Jak przetrwać w Death Valley
W Death Valley zobaczyliśmy solniska, wydmy i kratery, a na rozległych przestrzeniach osobliwe rośliny – Joshua Three. Rozwiązaliśmy zagadkę kamieni wędrujących po wysuszonych sześcianach błota. Poczuliśmy jak to jest wejść do piekarnika i zakochaliśmy się w dzikim pięknie tej krainy. Zwierzęta i rośliny przystosowały się do życia w tym piekle, które raz na kilka lat zakwita barwną łąką, ale trzeba pamiętać, że najeżone kaktusami pustynie mogą zabijać.
Dolina Śmierci zawdzięcza swoją nazwę grupie osadników, która w 1849 roku zrobiła niefortunny skrót w czasie gorączki złota. W środku dnia zabijał ich upał, a w nocy trzęśli się z zimna. Żeby przetrwać palili wozy i zjadali swoje zwierzęta. Kiedy wydostali się z tego piekła, jednak z kobiet krzyknęła – żegnaj dolino śmierci.
Death Valley leży na pustyni Mojave w Kalifornii. Jest jednym z najgorętszych, najbardziej suchych i najniżej położonych miejsc na Ziemi. W lipcu 1913 r. w Furnace Creek słupek rtęci wskazywał 56,70 C. Wychodziłam z gęsią skórką na zewnątrz, bo klimatyzacja działa na najwyżej mocy, a i tak po 15 minutach roztapiałam się jak masło. Powrót do samochodu, głowa pod nawiew, woda i podziwianie atrakcji zza szyby ratowało życie.
Nasz weekend zaczął się pobudką o 4:00 rano, potem lot do Las Vegas, wynajęcie samochodu i dalej przed siebie w kierunku Doliny Śmierci. W Furnace Creek było tego dnia 49 stopni C. Zobacz na filmie jak malowniczo wyglądała nasza trasa.
Spis treści
Zabriskie Point, Death Valley
Prosto z podróży zajechaliśmy do Zabriskie Point. Uderzenie gorąca po wyjściu ze schłodzonego samochodu było nawet przyjemne., a spacer z parkingu na punkty widokowe dość krótki. Było o wiele piękniej, niż można to oddać na zdjęciach. Lejące się złote fale spod czekoladowych gór wprost oślepiały pięknem.
Ta nierealna sceneria z Gwiezdnych wojen powstała z osadów jeziora które wyschło 5 milionów lat temu. Żółto -brązowe pustkowia- badlands – wyżłobiła w fale woda i wiatr. Dziwaczna nazwa wzięła się z przekształcenia polskiego nazwiska, bo Christian Zabriskie, wiceprezes Pacific Coast Borax Company, był dalekim potomkiem Alberta Zaborowskiego z Węgorzewa.
Najwyższym punktem jest Manly Beacon, który wznosi się na wysokość 251 metrów, a nazwę otrzymał po pierwszym pionierze z okresu gorączki złota. Jeśli ktoś odwiedzi to miejsce w chłodniejszej porze roku, może wędrować szkalami Badlands Loop Trail, Gower Gulch, Golden Canyon i Red Cathedral. Lista tras pozwoli na zaplanowanie wycieczek.
Nie zobaczyliśmy Zabryskie Point o wschodzie i zachodzie słońca z braku czasu. Skupiliśmy się na kilku wybranych atrakcjach w Death Valley i opuściliśmy ją jak najprędzej. Tabliczki informacyjne straszyły co krok, że gorąco zabija.
Rancho w Death Valley
Po 15 minutach jazdy dotarliśmy do hotelu w stylu hiszpańskiej hacjendy Hotele The Inn, oraz nieco tańsza opcja The Ranch at the Death Valley oraz kemping tworzą kompleks The Oasis at the Death Valley. Położone w sercu Doliny Śmierci umożliwiają dotarcie do każdego zakątka Death Valley.
Pikanterii dodaje fakt, że hotel działa od 1927 i był kiedyś azylem dla takich hollywoodzkich gwiazd jak Marlon Brando, a Clark Gable i Carole Lombard zwiali kiedyś z planu Przeminęło z wiatrem”, żeby wziąć ślub.
