nas na bardzo długo. Chce się tu zostać i ominąć tłum turystów widoczny z daleka. W cieniu tych drzew odbywały się powitania i pożegnania, przejazdy konnych powozów i współczesne sesje ślubne. Aleja stała się ikoną – nie tylko Boone Hall, ale całego regionu.
Hiszpański mech na drzewach w Boone Hall Plantation

Prawie kilometr pięknych, starych dębów, których gałęzie splatają się w naturalny dach. Aleja jest bardzo piękna, ale prawdziwej niezwykłości dodaje spanish moss- hiszpański mech. Najbardziej okazałe formy widziałam w Beaufort, tam gdzie kręcono Forresta Gumpa.

Prawie kilometr pięknych, starych dębów, których gałęzie splatają się w naturalny dach. Aleja jest bardzo piękna, ale prawdziwej niezwykłości dodaje jej spanish moss – hiszpański mech. Jednak to nie jest mech ani porost, lecz epifityczna roślina, która wodę i składniki pokarmowe pobiera z powietrza. Kwitnie przez trzy miesiące i rozmnaża się przez nasiona. Umiera poniżej 10 stopni Celsjusza.
Powiewa jak firanki na drzewach, budząc zachwyt. Można ją spotkać w Luizjanie, na Florydzie, w Karolinie Południowej. Majestatyczne rezydencje, otoczone parkami z falującym cudem, to bajkowy widok. Będę nimi obficie okraszać dalsze części moich wpisów.
Boone Hall Plantation – ciekawostki, których nie znajdziesz w przewodniku

Thomas Archibald Stone z żoną Aleksandrą podczas podróży do Charleston, zajechali do Boone Hall Plantation po orzechy pekan. Zauroczeni, kupili posiadłość w 1935 roku. Wyburzono dwupiętrowy budynek i postawiono okazały dwór, który podziwiamy obecnie.
Nowy dom, w stylu Colonial Revival, został zaprojektowany przez architekta Williama Harmona Beersa i ukończony w 1936 roku. Zbudowano go z cegieł wypalanych na terenie posiadłości, co było ukłonem w stronę lokalnej tradycji. Dwór, choć stylizowany na XVIII-wieczną rezydencję, był wyposażony w nowoczesne udogodnienia, jak centralne ogrzewanie i elektryczność — rzadkość w wiejskich rejonach Południa w tamtym czasie.
Zwiedzanie Boone Hall Plantation

Posiadłość Boone Hall Plantation jeszcze kilka razy zmieniała właściciela. W 1955 roku została kupiona przez Nancy i Harrisa McRae. Nadal pozostaje w rękach tej rodziny. Kontynuowali uprawę ziemi, koncentrując się na uprawie brzoskwiń.
Plantacja jest otwarta dla zwiedzających od 1959 roku.
McRae’owie nie tylko zachowali rolniczy charakter posiadłości, ale też rozpoczęli jej stopniową restaurację. W latach 60. odnowiono ceglane domki niewolników z przełomu XVIII i XIX wieku, które dziś tworzą unikalną trasę edukacyjną.
W jednym z nich mieści się wystawa poświęcona kulturze Gullah, a inne prezentują codzienne życie, pracę i duchowość zniewolonych mieszkańców.
Boone Hall szybko stała się jedną z najczęściej odwiedzanych plantacji w Karolinie Południowej. Odbywają się tu regularne wydarzenia tematyczne, jak coroczny Pecan Festival, zbiory truskawek i brzoskwiń, a także pokazy rzemiosła lokalnego. Plantacja pojawiła się również w kilku produkcjach filmowych, m.in. w serialu „Północ – Południe” oraz w filmie „Pamiętnik”.
Dziś Boone Hall to nie tylko miejsce pamięci, ale też aktywna farma – uprawia się tu warzywa, owoce i kwiaty, które trafiają na lokalne targi i do restauracji w Charleston. Zwiedzający mogą wziąć udział w przejażdżce traktorem, odwiedzić ogrody i zobaczyć wnętrza rezydencji, która mimo swojej monumentalności zachowała domowy charakter.
Niewolnicy w Boone Hall Plantation
Sukces ekonomiczny plantacji liczącej ponad 400 hektarów, opierał się na wyzysku niewolników. Początkowo uprawiano ryż, a następnie indygo, bawełnę i orzechy pekan.
Boone Hall Plantation posiada muzeum niewolnictwa, prezentowane w 9 odrestaurowanych domkach. Trzeba jednak pamiętać, że były przeznaczone tylko dla wyjątkowych niewolników, pracujących blisko rodziny właściciela. Jak mieszkała reszta ludzi tyrająca na 400 hektarach, strach pomyśleć.
W całej tej szlachetnej idei, żeby rozpowszechniać historię niewolnictwa, podkreślać ich wkład w rozwój kulturalny Ameryki, brakuje mi czegoś. Otóż bilet wstępu jest drogi, a czarni nie mają zniżek, nie mówiąc o darmowym wejściu na teren plantacji.
W wielu krajach rdzenni mieszkańcy wszędzie wchodzą za darmo. Jest coś niepokojącego w tym, że nadal się na nich zarabia, są potomkami niewolników! Plantacja organizuje wiele festiwali sezonowych i przybywają tłumy ludzi, dochody są ogromne, a jakoś nikt o tym nie pomyślał.
Wędzarnia jest najstarszą strukturą w całej Karolinie Południowej, ponieważ pochodzi z 1750 roku.

