bob-marley.-kingston-museum

Podobne wpisy

26 komentarzy

  1. Długi wpis, a dla mnie za krótki 🙂 Super ciekawa historia. Odpaliłam Marleya i przez chwilę czułam się tak jakbym tam była. Zwłaszcza że akurat czytam powieść o Jamajce. Pozdrawiam 🙂

    1. Przeczytałam dwie książki i masę artykułów, wyciągnęłam esencję, a i tak tylko po łebkach. Jeśli poczułaś Jamajkę, to super. Więcej przyrody, marihuany i dziwnych zjawisk będzie pozniej. Bardzo polubiłam Boba i braci Rasta. Co czytasz? Ja dopiero teraz odkryłam „Cesarza” Kapuścińskiego, dorosłam do niego. Pozdrawiam Joanno:)

      1. A brown stew chicken znasz? Już ugotowałam, smakowało tak samo. Jerk chicken jeszcze przede mną, ale naprzeciwko mam jamajską restaurację, gdzie od rana kopci się wielki kocioł barbecue. Rasta sprzedaje w Farmers Market, ale i tak robi wrażenie. Uwielbiam Jamajkę, to nasza piąta wyspa, jakieś pojęcie już mam. Różni się bardzo, bo ma coś wyłącznie swojego, charakterystycznego. Bardzo się zaprzyjaznilam z Marleyem ostatnio, cieszę się, że mogłam zobaczyć jak mieszkał. Jeden z pokoi był wyklejony wycinkami i zdjęciami z gazet. W skromnej sypialni stała gitara i oczywiście wisiał portret Ras Tafari. Chwilowo nie mogę patrzeć na mango:)

  2. stardust pisze:

    Jamaica jest nie tylko piekna jak wiekszosc wysp Karaibskich, ale ma swoj jedyny i niepowtarzalny klimat. Uwielbiam muzyke Marley’a i uwielbiam jerk chicken. Az sie zaslinilam na sama mysl:)

    1. A brown stew chicken znasz? Już ugotowałam, smakowało tak samo. Jerk chicken jeszcze przede mną, ale naprzeciwko mam jamajską restaurację, gdzie od rana kopci się wielki kocioł barbecue. Rasta sprzedaje w Farmers Market, ale i tak robi wrażenie. Uwielbiam Jamajkę, to nasza piąta wyspa, jakieś pojęcie już mam. Różni się bardzo, bo ma coś wyłącznie swojego, charakterystycznego. Bardzo się zaprzyjaznilam z Marleyem ostatnio, cieszę się, że mogłam zobaczyć jak mieszkał. Jeden z pokoi był wyklejony wycinkami i zdjęciami z gazet. W skromnej sypialni stała gitara i oczywiście wisiał portret Ras Tafari. Chwilowo nie mogę patrzeć na mango:)

  3. Olga Jawor pisze:

    Znowu Twój tekst wraz z fotografiami i piosenkami Marleya to uczta dla ducha, Marylko! A także dla ciała, bo słuchając piosenek gibałam sie rytmicznie, oczy przymykajac i przenosząc sie na wyspę, gdzie ludzie potrafią szybko oddalac zmartwienia i po prostu cieszyc się życiem, jakie ono jest. Zafascynowała mnie postać Nanny – czarownicy, zielarki. Ależ to musiała byc silna i madra kobieta z charyzmą. Uwolniła tysiąc niewolników. Toż to brzmi prawie jak cud. Kojarzy mi się troche z postacia Joanny D’Arc. A podczas gdy Joanna znana jest na cały świat, o Nanny mało kto słyszał.
    Marley umarł w wieku 36 lat, ale żył tak intensywnie, tak wiele z siebie światu dał, że zdaje się jakby żył ponad setkę. Bo chyba rzeczywiscie nie długośc życia, ale jego jakość, to co z nimi robimy, to co robimy dla innych w danym nam czasie ma znaczenie.
    Miałam kiedyś znajomego z dredami – muzyka reagee, zresztą. Długo opierał sie przed ścieciem włosów, z podobnych przyczyn, co rastafarianie. W końcu to zrobił, musiał, bo łysiał. I jakos dziwnie sie potem jego życie potoczyło. Jakby naprawdę stracił duża część mocy i radosci…
    Mango, ach, mango! Ty sie nim przejadłaś a mnie czeka dopiero mangowa przyjemnosc podniebienia. Nie jadłam mango ponad 10 lat a wczoraj udało nam sie kupic na promocji cztery owoce. Są troszke jeszcze twarde. Jak zmiękną wgryzę sie w nie słuchając, a jakze, Boba Marleya!
    Dziękuję za tę cudowna wycieczkę na Jamajkę. Jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej pracy nad tematem i zawarcia tak wielu ciekawych faktów i opowieści w tekście. Pozdrawiam Cię gorąco z gorącej Polski!:-))