Nie dziwiło, że ludzie korzystają z basenu, odwiedzają sklep, lodziarnię i zwiedzają skansen, ale nie mieściło się w głowie, że grali w tenisa w tym ukropie. Nawet po zachodzie słońca było 29 stopni i przebrnięcie przez tę cudowną oazę było wyczerpująca przeprawą.
Skansen wokół hotelu przypomina czasy, kiedy w okolicy działała kopalnia boraksu. Złoża wydobywała firma Pacific Coast Borax Company, która później stała się znana jako Twenty Mule Team Borax.
Przez sześć lat – od 1883 do 1889 roku – zaprzęgi złożone z 20 mułów ciągnęły ogromne wozy wypełnione boraksem do stacji kolejowej w Mojave. Przejście 200 kilometrów po nierównych drogach zajmowało 10 dni. Nie mogę zapomnieć zdjęć mulich zaprzęgów rozwieszonych w kompleksie, chociaż od dawna już nie cierpią. W skansenie na ranczo stoi taki drewniany wóz. Ciekawostka, wciąż można kupić środki czystości z boraksem o nazwie 20 Mule Team Borax.
The Last Kind Words Saloon w którym stare plakaty na ścianach i zdjęcia z przeszłości zatrzymały niezapomniany koloryt Dzikiego Zachodu.
Teakettle Junction, Death Valley
Kolejnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę do wędrujących kamieni i krateru wulkanu Ubehebe. Widoki po drodze były przepiękne, a że nigdzie nam się nie spieszyło, wyprawa zajęła nam cały dzień.
Pierwszym przystankiem było Teakettle Junction, skrzyżowanie na odludziu, które mija się w drodze do Racetrack Playa. Słynie z kolekcji czajników zawieszonych na słupach. Legenda głosi, że pierwszy czajnik pojawił się wieki temu, żeby wskazać osadnikom gdzie znajdą wodę. Turyści przynoszą własne podpisane czajniki, żeby zostawić po sobie ślad. Niestety nie pomyśleliśmy o tym wcześniej.
Przyjazd do Teakettle Junction oznacza, że do wyschniętego dna jeziora z wędrującymi głazami zostało tylko 21 mil. To bardzo dobra wiadomość, bo 2 godziny jazdy po kamienistej drodze jest wyzwaniem. Pamiętajcie o tym, że droga jest dostępna tylko dla pojazdów z napędem na cztery koła.
Flora i fauna w Death Valley
Podczas ery mezozoicznej ląd się podniósł i przesunął wybrzeże na zachód o 300 kilometrów. Wypiętrzenie spowodowało pęknięcie skorupy i pojawienia się wulkanów. Dzisiejszy krajobraz uformował się około trzech milionów lat temu, kiedy to Dolinę Śmierci otoczyły góry Panamint.
W Death Valley jest tak mało opadów, bo oprócz tego, ze leży ona 86 metrów poniżej poziomu morza, to otaczają ją góry Sierra Nevada, które blokują przepływanie chmur.
Chociaż Death Valley jest jednym z najsuchszych miejsc na świecie, to wszędzie zobaczymy jakieś mizerne rośliny. Każda z nich szczerzy się kolcami, żeby nikt jej nie pożarł. Jednak raz na kilka lat pustynia zakwita dzikimi kwiatami, złoci się wtedy słonecznikami, pokrywa dywanami fioletów, różów i bieli. Pojawiają się motyle, ćmy i kolibry.
Superbloom to zjawisko, które się pojawia gdy spadnie deszcz. Uśpione nasiona ożywają, kwiaty szybko zakwitają, żeby wykształcić nowe nasiona, zanim zapadną w stan oczekiwania. To genialny sposób na przetrwanie, bo zamiast walczyć o przeżycie, wolą czekać na lepsze czasy w postaci nasion.
Zwierzęta również dopasowały do suchych warunków. Szczury kangurowe – które mają duże tylne łapy z czterema palcami i skaczą jak kangury, nie piją wody nigdy. Wystarczą im suche nasiona.
Jackrabbit używa swoich monstrualnych uszu do schłodzenia ciała. Owce Bighorn mogą zjadać nawet najbardziej zdrewniałe rośliny. Kojoty, susły i inne ssaki zaczynają być aktywne po zmroku.
Żółwie pustynne spędzają większość roku w norce, a na powierzchni przebywają tylko trzy miesiące. W okresie najwyższych temperatur zapadają w letarg, a zimą hibernują, żeby przeczekać niskie temperatury. Niektóre zwierzęta jak na przykład grzechotniki i skorpiony, mają tak wysoką temperaturę ciała jak ta, która ich otacza.
Racetrack Playa, Death Valley
W końcu dojechaliśmy do Racetrack Playa, najsłynniejszej atrakcji w Death Valley, położonej na granicy Kalifornii i Nevady. Suche dna jezior, które tworzą się w dolinach po wyparowaniu wody, nazywają się właśnie playa. Całą przygodę uwieczniliśmy na naszym filmie.
Tajemnica dryfujących kamieni to jedno z najciekawszych zjawisk na świecie. Po dnie wyschniętego jeziora przesuwają się małe i duże głazy, a wyraźne ścieżki wskazują tor ich ruchu. Śladów, po których wędrują kamienie nie da się ręcznie pogłębić, ani narysować nowych. Sprawdziłam to, bo podejrzewałam podstęp. Ścieżki są tak twarde, jakby były z betonu.
Pierwsze zapiski na ten temat pochodzą z roku 1900. Zaobserwowano, że nawet 300 kilogramowe głazy zmieniają położenie, ale nikt nie zauważył jak się poruszają. Może huragany, może to kosmici się bawią, a może te kamienie żyją.
Richard Norris, naukowiec z Dan Diego, wyjaśnił kilka lat temu tajemnicę kamieni. Niestety to nie magia, tylko idealna współpraca lodu, wody i wiatru.
Co dwa lub trzy lata zbiega się w czasie kilka sprzyjających okoliczności. Najpierw deszcz musi pokryć dno jeziora kilkucentymetrową warstwą, nie zakrywając jednak kamieni. Playa zamarznie w nocy, a potem zacznie się topić w promieniach słońca. Wytworzy się rodzaj lodowo – błotnej ślizgawki, po której wiatr będzie popychał kamienie.
Przyczepiony do kamieni GPS i film po klatkowy ostatecznie wyjaśniły te arcyciekawą zagadkę. W sieci można zobaczyć zdjęcia 300 kilogramowych głazów i szerokie tory ich ruchu. My zobaczyliśmy niezbyt wielkie głazy i blade tory, to znak, że ostatniej zimy przyroda nie spełniła warunków, a wielkie skały sobie poszły dawno temu. Czasami deszcz nie pada przez rok. Ale i tak to było bardzo ciekawe doświadczenie.
Joshua Three
Opisywałam już gigantyczne kaktusy Saguaro, które wkorzystują każdą kroplę wody i mogą przetrwać nawet 200 lat. Karmią i dają schronienie setkom ssaków i ptaków. Tym razem zobaczyliśmy równie niezwykłe rośliny.
Chociaż nie dotarliśmy do Joshua Tree National Park, to udało nam się zobaczyć Joshua Tree. Rosną tylko na pustyni Mojave, która obejmuje część Kalifornii, Utah, Arizony i Nevady. Death Valley jest częścią pustyni Mojave i na niektórych obszarach pojawiają się w większych grupach.
To Mormoni nazwali je imieniem biblijnego Jozuego, bo przypominało im człowieka z wyciągniętymi ramionami. O mormońskich pionierach pisaliśmy podczas naszej poprzedniej wyprawy w te strony.
Joshua Tree mogą dorastać do 12 metrów wysokości i żyć nawet do 900 lat. Rosną powoli, od jednego do siedmiu centymetrów rocznie. Ich długie korzenie, sięgające nawet 9 metrów, pomagają im przetrwać w ekstremalnym skwarze i znieść mróz zimą.
Kwiaty zapylane przez ćmy kwitną od lutego do kwietnia. Joshua Tree wypuszcza młode pędy, które przypominają rodzinę wspierającą się cieniem i wodą.
