Ninh Binh. Zachwyć się naturą w Wietnamie
Góry krasowe w Ninh Binh przypominają te z Zatoki Ha Long, jednak tu wyrastają z pół ryżowych. Między nimi usadowiły się kolorowe pagody, świątynie, a w każdej większej kałuży rosną kwiaty lotosu. Można wjechać rowerem w każdą dróżkę, popłynąć łodzią wiosłowaną stopami w Tam Coc, wejść na jedną z gór, żeby mieć świat u stóp.
W Ninh Binh na każdym kroku czeka coś niezwykłego, a to stado wodnych bawołów, albo grobowce na polu. Wszystko co zobaczyliśmy było nowe i niezwykłe.
Ninh Binh znajduje się około 90 km na południe od Hanoi. Jest nazwą prowincji i jednocześnie miasta. Jego peryferie łączą miasteczka i osady bez nazwy, a wszystko jest blisko, dostępne pieszo lub rowerem. Zobaczcie co odkryliśmy sami, a co idąc tropem największych atrakcji.
Spis treści
Nowy Rok Księżycowy w Ninh Bihn

Dobrym sposobem na zwiedzanie Ninh Binh jest jazda na rowerze, które są dostępne wszędzie gdzie się zatrzymacie. W ciągu pół godziny mozna dojechać do najważniejszych punktów na mapie. My zatrzymaliśmy się w miejscu idealnym, bo z widokiem na popularny punkt zwieńczony smokiem. Dookoła liczne restauracje dawały nam wybór na co mamy ochotę. Wkrótce okazało się jak mylne było to założenie.
28 stycznia nastał Nowy Rok w Wietnamie. Takiego huku fajerwerków nie doświadczyłam nigdy wcześniej. Wszystkie koguty podkuliły grzebienie i nie obwieściły świtu. Obsługa hotelu spóźniła się ze śniadaniem, ale najgorsze dopiero nadeszło.
Okazało się, że wszystkie atrakcje są zamknięte na trzy dni. Dzień wcześniej nawałnica i silny wiatr uniemożliwiły nam wyjście z hotelu. Postanowiliśmy pokrzepić się pyszną kuchnią indyjską, niestety to Hindusi pierwsi poszli świętować.
Na śniadanie była zupa Pho, a dopiero po 12 godzinach można było zamówić coś do jedzenia w naszym hotelu. Na szczęście zaplanowaliśmy dłuższy pobyt w Ninh Binh i udało nam się coś zobaczyć.

Ruchome święto Tết jest najważniejszym wietnamskim świętem. Wyznacza pierwszy dzień Nowego Roku Księżycowego i jednocześnie jest początkiem wiosny na północy Wietnamu. Od tego dnia zaczyna się nowy cykl uprawy mokrego ryżu.
Wietnamczycy przez kilka dni radują się w rodzinnym gronie. Święto ma coś współnego z polską wigilią, oraz ze Świętem Zmarłych. Kult przodków i wiara, że są blisko, są bardzo silne. Jak smakują noworoczne dania przekonaliśmy się w Hanoi, o czym jeszcze napiszę.


Przed Nowym Rokiem wszędzie sprzedaje się kumkwat w donicach, jego owoce wyglądają jak małe pomarańcze. Są dekoracją przed wejściem do każdego domu i restauracji. Widać je wzdłuż drogi i na targowiskach. Pięknie wygladaja pola pełne pomarańczowych kulek. Bo te rośliny są gwarancją bogactwa i pomyslności. Owoce wykorzystuje się potem w kuchni, a drzewko wsadza do ogrodu, albo większej doniczki.
Im drzewko ma więcej owoców tym lepiej. Chciałam oderwać jedną kulkę, żeby sobie wyhodować roślinę z pestki, ale zobaczyłam panikę w oczach, kiedy zapytałam czy mogę. Na szczęście kilka owoców samo opadło, to mogłam. Nie wiadomo jakiego rodzaju pomyślności bym ujęła swoim postępkiem.
Nie może zabraknąć też drzewek brzoskwini. Obrywa się listki, żeby na gałązkach pojawiło się jak najwięcej kwiatów. Opowiedział nam o tym chłopak, którego brat zajmuje się uprawą obu roślin. Zła pogoda w poprzednim roku sprawiła, że są o wiele droższe.