    1. Olu, po tak dramatycznej przeszłości nauczyli się pogody ducha. Nanny ma w górach piękny nagrobek, mieszkają tam potomkowie Maronów. To prawda, postać niezwykła, czarna Joanna. Niestety po traktacie, uciekinierzy byli wydawani Anglikom, bo dostawali nagrody. A kiedy niewolnictwo się zakończyło, biali dostali zadośćuczynienie za stratę darmowej siły roboczej! Niewolnicy nie dostali nic, oprócz odmowy, bo walczyli do tej pory. Bob Marley, to bardzo pozytywna postać, jak oni go kochają, nawet na łodzi go słuchalismy, znam slowa niektorych piosenek na pamięć:) U nas bardzo populatne sa warkoczyki, mistrzostwo świata zaplatania. Ale dredy skręca się inaczej i potem zostaje tylko zgolenie głowy. Może coś w tym jest, w tej sile, mnie się podoba, mężczyzni wygladaja świetnie. Może nie ten, którego pokazałam w poście, ale młodym bardzo pasuje. Mam w zanadrzu jeszcze kilka asów, mam nadzieję, że Ci się spodobają. Serdecznie pozdrawiam Olu:)

  4. Irena -Hooltayewpodrozy pisze:

    Długo czekałam na Twój nowy post i warto było.
    Przeczytałam kilka razy.
    Przeniosłaś mnie na Jamajkę i poczułam się, jakbym tam była.
    Ten klimat,kolory, muzyka, zdjęcia ,tekst mnie oczarował.
    Piękna ta Twoja opowieśc o wyspie pełnej słońca i radosnych ludzi.Lubię reggae, muzykę,która mnie uspokaja i przenosi w jakiś inny wymiar.
    Wspaniałe wspomnienia o ludziach i głównie o Bobie Marleyu.
    Dziękuję i pozdrawiam!

    1. Dziękuję Irenko. Nie spieszyłam się, bo naprawdę nie wiedziałam jak się za to zabrać, co sobie umyśliłam. Mam nadzieje, że nie przynudziłam, zresztą wybór był dla tych co chcą więcej i tych, co ich interesuje sam Marley. Ale żeby zrozumieć Marleya, trzeba sięgnąć głębiej trochę. Jamajka jest cudowna, zupełnie inna, ma coś własnego i niepowatzalnego, a to nasz piata karaibska wyspa, nie licząc San Blas, gdzie mieszkają panamscy Indianie Kuna. Ja kocham te wyspy, jestem tam szczęśliwa, chcialabym zobaczyc wszystkie. a klimat? U mnie dużo cieplej:) Pozdrawiam serdecznie, mam nadzieję, że juz jestes zdrowa i wkrótce pogadamy.

  5. Mario nie wiem czy juz Ci pisałam, a jak pisałam to napisze jeszcze raz że powinnaś wydać książkę z Waszymi podróżami. Jesteś niesamowita w tym co robisz. Zazdroszczę tamtych stron, a zarazem ciesze się że mogę to oglądać i czytać 🙂

    1. Dziękuję Aniu, zawsze jak mam chwilę zwątpienia to pojawia się taka dobra dusza jak Ty i klepie po plecach:) Wasze podróże są również niesamowite, mieszkacie w pięknym miejscu i korzystacie z tego, jak my. Na Jamajkę lecieliśmy tylko 2 godziny. Pozdrawiam serdecznie Aniu.