Krater Ubehebe w Death Valley
Można podjechać do samej krawędzi krateru i zobaczyć go z już parkingu. Porywający wiatr urywał głowy, co w temperaturze 43 stopni dawało dziwne doznania i jeszcze mocniej przypiekało. Ale piękno tej niezwykłej dziury zapiera dech.
Kratery wulkaniczne z gatunku maar powstają w wyniku eksplozji pary wodnej. Dzieje się tak wtedy gdy gorąca magma podchodzi do wód gruntowych, zmienia wodę w parę i tworzy kieszenie kieszenie parowe. Ciśnienie w kieszeniach parowych wywołuje eksplozje.
Krater Ubehebe to maar o szerokości 0,8 kilometra i głębokości 235 metrów. Nieco dalej znajduje się mniejszy krater, a na na obszarze 3 kilometrów kwadratowych jest ich kilkanaście. Powstały około 2 tysięcy lat temu. Ubehebe jest najmłodszy z nich i najlepiej zachowany, może mieć zaledwie 300 lat.
Pętla wokół Krateru Ubehebe wynosi 2,4 kilometra, spacer zajmuje około godziny. Po drodze mijamy krater Hebe Little
Popioły z tych parowych eksplozji pokrywają pobliskie tereny. Kolory krzewinek są jaskrawe i tworzą malowniczą paletę ze wszystkimi odcieniami brązów. Są twarde, kolczaste i nie mają w sobie nic z delikatności.
Solniska Badwater Basin, Death Valley
Basen Badwater znajduje się zaledwie 30 minut na południe od naszej bazy w Furnace Creek. Swoją nazwę zawdzięcza osiołkowi pierwszych osadników, który nie chciał pić wody. Nie była zła, tylko bardzo słona.
Tysiące lat temu znajdowało się tu jezioro Manly, a kiedy wyparowało, zostało po nim rozległe solnisko. Pamiętam takie powiedzenie, że prędzej piekło zamarznie, niż coś niemożliwego nastąpi. Krajobraz przypomina takie zamarznięte piekło. Kryształowe sopelki przypominają lód, a wysoka temperatura tworzy nieprawdopodobny kontrast.
Badwater Basin znajduje się 86 m poniżej poziomu morza i tym samym jest najniżej położonym obszarem w Ameryce Północnej. Skrystalizowana sól pokrywa wszystko grubą warstwą, miejscami na 1,5 metra. Solniska zajmują 518 km kwadratowych i składają się z soli kuchennej z kalcytem, gipsem i boraksem.
Co ciekawe w tym solnym środowisku jest życie, mieszka w nim endemiczny ślimak i kilka roślin. Trzeba przejść około 2 kilometrów, żeby zobaczyć ciekawe formacje, ale wielkie sześciokąty pojawiają się wtedy jak nas nie ma.
Przez Nevadę
Proste drogi strzelające w horyzont i ginące w chmurach bardzo nas zafascynowały. Zobaczyliśmy nawet małą chmurę z piasku, która uformowała się w lejek mini huraganu i gnała przez pustkowia.
Nevada jest przepięknym stanem, witały nas zjawiskowe chmury i tęcza. Roślinność się zazieleniła, a za zakrętem czaiły się Miasta Duchy.
Rhyolite – miasto duchów w Death Valley
W okolicy wschodniej granicy z Parkiem Narodowym Death Valley stoi opuszczone miasto Rhyolite. W 1904 roku znaleziono złoto w okolicy, co przyciągnęło tysiące ludzi. W szczytowym okresie mieszkało tu prawie 5 tysięcy osób. Potem kopalnia została zamknięta, a w 1920 roku było już tylko 14 osób. Zachował się dworzec kolejowy, spalony sklep i jakiś prywatny mały domek.
Goldfield
International Car Forest – stworzony przez mieszkańca Goldfield – to największy na świecie las samochodowy w Stanach Zjednoczonych. Ponad 40 zdezelowanych samochodów, ciężarówek i autobusów przemieniło się artystyczne eksponaty. Ta darmowa atrakcja cieszyła się dużym zainteresowaniem.
Jeśli lubicie takie miejsca, to w Arizonie jest inne Goldfield, to najpiękniejsze Ghost Town jakie widzieliśmy.
Gold Point – Ghost Town
Gold Point to miasto widmo w hrabstwie Esmeralda w Nevadzie. Liczba mieszkańców nie przekracza 10. Powstało w 1905 roku nazywało się Hornsilver (Srebrny Róg), co wiązało się z wydobyciem srebra. W roku 1929, nazwę zmieniono na Gold Point (Złoty Punkt), gdy odkryto tu złoto i rozpoczął się napływ ludzi. Złoża się wyczerpały. Ostatnia firma opuściła miasto w 1964 roku. Mieszkańcy próbują zrobić z niego lokalną atrakcją turystyczną. My bawiliśmy się doskonale, co możecie zobaczyć na kolejnym filmiku.
Inne atrakcje w Death Valley
Mesquite Flat Sand Dunes to wielkie wydmy przypominające pustynię, a swoją nazwę pożyczyły od drzew. Drzewa mesquite skręcają się przemyślnie, żeby nie zakopał ich piasek. Wydmy są domem dla szczurów kangurowych, tych samych, które mogą nic nie pić przez całe życie, grzechotników i innych przerażających stworzeń. Zobaczyliśmy je tylko z daleka, bo 2 kilometry marszu przy 43 stopniach nie byłoby rozsądne.
Dante’s View. Popularny punkt widokowy jest położony na wysokości 1669 metrów nad poziomem morza i oferuje wspaniały widok na solnisko Badwater.
Artist’s Palette to skały osadowe, które dzięki minerałom mienią się wszelkimi kolorami tęczy.
Devil’s Golf Course – czyli Pole Golfowe Diabła – to brutalne bryły solne zmieszane z piaskiem.
Zapraszam na filmik podsumowujący naszą kalifornijską wyprawę.
Najlepszy czas na wycieczkę po Dolinie Śmierci przypada od listopada do marca. My byliśmy we wrześniu i było za gorąco na większą aktywność. Ze względu na suchy klimat, nawet zimą należy pić więcej wody niż zwykle.
Bardzo się cieszę, że zobaczyliśmy Dolinę Śmierci, jest niezwykle piękna mimo tych wszystkich pułapek. Podczas wycieczek nie spotykaliśmy żywej duszy przez wiele kilometrów. O tym jak było gorąco zapomnieliśmy natychmiast i teraz czujemy wielką satysfakcję, że to wszystko zobaczyliśmy. Po trzech dniach przejechaliśmy przez Nevadę i dotarliśmy do Utach, gdzie czekały cuda nad cudami, o czym już wkrótce.
Przepiękne zdjęcia! I sama Dolina Śmierci fascynująca. To krajobraz jak z obcej planety, ale pełen kolorów i życia, które potrafiło się przystosować do tak nieprzyjaznych warunków. Fascynujące to wszystko, co widzieliście. Było bardzo gorąco, ale i tak warto było tam pojechać, obejrzeć na własne oczy, poczuć to wszystko.
Bardzo podobają mi się zdjęcia, na których widać Ciebie. Po pierwsze masz świetną, młodzieńczą po prostu figurę a po drugie ładnie wygląda artystycznie zestawienie maleńkiej sylwetki ludzkiej z tym ogromem i nieskończonością przestrzeni wokół. Czapki z głów za tak cudowne ujecia.
Pozdrowienia serdeczne zasyłam z pokrytego szadzią siedliska!:-))
Pięknie dziękuję za miłe słowa Oleńko. Właśnie dlatego staję na tych niezmierzonych przestrzeniach, żeby można było pokazać ich ogrom. To przecudne miejsce, bo juz sama droga przez te pustynie jest wielkim przeżyciem. Zadziwiające, że można aż tak ewaluować, żeby przetrwać. Jestem zafascynowana Zachodem USA i obiecaliśmy sobie, że będziemy tam wracać. Serdeczne uściski z prawie wiosennej Georgii. Wiosennej, bo rozsiane cynie i aksamitki chcą jeszcze zakwitnąć przez chłodem.