Punkt widokowy Hang Mua

To nie jest sklep, tylko wypożyczalnia strojów, Azjatki poświęcały naprawdę dużo czasu, żeby wyglądać interesująco na zdjęciach, pozowały całymi godzinami. Niektóre grupki przywoziły fotografa.
A to najpiękniejszy punkt widokowy jaki widziałam. Wbrew pozorom wspinaczka nie była taka ciężka, chociaż schody były nierówne i ludzie wchodzili sobie na głowę. Czerwone flagi na długich kijach są bardzo fotogeniczne, teraz na pewno nie zapomnę jaką ma Wietnam.





Żeby dotrzeć na szczyt, trzeba się wdrapać po prawie 500 stopniach, jednak widoki są tego warte. Pod koniec droga się rozwidla, ta na prawo prowadzi do pagody, a drugi doprowadzi do punktu ze smokiem. Naprawdę próbowałam tam wejść, jednak masa ludzi napierała, a bardzo ostre szpikulce były niebezpieczne. Wybrałam na podziwianie spokojny punkt z takim widokiem.
Po rzece pływają łodzie z Tam Coc. Pola ryżowe są jeszcze puste, a niektóre dopiero się zielenią. Ale i tak wszystko wygląda spektakularnie. Niedługo po tym pojawiliśmy się na tej rzece, w łodzi sterowanej stopami. Wszystko pokazałam na krótkim filmie.

Hang Mua znaczy – Tańcząca jaskinia. Kiedy król Tran przybył do starozytnej stolicy w Hoa Lu, zobaczył tańczące kobiety w jaskini pod górą.
U stóp góry znajduje się miasteczko turystyczne, liczne kładki przerzucone przez stawy pełne lotosów. Najbardziej zachwyciły mnie duże drzewka bonsai. Razem z górami i lampionami tworzyły niepowtarzalny orientalny klimat.


Hotel w Ninh Binh


Zatrzymaliśmy się w hotelu, którego największą zaletą był przepiekny ogród. Domki miały ściany z papieru i słyszeliśmy co robią sąsiedzi. Ktoś oglądał w nocy King Konga na pełen regulator. Sprzątaczki codziennie wyrzucały mi szczoteczkę do zębów, a potem dokładały nową. Zwracano się do mnie Madame.
W czasie sniadania psy wyłudzały jedzenie, a po jadalni przechadzał się dotkliwie zapchlony kot, za to czyścioszek. Dbał o toaletę na środku stołu. Para, która potem tam usiadła, nie byłaby tak zrelaksowana, gdyby o tym wiedziała. Trzeba było dostosować się do warunków, a nie przekabacać Wietnamczyków na swoją melodię. Przygody są mile widziane. Jednak już wiemy, że lepiej jeść tradycyjne wietnamskie dania, niż zachodnie przygotowane po wietnamsku.

Za ogrodzeniem naszego hoteliku, tuż przy basenie, zauważyłam czubek kolorowej pagody. Zapytałam czy to cmentarz i usłyszałam, że nie. Ale to nie do końca prawda. Skoro nie moglismy pojechać do starożytnej stolicy Wietnamu, wybraliśmy się na spacer, żeby zbadać zjawisko na miejscu. Wygięte ku niebu daszki wyglądały tak pięknie na tle gór. To było jedno z najmilszych doświadczeń z całej podróży.

Za ogrodzeniem młody chłopak odprawiał swoje obrzędy, rozdzielił sprawiedliwie kwiaty i połozył na każdym grobie, zapalił kadzidełka i kłaniał się wszystkim. Jakie to było wzruszające obserwować jak oddaje hołd przodkom, przed noworoczną rodzinną kolacją.
Ludzie na wsi sami wybierają miejsce w którym chcą być pochowani. Najczęściej na polu ryżowym, na którym pracowali całe życie. Rodzinne grobowce na polu są gwarancją, że ziemia zostanie w rodzinie dla kolejnych pokoleń. Jeśli jednak zajdzie potrzeba, to przodków się przenosi.
W Wietnamie żyje około 100 mln osób, z czego 80% mieszkańców nie deklaruje żadnej wiary. Buddyzm stanowi około 15%, chrześcijaństwo 9% . Pozostała część kultywuje religie plemienne, kult przodków i wiarę w duchy.
To były najpiękniej położone cmentarzyki jakie widziałam, nieskrepowane płotami i nie ograniczone przepisami. Oczywiście widzielismy przy drodze również duże cmentarze, ale wszystkie miały kolorowe grobowce w kształcie pagody.