  6. Mario, tak bardzo się wciągnęłam w wyspiarską atmosferę Jamajki, że przeczytałam wpis jednym tchem. Zrobiłam sobie tylko małą przerwę, aby zaparzyć zwykłą kawę Jacobs, po tym jak zobaczyłam soczyste zdjęcie owoców kawy. Pomyślałby kto, że ludy żyjące w zgodzie z naturą doceniały swoje kobiety, jeszcze zanim powstały ruchy feministyczne! Nie sposób opisać Boba Marleya bez pokazania gdzie żył i jego filozofii. Szkoda mi tylko, że te przekonania nie pozwoliły mu sięgnąć po ratunek, kiedy zachorował. Do końca podążał w rytmie muzyki serca.

    1. Dziękuję Ci kochana, bardzo się bałam, że będzie nudne, ale nie da się zrozumieć ich kultury bez kilku faktów. Jaka szkoda, że nie mogę Cię poczęstować mocną jamajską kawą i pogadać o feministkach. Tak, biedny Bob, nie posłuchał lekarzy, a potem kiedy już było za pozno poświęcił nawet dredy. Poddał się chemioterapii. Podziwiam go jak każdego kto wyrósł w nędzy i osiągnął wszystko o czym marzył. Wystarczyły tylko marzenia i praca. Rastafari są bardzo ciepli, więcej będzie w kolejnej części. Pozdrawiam serdecznie.

  7. Marylko z przyjemnością przeczytałam wszystko. Bardzo ciekawy wpis z rejonu świata, do którego nie wiem czy się kiedyś wybiorę. Marley jest częścią naszej współczesnej kultury i dzięki za dokształcenie w tym temacie. Rastafarianizm bliżej poznałam będąc w Etiopii. Zresztą Szaszemenie, miasto rastafarian jest jedynym niebezpiecznym miejscem na mapie tego kraju. Tam cesarz Hajle Sellasie podarował ziemię Jamajczykom, którzy chcieli się osiedlić w ziemi obiecanej. Skoro czytałaś „Cesarza” to już sporo wiesz na jego temat. Jego życie nijak się miało do otaczającej rzeczywistości. Ale o tym już dosyć. Dodam tylko, że kawę z Blue Mountain piłam 🙂 Osobiście wolę Sidamo z Etiopii. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za piękny wpis.

    1. Bardzo się cieszę, że mogłam poczytać u Ciebie o Etiopii, to było ważne dla mnie spojrzenie na tę obiecana ziemię. Lubię takie wymiany, Wasze niepowtarzalne zdjęcia zapadają w pamięć. O Szaszemenie słyszałam, ale dopiero jak napisałaś, że to jedyne niebezpieczne miejsce, poczytałam i obejrzałam kilka filmików. Są zajadli, jacyś tacy roszczeniowi, żądają zapłaty za wstęp nawet od czarnych. Jakby na wszystkich brali odwet za niewolnictwo. To się zupełnie nie zgadza z obrazem Rasty z Jamajki, czy innych karaibskich wysp. Widziałam ich na innych wyspach, są bardzo pokojowi i sympatyczni. Nie dla wszystkich Salie jest bogiem, Rastafari to filozofia życia w zgodzie z naturą. Pokój, miłość do ludzi. Mam wiele sympatii do Boba, niektóre jego wypowiedzi wydają się infantylne, ale niewątpliwie był dobrym, szczerym człowiekiem. Dziękuję Małgosiu za odwiedziny i miłą reakcję, pozdrawiam serdecznie.

  8. Kitty pisze:

    Nastepny niesamowicie ciekawy wpis Marylko. Jamajke zawsze lubilam, ale teraz dopiero zaczynam lepiej jakby czuc i rozumiec…
    Nie mialam pojecia, ze w Marleyu plynie biala krew – wydawal mi sie kwintesencja Afrykanczyka.
    Im wiecej cie czytam tym swiat mnie coraz bardziej zdumiewa, zachwyca, uswiadamia jak malutko o nim wiem, jakim pylkiem jestem w tej ecosferze , jak ogromna moc ma natura wokol nas .
    Zapisujesz i pokazujesz rzeczy, ktore powinny trwac w naszej pamieci – to nie moze zniknac ! Masz jakis szczegolny dar ubierania w slowa tego, co najwazniejsze.
    Piekna podroz i piekna relacja. Dziekuje