Kultura Gullah w Karolinie Południowej – dziedzictwo afrykańskich niewolników
Potomkowie niewolników z Afryki Środkowej i Zachodniej, stworzyli własną kulturę, którą pielęgnują od 300 lat. Pochodzili z różnych grup etnicznych, dlatego z biegiem czasu rozwinęli własny język, kreolski Gullah Geechee. Geechee to język angielski z afrykańskimi zapożyczeniami.
Język ten przetrwał dzięki izolacji geograficznej — społeczności Gullah żyły na barierowych wyspach i w trudno dostępnych rejonach Lowcountry, co pozwoliło im zachować wiele elementów afrykańskiego dziedzictwa. Dziś Gullah Geechee jest uznawany za jeden z najstarszych kreolskich języków w USA, a jego brzmienie można usłyszeć w lokalnych muzeach, szkołach i podczas festiwali.
Ewolucję form muzycznych, które powstały z muzyki Gullah, można usłyszeć w takich gatunkach jak gospel, rytm i blues, soul, hip hop i jazz. Charakterystyczne rytmy, pieśni pracy i duchowe utwory (spirituals) były nie tylko formą ekspresji, ale też sposobem komunikacji i przetrwania. Wiele z nich zawierało zakodowane informacje – np. o ucieczkach, trasach lub nadziei na wolność.
Większość potraw zwanych „południowymi” pochodzi od kreatywności niewolnic, łączących dania europejskie z afrykańskimi smakami. Gumbo, okra, smażony sum, ryż z warzywami — to wszystko ma korzenie w kuchni Gullah. Do dziś wiele restauracji w Charleston i Savannah serwuje dania inspirowane tą tradycją, często nieświadomie kontynuując afrykańskie receptury.

Uprawę ryżu na plantacjach zawdzięcza się niewolnikom z Afryki Zachodniej.

To oni posiadali doświadczenie i wiedzę na temat uprawy ryżu w słodkich wodach. Ich umiejętności były tak cenione, że plantatorzy sprowadzali ludzi z tzw. „Rice Coast” – obszaru od Senegalu po Sierra Leone. Budowali systemy irygacyjne, tamy i kanały, które przekształciły bagna Karoliny Południowej w żyzne pola ryżowe. Do dziś, jadąc drogą nr 17 przez Lowcountry, można dostrzec pozostałości dawnych plantacji – rozległe połacie traw to dawne pola ryżowe.
Także plecione kosze z giętkiego sitowia — sweet grass — były przeznaczone początkowo do zbierania plonów z pola. W Afryce używano takich koszy do przechowywania wody. Pierwsze koszyki w Karolinie Południowej służyły do nawożenia, zbiorów i oddzielania plew od ryżu. Jeszcze inne służyły do zbiorów bawełny. Kosze robocze przeminęły razem z plantacjami ryżu, ale przetrwały estetyczne koszyczki dekoracyjne. Mnie zachwyciły piękne róże plecione ze słodkiej trawy, sprzedawane w galeriach i na ulicach Charleston.
Także modne obecnie pikowane kołdry, zszywane z bardzo kolorowych skrawków materiału, powstały z konieczności. Kobiety Gullah wykorzystywały resztki tkanin, tworząc wzory, które dziś są uznawane za formę sztuki ludowej. Wzory często miały znaczenie symboliczne — opowiadały historie rodzinne, przekazywały emocje lub były formą modlitwy.
Mnie zachwyciły piękne róże plecione ze słodkiej trawy, sprzedawane w galeriach i na ulicach Charleston. Także modne obecnie pikowane kołdry, zszywane z bardzo kolorowych skrawków materiału, powstały z konieczności.
Chaty niewolników w Boone Hall Plantation – muzeum życia codziennego

W pierwszym domku mieszkała kucharka, 18-te dziecko w rodzinie. Sprowadzono ją w 1864 roku. W wilgotnym, tropikalnym klimacie spędzała swoje życie przy rozgrzanym piecu. Całe poematy napisano o jej zdolnościach.
Była dumna ze swojej pozycji i niechętnie dopuszczała inne kobiety do kuchni. W tym czasie lodownia była oddalona o 10 mil, niewiele rzeczy dało się przechować. Trzeba było gotować codziennie. W okolicy żyją jej potomkowie. Niewolnicy z miasta mieli dużo więcej swobody, ale o tym opowiem opisując Charleston.
Domek kucharki to jeden z dziewięciu zachowanych budynków z końca XVIII i początku XIX wieku, które dziś tworzą trasę edukacyjną w Boone Hall Plantation. Każdy z nich opowiada inny rozdział historii czarnoskórych mieszkańców Południa. Wewnątrz znajdują się wystawy poświęcone życiu rodzinnemu, pracy, duchowości, kulturze Gullah, a także walce o prawa obywatelskie.
Domki zbudowano z ręcznie formowanych cegieł, wypalanych na miejscu przez niewolników. Ich prosty, funkcjonalny układ — jedno pomieszczenie, palenisko, niewielkie okno — odzwierciedlał surowe warunki życia. Mimo to, w tych ciasnych przestrzeniach toczyło się życie pełne rytuałów, opowieści, pieśni i wspólnoty.
Kucharka, której historia przetrwała w lokalnych przekazach, była nie tylko mistrzynią gotowania, ale też strażniczką tradycji — jej potrawy łączyły afrykańskie techniki z lokalnymi składnikami, tworząc fundament kuchni Południa.
Wystawa w jej domku zawiera rekonstrukcję kuchni z epoki, z glinianymi garnkami, żeliwnymi patelniami i ręcznie plecionymi koszami ze sweetgrass. Zwiedzający mogą zobaczyć, jak wyglądało codzienne przygotowywanie posiłków bez lodówek, bieżącej wody czy wentylacji — w warunkach, które wymagały nie tylko siły, ale też ogromnej wiedzy i organizacji.
W pobliskich miejscowościach, takich jak Mount Pleasant i Awendaw, żyją potomkowie dawnych mieszkańców Boone Hall. Niektórzy z nich prowadzą warsztaty rękodzielnicze, uczą języka Gullah Geechee i opowiadają historie przekazywane ustnie przez pokolenia. Dzięki ich pracy, kultura Gullah nie tylko przetrwała, ale zyskała uznanie jako jedno z najważniejszych dziedzictw kulturowych Południa.
Boone Hall Plantation w filmach – seriale, melodramaty i hollywoodzkie produkcje

♦W latach 80-tych zamknięto Boone Hall Plantation, ponieważ kręcono tu mini serial „Północ-Południe”, oparty na powieściach Johna Jakesa. Sypialnia głównego bohatera mieściła się w bajkowej rezydencji Stanton Hall w Natchez w stanie Missisipi.
♦ W latach 90-tych ponownie zamknięto cały teren, filmowano serial o niewolnikach pt. „Queen”, kontynuację powieści Alexa Haley’a „Korzenie”.
♦ W 2002 roku powstał „Pamiętnik” („The Notebook”) — słynny melodramat wg powieści Nicholasa Sparks’a. Boone Hall Plantation zagrała dom rodzinny Allie, a aleja dębowa stała się jednym z najbardziej rozpoznawalnych kadrów filmu.
♦ W 2000 roku część scen do filmu „Patriota” z Melem Gibsonem również powstała na terenie Boone Hall. Plantacja posłużyła jako tło dla dramatycznych wydarzeń z czasów wojny o niepodległość — m.in. sceny podpalenia kościoła.
♦ W 1994 roku kręcono tu miniserial „Scarlett”. Boone Hall Plantation zagrała dom Rhetta Butlera. Produkcja była oficjalną kontynuacją Przeminęło z wiatrem, opartą na powieści Alexandry Ripley, i przedstawiała dalsze losy Scarlett O’Hary, która próbuje odzyskać miłość Rhettal, z jej klasyczną architekturą i rozległymi terenami, idealnie wpisała się w klimat epoki.
♦ W 1983 roku powstał tu film „The Lords of Discipline” — dramat oparty na powieści Pata Conroya, ukazujący życie w elitarnej szkole wojskowej.
♦ W 2013 roku Boone Hall pojawiła się w serialu „The Originals” – produkcji fantasy, osadzonej w Nowym Orleanie. Plantacja zagrała tło dla scen z przeszłości, dodając gotyckiego klimatu.
♦ W 2020 roku część scen do serialu „Outer Banks” — popularnej produkcji Netflixa — kręcono w okolicach Charleston, a Boone Hall pojawiła się w tle jako jedna z lokalizacji. Serial, choć osadzony w Karolinie Północnej, korzystał z uroków Lowcountry.
♦ Boone Hall była też miejscem wydarzeń specjalnych — m.in. pokazów filmowych, sesji zdjęciowych i wydarzeń promocyjnych. W 2013 roku zorganizowano tu specjalny pokaz „The Notebook”, z udziałem fanów i ekipy filmowej

Natchez nad Missisipi
Jedna z sześciu sypialni na drugim piętrze pojawiła się w mini-serialu pt. “Północ-Południe”, jako pokój Orry’ego Maina. Zagrał go nieżyjący już Patrick Swayze. Jego portret wisi nad kominkiem. Domy plantatorów w Missisipi.
Zwiedzanie dworu.

O wyznaczonej godzinie otwierają się drzwi rezydencji i zostajemy zaproszeni do środka, niestety nie można robić zdjęć. Dziwnie się słuchało opowieści o ludziach, którzy spożywali obiad przez 2 godziny, następnie kontynuowali „ciężki obowiązek” przechodząc do salonu na kawę, panie, lub do biblioteki na cygaro i szklaneczkę czegoś mocniejszego, panowie.
Niestosowny był zachwyt i jakaś nuta nostalgii w tej opowieści, państwo biesiadowało, a na zewnątrz wilgotny tropik zabijał niewolników na polach. Podobno już odchodzi się od oprowadzania turystów w strojach z epoki niewolnictwa.
Kiedyś uprawiano w Bone Hall Plantation bawełnę i indygo, obecnie od kwietnia do czerwca truskawki, potem kukurydze, arbuzy, dynie. Dwór otacza piękny ogród z opisanymi roślinami i setki motyli. Bryczka zabiera gości w objazd po alei dębowej i rozległym terenie.
Prawdopodobnie widzimy sweetgrass za starym dębem. Podmokłe tereny sprzyjały takim chorobom jak malaria i żółta febra, dziesiątkowały przybyszy z Europy. Afrykanie byli na nie odporni.

Plantacja Middleton Place


Historia Middleton Place
W 1741 – Henry Middleton ożenił się z Mary Williams, plantacja była jej posagiem. Założyli wielki, europejski ogród, który istnieje od tamtych czasów i jest nazywany najstarszym ogrodem Ameryki.Palmy wokół domu, to palmetto, spotyka się je wszędzie, także jako zarośla wzdłuż drogi.

Henry był wpływową postacią polityczną. Artur, który odziedziczył posiadłość po rodzicach, podzielił zainteresowanie swojego ojca polityką.

Został sygnatariuszem Deklaracji Niepodległości. Aktu prawnego uznającego prawo Trzynastu Kolonii brytyjskich w Ameryce Północnej do wolności i niezależności od króla Wielkiej Brytanii, Jerzego III.
Wojenne czasy w Middleton Place
Wojna secesyjna przypadła na sukcesję kolejnego dziedzica, Williamsa. W 1865 – wojska Unii zajęły plantację, splądrowały i spaliły dom. Wielkie trzęsienie ziemi nawiedziło rejon Charleston, niszcząc pozostałości po tym, co zdołano odbudować.

W 1975 – Middleton Place stało muzeum stworzonym przez spadkobierców rodziny. Ten dom został zbudowany w 1933 roku. W sali balowej nakręcono scenę do filmu „The Patriot” z Melem Gibsonem.

Sprzedają coś, częstują napojami, sporządzonymi według starej receptury. Ocet jabłkowy, melasa i jeszcze coś, dziwne w smaku. Nie jestem fanką kuchni południowej, biscuit z szarym sosem, to źle wypieczona twarda bułka, reszta też woła o pomoc.


Na plantacji uprawiano ryż, powstał młyn ryżowy. Podobnie jak w Boone Hall, było to możliwe dzięki doświadczeniu niewolników, a przede wszystkim ich nadludzkiej pracy. Na łąkach i ścieżkach można spotkać wolontariuszy w epokowych strojach, co jest niezwykłym doświadczeniem.
Znaleźć coś na śniadanie, to wielkie wyzwanie. Ale tak jest wszędzie w hotelach w USA, nic się nie nadaje do zjedzenia. Płatki z cukrem i lodowatym mlekiem, sklepowa mieszanka na gofry, jajka na twardo w lodówce. W restauracjach lepiej, ale nie powiem, że dobrze.



Dęby są obwieszone mchem hiszpańskim. Było tak pięknie, a teren tak rozległy, że spędziliśmy tam kilka godzin. To popularne miejsce na śluby, w ogrodzie jest przygotowane romantyczne miejsce dla gości i młodej pary wśród rabatek, z widokiem na rozległe wody.

Widok czarnej kobiety w stroju niewolnicy był dla mnie wstrząsający. Z tego wszystkiego nie zdążyłam poprosić o zdjęcie. Ale może takie są dobre, jak sunie niezauważona.
Plantacja McLeoda

To miejsce ma szczególną przeszłość, tu mieścił się szpital Konfederatów, cmentarz dla niewolników i żołnierzy Unii. Zachowało się 5 kabin niewolników, które są uważane za najstarsze w kraju.

Po zniesieniu niewolnictwa, ludzie mieszkali do lat 90-tych. Są dokumenty o każdym mieszkańcu plantacji, białym i czarnym. Uprawiano tu rzadką odmianę bawełny, o jedwabistym włóknie.

McLeod Plantation jest dziedzictwem Gullah-Geechee.
Dom został zbudowany w 1858 roku. Ostatni z rodu, Willis Ellis McLeod mieszkał w głównym budynku 104 lata. W 1990 r. zapisał posiadłość Historic Charleston Foundation, żeby zachować pamięć i uratować to miejsce od zniszczenia.
Ten dąb ma 600 lat!

Myślicie, że pokazałam najpiękniejsze zdjęcia? Nie, to są efektowne miejsca z przepięknymi ogrodami, ale przede mną jeszcze Charleston i nieprawdopodobny Beaufort z Forrestem Gumpem.

Równie piękne plantacje widziałam w Luizjanie.
Karolina Południowa mnie urzekła. To było bardzo pouczające przeżycie. Plantacje są nierozerwalnie związane z historią niewolnictwa — uczą, otwierają oczy, zmuszają do refleksji. Dlatego warto je zachować, nie tylko jako zabytki, ale jako miejsca pamięci.
Oprócz tego, są tak pięknie położone i utrzymane, że kilka godzin tam spędzonych jest ucztą duchową. Jednak wysoka wilgotność powietrza i ponad 30 stopni ciepła to za dużo, nawet dla takiej entuzjastki jak ja. Po godzinie zwiedzania marzyłam o cieniu, lodzie i czymś mrożonym — najlepiej w klimatyzowanym aucie. Ale warto było. Dla tej alei dębowej, dla mchu powiewającego jak firanki, dla historii, która nie daje się zapomnieć.
Zapraszam do obserwowania.
25 komentarzy
Faktycznie, kawał dziedzictwa. Mnie, jako fascynata Południa interesują szczególnie, zwłaszcza że miały tam tez miejsce pewne ciekawe wydarzenia związane z Wojną Secesyjną. Miło widziec że ktos dba o tę część dziedzictwa. Jednoczesnie przykre, że nie praktykuje się pewnych ulg dla potomków niewolników. Historia niewolnictwa to czarna karta w dziejach Południa, choć już ówczesni zaczynali rozumieć, że nie jest to odpowiednia droga, świadczą o tym przykłaty notabli i oficerów Konfederacji, którzy swoich niewolników uwolnili jeszcze przed wojną. Tym bardziej warto dziś, w duchu pojednania i szacunku bardziej otworzyć się na tę smutną część historii…
Np. w Indiach, w Ameryce Południowej tubylcy mają darmowy wstęp do wszystkich atrakcji. Dlatego uważam, że i tu ktoś powinien pomyśleć o zniżkach dla potomków byłych niewolników, ponieważ te miejsca istnieją dzięki nadludzkiemu wysyskowi. O Wojnie Secesyjnej dowiaduję się bardzo dużo podczas wycieczek. W Oak Alley w Luizjanie był nawet namiot jakiegoś generała, pan w stroju Konfederaty opowiadał ciekawe historie. Z uwalnianiem zasłużonych dla rodziny niewolników spotkałam się czytając historię Charleston, są wymienieni z nazwiska i do tego wrócę. Ciekawe, że korzystano z ich wiedzy w dziedzinie uprawy ryżu a nawet plecenia koszy. Wydaje mi się, że dużo ciężej mieli niewolnicy w Luizjanie, przy trzcinie cukrowej i bawełnie. Tu, w Karolinie dawano nawet trzy dni wolnego z okazji ślubu. Acha, jeszcze jedna ważna rzecz, mówi się o niewolnictwie w Ameryce Północnej, a tak naprawdę, to świeżo przybyli Anglicy i Francuzi sprowadzali ludzi z Afryki. To oni zbili fortuny na wyzysku.
Dokładnie. Handel niewolnikami był domeną ludzi ze Starego Kontynentu. Ja historie Wojny Secesyjnej uwielbiam, i nie ukrywam że z wielu powodów sympatyzuję z Południem. Ale czasy Wojny to byl już okres kiedy niewolników nie sprowadzano, ani nawet nie handlowano nimi w obrębie Stanów. Wojna wybuchła ze zupełnie innych powodów niż niewolnictwo, choć i ten watek przewijał się w postulatach i inicjatywach walczących stron. Nie zmienia to faktu że tacy ludzie jak Jefferson Davis Czy Robert Lee byli niewolnictwa przeciwnikami. Dzis powinniśmy ocenić ten poziom wyzysku jako absolutne zło, a potomkom niewolników pomóc poznac ich dziedzictwo choćby fundując im darmowe wstępy do takich miejsc. Masz rację jeszcze z jednym. Gdy ostatecznie zlikwidowano niewolnictwo, okazało się że położenie wolnych już byłych niewolników jest dużo gorsze, niż w czasach przed aktem abolicji. O czymś takim jak okolicznościowe wolne od pracy, już najczęściej u przedsiębiorcy – jankesa, mogli jedynie pomarzyć.
Maja wiedza na ten temat jest bardzo ograniczona, staram się to nadrobić. Czytam ciekawe historie białych i czarnych, o buntach i wielkim sercu posiadaczy niewolnikow, tak! byli tacy.
Jak zawsze temat potraktowany obszernie i wyczerpująco. Czyta się z ogromną przyjemnością.
Oglądałaś swojego czasu serial „True blood”? Podobne klimaty gorącego, wilgotnego Południa jakoś od razu skojarzyły mi się z Twoimi plantacjami.
Pozdrawiam
Gosia z sycyliada.pl
Gosiu, „True blood”, to chyba seria o wampirach, prawda? Ja zamieściłam nawet dom w Covington, który odgrywał jakąś ważną rolę w filmie. (post Rezydencje Antebellum). Jest w nich coś co rzuca na kolana, i to gorąco, i atmosfera, cykady, są takie głośne, cała orkiestra. Dzięki za dobre słowo, pozdrawiam:)
Oj, dopiero dziś zauważyłam, że odpowiedziałaś. Że dom w Covigton grał w True Blood? Idę czytać…….
Tak, tak o wampirach. Na początku strasznie mi się podobał bo oprócz wątków wapirzych był przede wszystkim serialem obyczajowym, a potem się skiepścił i już tylko UFO nie było!
Przeczytałam i obejrzałam z ciekawością, zamysleniem i zachwytem. Zdjęcia przecudne! Po prostu sztuka i mistrzostwo!
Znam większosc filmów o których wspomniałaś a które były kręcone na tamtych plantacjach. To niesamowite móc kroczyc po tych miejscach i dotykać tego, co widziało sie na ekranie.
Mario kochana, teraz tylko tyle napiszę, bo czas mnie goni. Zajrzę tu jeszcze na pewno!:-))***
Olu, a w Middleton Place, nakręcono „The Patriot” z Melem Gibsonem. Wszystko wygląda jak jeden wielki plener filmowy. Mam nadzieję, że podobają Ci się także te cudne mchy na dębach. Zebraliśmy je i powiesiliśmy na naszych drzewach, z nadzieją, że przetrwają jakoś. Ale gdyby to było możliwe, to same by się rozsiały. Widać je na Florydzie i w południowej Georgii a potem nagle znikają. Ta łąka na której siedzę w Middleton Place, to najpiękniejszy widok na świecie, stare dęby są wszędzie. Tylko klimat zabija, a do tego huragany ciągle ich nawiedzają. Dobrze odwiedzić to miejsce, ale do życia się nie nadaje. Pozdrawiam cię serdecznie.
Widziałam „Patriotę”, z tym większa wiec ciekawością jeszcze raz popatrzyłam dzisiaj na zdjęcia. Ale wiesz co? Najbardziej podobają mi sie te fotografie, na których to nie domy i rezydencje są najważniejsze, ale te wspaniałe, ogromne drzewa, mchy (niesamowite, jak z baśni albo snu!), kwiaty i w ogóle tamtejsza bujna rośliność. No i Ty pośród tego wszystkiego – zapatrzona, zamyslona, wzruszona, maleńka pośród ogromu szalonej bujności… I ta czarna kobieta, niby duch, niby wyrzut sumienia pośrod tych pyszniacych się ogrodów…Świat jest pełen cudów, natury o urodzie oszałamiającej, narkotycznej, zasłaniajacej o odsuwajacej to, co bolesne. Świat jest pełen cierpienia, niesprawiedliwosci, samotnosci i pełnego wymowy milczenia. A wszystko to istnieje i istnieć będzie rózwnocześnie. Ech…
Właśnie wszystko istnieje równocześnie na świecie, dobrze, że piękno natury jest dla wszystkich. Jest tu tyle dramatycznych nierówności, że czasami się zastanawiam, czy to wciąż ten sam kraj. Maleńkie domki, jak szopa na narzędzia w Polsce i zaraz milionowe rezydencje.
Olu, oprócz tego co widać, są dźwięki niepowtarzalne, cykanie miliona różnych świerszczy, odgłosy jak w dżungli. W Georgii do tej pory, a mamy 12.X. A kwiaty rosną u mnie jakby była pełnia lata, za to trawa już umiera, będzie wypłowiała do wiosny. Dziękuję Ci za Twoje życzliwe dla mnie słowa, sama wiesz jak to motywuje do pisania:)
Wspaniałe posiadłości, piękne ogrody. Świetny pomysł na zwiedzanie! Dziękuję za przybliżenie tak ciekawych miejsc, kryjących wiele ciekawych, czasem wstrząsających, wydarzeń z przeszłości. Musze jeszcze raz obejrzeć przytaczane filmy. Z większym skupieniem na architekturze :) Uwielbiam takie miejsca.
Cieszę się, że Ci się podobało, architektura jest tak inna, że wzdychamy widząc na filmach inny świat. Fajnie to zobaczyć, a jeszcze fajniej jest podzielić się z kimś i mieć taki fajny odzew, dziękuję:)
Jakos nigdy nie fascynowala mnie Ameryka Polnocna, szczegolnie USA, wydawalo mi sie, ze historycznie nie ma wiele do zaoferowania, jednak Twoj wpis mnie przekonal i zmieniam zdanie, super wpis i piekne zdjecia!
Ciesze się i dziękuje. Trzeba przyznać, że jak już coś mają, to wyeksponują i tak uatrakcyjnią, że nawet ktoś po doświadczeniach z europejskimi zabytkami jest głęboko poruszony. W tym miejscu organizują ghost tour czy albo pumpkin patch, w każdym obudzi się dziecko.
Zazdroszczę podróży! USA jeszcze przed nami ale mam nadzieję, że niebawem uda nam się zrealizować to marzenie :)
Polecam Charleston i okolice, jak już dolecicie do USA. Wielkie miasta nie różnią się od europejskich, warto zobaczyć trochę natury, jakiej nie ma nigdzie indziej. Przede mną jeszcze dużo do zobaczenia, ogromny, różnorodny kraj.
Byłam dzieckiem, gdy razem z rodzicami oglądaliśmy Północ-Południe. Nie wiele wtedy z tego rozumiałam, po za walką z niewolnictwem. Patrzę na Twoje zdjęcia i przypominam mi się cały film. Szczególnie ta aleja!
Co ciekawe, takie aleje są wszędzie, pojechaliśmy specjalnie w dwa miejsca jeszcze, ciągną się kilometrami. Nawet w zwykłym parku jest tak niezwykle.
Najbardziej podoba mi sie aleja debowa, bo to jest naprawde piekno samo w sobie. Klimat w Karolinie Poludniowej jest faktycznie fatalny, moja kuzynka mieszkala tam przez wiele lat wiec odwiedzilam ja kilka razy.
Jednak Poludnie to nie moja bajka, no chyba, ze poludnie zachodniego wybrzeza czyli Kalifornia:)))
Kuchnia poludnia to jakis koszmar;)) oczywiscie z wyjatkiem tego co serwuja w naprawde dobrych restauracjach np. New Orleans, poza tym jest tlusta i przepelniona niezdrowymi weglowodanami.
Aleje dębowe są wszędzie. Pojechaliśmy do Edisto, a tam wąska dróżka z baldachimem z gałęzi, cos pięknego. W Aiken była śmieszna sytuacja, bo panna młoda chciała mieć sesję pod dębami, a droga była ruchliwa, jedno zdjęcie i w nogi i tak przez godzinę. U nas motyle sa piekne, ale w Karolinie miały jakies poczwórne skrzydełka i niezwykłe kolory. Aż nie do wiary, że tam rośnie herbata i ryż. Klimat dobijający, ale za to ciepły ocean. Przezyłam naprawdę magiczne chwile. Kuchnia w Nowym Orleanie też mi się spodobała, nawet mam przyprawę cajun. A w Karolinie odkryłam okrę, znałam, nawet miałam w ogrodzie, ale nie wiedziałam, że może tak smakować, dużo lepsze od gumbo.
Teraz dopiero moglam obejrzec w pelnej krasie Twoje zdjecia i przeczytac relacje. Przepiekne te drzewa , te wiekowe deby z wiszacymi „firankami”… Miejsce tez przepiekne, a jednak wzbudza zadume i szacunek dla ludzi, ktorzy tam niewolniczo pracowali.
Nie mozna tego burzyc ani niszczyc, nie wolno – wielkosc i piekno tych plantacji daje skale porownawcza jak ciezka i wielka musiala byc praca tych niewolnikow – to jest ICH spuscizna i o nia powinno sie dbac. To jest dzielo ich rak i jakby pomnik dla potomnych. Zniszczenie tych plantacji i wymazanie ich historii skonczy sie wymazaniem „dowodow rzeczowych” .
Piekno i pokora, takie mam odczucia patrzac na Twoje zdjecia.
Usciski
Dziękuję Ci, zawsze jestem niepewna czy wystarczająco dobrze coś pokazałam. Dzisiaj zamieściłam post o Charlestonie, dla mnie fakt, że spacer po mieście skłonił mnie do kopania w przeszłości, jest najlepszą odpowiedzią na to, czy warto zachowywać pomniki, flagi, przybytki. One mówią swoim głosem. Każdy widzi to, co chce, ja burzliwą historię i pomagają mi w tym flagi i napisy.
Long time reader, first time commenter — so, thought
I’d drop a comment.. — and at the same time ask for a favor.
Your wordpress site is very simplistic – hope you don’t mind me asking what theme you’re using?
(and don’t mind if I steal it? :P)
I just launched my small businesses site –also built in wordpress like yours– but the theme slows (!) the site down quite a bit.
Keep up the good work– and take care of yourself during
the coronavirus scare!
~Justin
Hi Justin, I use the sitka theme:)