Wędrówki po peryferiach Ninh Binh



Obok tych uroczych budynkow nad wodą rosły drzewa Jackfruit, nawiększego owocu na świecie.
Lotos

Chociaż duże, piękne kwiaty lotosu wyrastają na bagnach, to są uważane za kwiaty czyste i idealne. Średnica różowych piekności dochodzi do 30 centymetrów, pieknie pachna i zamykają się na noc. Na ich listkach pokrytych woskowym nalotem z kropelek wody robią się kulki.
Lotos jest symbolem odrodzenia i dobrobytu, a na przykładzie drzewek kumkwatu wiem już, jak ważne są symbole w Wietnamie. Święty kwiat buddyzmu uosabia przeszłość, słupek teraźniejszość, a ziarenka – przyszłość. Nawet do modlitwy dłonie układa się w kwiat lotosu.

Wchodziliśmy w ścieżki biegnące między polami ryżowymi, żeby zobaczyć najpiękniej układające się warstwy gór.

Na jednej z takich ścieżek stanęło przede mną stado bawołów. Nie miałam wtedy pojęcia co to za zwierzeta i rozważałam czy rzucic się do wody. Po dłuższej chwili patrzenia sobie w oczy stado bawołów uznało, że to ja jestem zagrożeniem i ostro skręciło w na pole. Mąż robił zdjęcia górom i nawet nie zauważył co się dzieje.

Wyszukiwanie obrazem w google wyjaśniło kogo poznałam. Bawoły wodne, udomowione jakieś 5 tysięcy lat temu, są wielkim wspareciem dla rolnioctwa. Nowoczesne maszyny nie poradziłyby sobie na pagórkach i tarasach, a bawół wejdzie wszędzie i pociągnie ciężkie maszyny rolnicze. Do tego są bardzo posłuszne i szybkie. Odżywiają się trawą, trzciną i roslinami wodnymi, bo doskonale pływają.
Dla wielu rolników sa bliskie jak członkowie rodziny. Wietnamskie przysłowie mówi, kup bawoła, ożeń się i zbuduj dom. Stada kaczek w rzekach i stawach to kolejne ciekawe zjawisko. Kaczki oczyszczają pole pod uprawę ryżu, zjadają ślimaki i szkodniki.
Rezerwat Tam Coc

Miasteczko Tam Coc – Trzy jaskinie – zostało nazwane na cześć sąsiadujących ze sobą jaskiń.
Okolica słynie z niezwykłych krajobrazów, szlaki wodne przecinają pola ryżowe, a nad nimi unoszą się góry krasowe.
Po rzece Ngo Dong pływają rustykalne drewniane łódki, napędzane stopami wioślarzy. Ta niezwykła tradycja stała się wielką atrakcją turystyczną.
Zauważyłam kilka technik u wioślarzy, jedni pedałują jak na rowerze, a inni rozkładają nogi jak przy pływaniu żabką. Oszczędzają w ten sposób swój kręgosłup, bo nie muszą się pochylać. Wszystko można zobaczyć na krótkim filmie.
Pracują szybko i trafiają precyzyjnie w luki, bo czasami tworzą się korki na rzece. Mimo dużego ruchu i szybkiego przemieszczania się, rozmawiają przez telefon, albo przeglądają internet. Plotkują między sobą i jeszcze handlują. To wszystko jest niewiarygodne w tych warunkach.
Zabawa była doskonała, mijaliśmy pola ze stadem ptactwa, cmentarze, małe świątynie, a tłem tych wspaniałości były przecudne góry.








Nagle nasza łódka zatrzymała się przy kamiennych stopniach i pani wypowiedziała jedyne zdanie w języku angielskim jakie znała – napiwek dla mnie. Potem kazała nam sobie iść. A my, że nie, chcemy do miasteczka wracać, dlaczego inni dalej płyną. I tak trwaliśmy oburzeni, aż ktoś wytłumaczył, że mamy droższy bilet, który obejmuje zwiedzanie 3 świątyń. Jak zobaczymy pierwszą, to możemy jechać do następnej jednym z ciągle podjeżdżających busików.


A to druga świątynia na trasie. Nad nią wznosi się jaskinia, ale nie chciało nam się męczyć. Kiedy nadjechał busik, żeby nas zabrać, grupa Hindusek po prostu się wepchała przeskakując mnie. Mnie, która we wpychaniu się zdobyła czarny pas. Zanim ocknęłam się z osłupienia nadjechał drugi busik i pojechaliśmy do ostatniej świątyni.

Pagoda Bich Ding

XV-wieczna Pagoda Bich Dong znajduje się na zboczu góry i składa się z trzech poziomów. Żeby dostać się do ostatniego, trzeba wspiąć się po kilkudziesięciu schodach. To najpiekniejsza pagoda ze wszystkich.
A tak wyglądały miasteczka, które mijaliśmy podczas naszych spacerów po okolicy.

Kiedy jechać do Ninh Binh
Najlepszy czas, żeby zobaczyć Ninh Binh i Tam Coc przypada od listopada do kwietnia. W ciągu tych miesięcy pogoda jest chłodna i sucha, Temperatury w ciągu dnia wahają się od 18 stopni Celsjusza do 24 stopni. My byliśmy pod koniec stycznia i poza jednym bardzo wietrznym dniem, pogoda była idealna, chociaż musieliśmy nosić lekkie kurtki.
W czasie pobytu w Wietnamie korzystalismy z aplikacji Grab, dzięki czemu mogliśmy szybko i tanio się przemieszczać. Do Hanoi wróciliśmy wygodnie, bo samochodem z kierowcą z naszego hotelu. Nie polecam wycieczki jednodniowej z Hanoi, to widziałam wielkie autokary i poganianych turystów. Lepiej przyjechać do Ninh Binh pociągiem, albo autobusem i zatrzymać się w jakimś uroczym hoteliku albo hostelu.
Nie udało nam się zobaczyć Trang An i dawnej stolicy Wietnamu – Hoa Lu . Za to poznawaliśmy dróżki i ścieżki wiodące przez pola ryżowe, co dało nam dużo radości. Wspaniale spędzony czas w najpiękniejszym miejscu w Wietnamie.
Zapraszam do innych naszych wpisów o Hanoi i pięknych wioskach rzemieślniczych.
W Wietnamie byłam tylko na południu, do Hanoi nie dojechaliśmy, następnym razem ? Dziękuję za wspaniałą relację z podróży 😊
Bardzo mi miło. Ja z kolei nie byłam na południu, a na pewno warto, żeby mieć pełen obraz tego niesamowitego kraju.
Mario Ninh Binh wygląda jak bajka – góry wyrastające z pól ryżowych, pagody i rzeka, po której pływa się łodziami wiosłowanymi… stopami?! Muszę to zobaczyć na własne oczy! Dzięki za inspirację, zapisuję na listę marzeń! ✈️🌏 😀
Aniu, polecam gorąco. Północny wietnam rzucił nas na kolana. Wspaniali ludzie i orientalna egzotyka zapewniają mocne wrażenia.
Jestem zaskoczona jak wielu rzeczy nie wiedziałam! Jest cudownie! Na pewno jest jest to podróż w pojedynkę. Zjadłabym parę rzeczy na pewno już teraz o 7.30 rano!
Ja też o wielu rzeczach dowiedziałam się dopiero na miejscu. Jedzenie jest ciekawe, jest dużo warzyw i nieznanej zieleniny. O kuchni Wietnamu jeszcze napiszę.
Piękna relacja. Wietnam to jest szczególne miejsce do zwiedzania i podziwiania natury. Byłam dawno temu, ale dalej widzę te wyjątkowe krajobrazy.
Dziękuję bardzo. Tak, te widoki zostają w pamięci na zawsze.
Niezwykły, magiczny świat…Inne zupełnie widoki, inne obyczaje i smaki. Cudne te lotosy. I fajne to pływanie łódeczkami pośród wspaniałych krajobrazów.I chatki na palach. I mostek nad wodą wśród zieleni. Wszystko zachwyca po prostu! Moze mi się przyśni?!:-)
Marylko! Pozdrowienia zasyłam Ci serdecznie z mroźnego jeszcze Pogórza!:-))
Oleńko, wszystko było niezwykłe i takie inne od tego co do tej pory widziałam w Azji. Ludzie uśmiechnięci i dobrzy tacy, a cała kraina jak z bajki. A to dopiero połowa przygód, niezwykłe wioski rzemieślnicze odwiedziliśmy, właśnie pisze o nich. Ściskam serdecznie.
Cudowny wpis i pięknie opisany temat… Bardzo mnie zainteresowała podróż do Wietnamu ponieważ mój syn jest w tej chwili w pobliżu i nie na jego trasie będą niektóre zakątki. Zaraz podrzucę mu link, niech i on skorzysta z waszych doświadczeń ♥️
Bardzo mi miło, dziękuję. Jeżeli Twój syn jest w pobliżu, to mam nadzieję zobaczy Wietnam. Niezwykły kraj.