    1. Dziękuję Kitty, czuję dokładnie to samo. Świat zdumiewa, po zetknięciu z inna kulturą poszerza się percepcja. Nic nie jest gorsze ani lepsze, inność odsłania obszary o jakich się nie śniło. Usłyszeć muzykę Marleya na Jamajce, zobaczyć, że niemal 100 procent mieszkańców to potomkowie dawnych niewolników nakazuje sięgnąć do historii. Nawet kuchnia, kurczak w jeszcze innej odsłonie, bardzo pasujący polskim kubkom smakowym, a ryż z czerwoną fasolką ( nazywaną groszkiem, bo malutka) gotowany w soku kokosowym można jeść bez dodatków. Teraz będzie o Jamesie Bondzie, nieprawdopodobna historia, zauroczyła mnie. Dziękuję za piękny komentarz, serdecznie pozdrawiam.

    2. Jakims cudem zniknęła moja odpowiedz na Twoj post sprzed kilku dni, to jeszcze raz. Marley nie miał powodów, żeby lubić swojego białego ojca, widzial go dwa razy w zyciu. Utożsamiał się z czarną częścią swojej rodziny i Afryką. Ja też dowiedziałam się o tym dopiero w jego muzeum, pokazano nam film dokumentalny o jego zyciu. Tak, ja tez ciągle sobie uświadamiam jak mało wiem i jak bardzo podróże wszystko zmieniają w postrzeganiu świata, nasze wartości gdzie indziej nie mają znaczenia, nikt nie jest lepszy ani gorszy, jest po prostu inny i to jest fascynujące. Ubierać w słowa myśli, które się pojawiają jest bardzo trudno, ale ciągle nad tym pracuję. Bardzo Ci dziękuję Kitty za piekny komentarz i pozdrawiam serdecznie.

  9. wanilia1959 pisze:

    Niesamowity tekst, właściwie niewiele dotąd wiedziałam o Jamajce, Marleya słuchałam namiętnie, nie zaglądając za kotary jego domu. Dla mnie to ikona cudownej, klimatycznej muzyki, która koi lepiej niż najlepszy balsam. Kiedy padało hasło „Jamajka” jawiły mi się widoki słonecznych plaż i leniwie poruszających się tubylców, którzy w miarę pogodnie podchodzą do swojego losu, akceptują niezbyt wysoki status ekonomiczny, radośnie witają każdy dzień i żegnają go ze zrozumieniem typowym dla południowców. Bardzo Ci dziękuję, Marylko za przybliżenie sylwetki Boba Marleya, to fantastyczne, jakim był człowiekiem. Twój tekst tak pięknie komponuje się z klimatem jego utworów, pozwala nawet rozgrzeszyć ze zdrad małżeńskich, bo pokazuje go przez szczególny pryzmat: widzimy fajnego, akceptującego człowieka, który potrafił albo próbował pogodzić wszystko i wszystkich w imię umiłowania pokoju i miłości. Czyta się to wszystko fantastycznie, po prostu poczułam klimat Jamajki każdą swoją cząstką.

    1. Dziękuję za miłe słowa, kochana jesteś. Ja też niewiele wiedziałam o Marleyu, w jego domu obejrzeliśmy film, wysłuchaliśmy ciekawostek. O Ruchu Rastafari dowiadywałam się sama, bo też miałam spore luki. Kiedy się już ich poznało, polubiło, to historia zaczynała wciagać. Historia wszystkich pięknych wysp jest podobna, pojawiali się Hiszpanie, przeganiali rdzenną ludnośc, sprowadzali niewolników, a potem walczyli z Francuzami i Anglikami i władzę. Anglicy otrzymali wielkie pieniądze za pozostawione plantacje, tubylcy do tej pory walczą o odszkodowanie za niewolnictwo. Wiekszośc angielskich fortun bierze się z wysysku. Dziękuję za zyczliwość i pozdrawiam serdecznie:)

  10. Świetny wpis – doskonale się to czyta! I przypomniałaś mi lata mojego liceum, kiedy wszystkie moje ciuchy obwieszone były naszywkami z „Bobem”, a ze schowanego w kieszeni walkmana wydobywały się słowa piosenki „Iron Lion Zion”. Piękne to były czasy…
    Pewnie widziałaś, a jeśli nie, to polecam z całego serca film Kevina Macdonalda „Marley”.
    I jeszcze jedna rzecz – to mam nadzieję będzie coś o czym nie słyszałaś: otóż Haile Selassie podczas wygnania w Wielkiej Brytanii w latach 1936 – 1940 mieszkał w Bath w hrabstwie Somerset. Wiem, bo miałem przyjemność spędzić w tym mieście 2 lata życia.
    Pozdrawiam!

    1. Dziękuje Paweł, aż zajrzałam co ja tam naskrobałam. Pewnie, że piekne to czasy jak kojarzą się z idolem i dorastaniem. Wystarczy jedna piosenka, żeby przenieść się w czasie. Już nie pamietam czy widziałam film, dziękuję za polecenie. Za to na pewno widziałam film o Bath, bardzo mi podobało, masz szczęście, ale ja uwielbiam wszystko co angielskie. Jasne, że nie wiedziałam, że akurat tam przebywał Haile Selassie. Spozniam się z odpowiedzią, bo znowu byłam na małym weekendowym wypadzie. Pozdrawiam serdecznie:)

      1. Abstrahując od tematu posta, ale nawiązując do Twojego komentarza – z tym uwielbieniem wszystkiego co angielskie to bym uważał…
        A pogoda (deszcz)? A jedzenie (ryba, frytki i dużo Heinza dla zabicia smaku)? A oddzielny kran do zimnej i ciepłej wody? A wykładziny dywanowe w łazienkach? A wilgoć? A piwo w pubach serwowane w temperaturze pokojowej? Sama widzisz, że tutaj wcale nie jest tak różowo 😉
        Weekendowy wypad… Coś mi mówi, że było to dalej niż do wioski za miedzą. Wszystkiego dowiem się z Twojego posta!
        Pozdrawiam serdecznie z morza!

        1. Ja to wszystko wiem, bo udało mi się spędzić 5 tygodni, ale była bujna wiosna, ogrody mają cudne, nawet z betonu wyrastają naparstnice, wzdłuż torów fioletowe budleje. Po Georgii to coś wyjątkowego. Także jedzenie jest lepsze, w USA nic nie nadaje się do jedzenia. Nie tylko ryba, zawsze cos pysznego podali na prowincji w małych restauracjach. Dobrze zrobione angielskie śniadanie jest pyszne, w USA dostaniesz jaja na twardo z lodówki i gofry z gotowca (substytut jajek). Dwa krany pewnie można wymienić, a miasta wynagrodzą ciepłe piwo (w USA można kupić ciekawe piwa karaibskie). No własnie, miasta, pełne historii i zabytków, piękne. W południowych miasteczkach USA poza parkami nie zobaczysz spacerujących ludzi. Nasze miasteczko jest urocze, ale zawsze puste, ludzie których mozna zobaczyć idą z samochodu do restauracji albo odwrotnie. Sam mówiłes kiedys, że obejrzałes całego Poirota, więc zrozumiesz więcej powodów. Pięć tygodni, to nie normalne zycie, słyszałam jak może dokuczyć pogoda, ze się tych wszystkich zabytków odechce. A ja robię coraz więcej rzeczy w domu i doceniam to, że mamy dostep do wszystkich owoców na świecie. Byliśmy w Santo Domingo:) Pozdrawiam serdecznie tych co na morzu:)

  11. Dziekuje za piekne zdjecia i klimat Jamajki! Bardzo ciekawa atmosfera, jednak co do podróży to mam trochę mieszane uczucia. Pewnie z powodu opowiesci znajomych, ktorzy czuli sie tam nieswojo. Pozdrawiam!

    1. Kingston nie jest bezpieczny i nie robi dobrego wrażenia. Trzeba trzymać się bezpiecznej trasy, ale reszta wyspy jest bajkowa i mam piękne wspomnienia. Zajrzyj do innych wpisów, może Cię przekonam:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *