Przygoda z Hanoi
W Hanoi pochłonęło nas polowanie na scenki uliczne. Ludzie siedzieli na plastikowych krzesełkach i pochylali się nad miskami gorącej zupy tuż obok hałaśliwej ulicy. Chodniki zapchane rzędami motocykli, zmuszały do chodzenia po wąskich krawędziach jezdni. W fasady budynków wtopiły się świątynie, kawiarnie i hoteliki, tworząc urzekający klimat. Cały chaos architektoniczny dekorowały reklamy i wietnamskie flagi. Miało się wrażenie, że zaraz wszystko spadnie z balkonów na głowy przechodniów. Do tego walka o życie na pasach, gdzie nie obowiązywały żadne zasady. Trzeba odważnie wchodzić między sznur mknących motocykli, jak jeszcze jeden uczestnik ulicznego tańca.
To szaleństwo posiada niesamowity urok, bo kipi życiem na każdym centymetrze. Zafascynowani, próbowaliśmy uchwycić to na zdjęciach.
W samym środku miejskiego zgiełku odkryliśmy ukwiecony zakątek, gdzie mieszkańcy z chęcią pozowali do portretów i nawiązywali rozmowy. Spacer po kolonialnej Starej Dzielnicy okazał się najlepszym sposobem na zanurzenie się w codzienność Wietnamczyków.
Hanoi, Ha Noi, jest stolicą i drugim co do wielkości miastem w Wietnamie. Dla każdego z odwiedzających jest przystankiem do takich miejsc Ninh Binh i Ha Long Bay. Zobaczcie jak wspaniale się bawiliśmy w Hanoi między wycieczkami do rzemieślniczych wiosek.
Spis treści
Old Quarter – Stara Dzielnica w Hanoi

Wprost z tej ulicy weszliśmy do Peridot Grand Luxury Boutique Hotel przez długi tunel. W żadnym hotelu na świecie nie byliśmy witani z takimi honorami. Dziewczyny w tradycyjnych strojach zaprosiły na sofy, podały aromatyczną herbatę, suszone owoce i same zajęły się formalnościami.
Pokój w pięciogwiazdkowym hotelu, który nie był drogi, był jak oaza na pustyni po tym, co się rozgrywało na ulicy. Obsługa mało się we własne nogi nie zaplątała, żeby nam wszystko ułatwiać. Nie, że lubię taką pokorną służalczość, tylko chcę podkreślić z jakim oddaniem Wietnamczycy wykonują swoje obowiązki i jak bardzo są uprzejmi.

Niezwykła egzotyka na ulicach wciągała jak najlepszy serial. Na motocyklach mościły się rodziny, albo zawartość małego sklepu, albo dostawa do średniej kwiaciarni. W miejscu gdzie czułam się taka bezradna z powodu hałasu i nadmiaru, oni lawirowali z łatwością , handlowali, gotowali i jedli.
Tylko te pojazdy ignorujące przechodniów były na początku nie do zniesienia. No dobra, wiedziałam, że nas nie przejadą, bo trenują omijanie przeszkód całe życie. Byliśmy już w Indiach, a po przygodach w Delhi nie przerazi nas już żadne zaludnione miasto.
Motocykli jest tak dużo, bo mało kogo stać na samochód, w dodatku można nimi wszędzie wjechać i łatwo zaparkować. Ulice są czyste i pełne niespodzianek, wszystko do siebie pasuje, chociaż jest chaotyczne i przypadkowe.



W samym sercu Hanoi znajduje się Old Quarter – Stare Miasto. Kręciliśmy się po uliczkach zaglądając do sklepów z pamiątkami. W jednym ze sklepów z kawą dziewczyny zaparzyły dla nas kopi luwak, kawę przepuszczoną przez układ pokarmowy łaskuna. Widzieliśmy to zwierzątko w Indonezji.

W XVIII wieku Jawa produkowała kawę, która kosztowała w Amsterdamie 3 guldeny za kilogram. W tym czasie roczne dochody w Holandii sięgały 400 guldenów. Dlatego Holendrzy zabronili picia kawy ludziom pracującym na plantacjach. Zakazane ziarna kusiły tak bardzo, że mieszkańcy Jawy zaczęli je ręcznie wybierać z odchodów łaskunów. Okazało się, że po lekkiej fermentacji podczas trawienia jej smak jest wyborny. Biedne łaskuny wpadły w tarapaty przez łakomstwo. W naturalnych warunkach znajdują najdorodniejsze owoce, zjadają smakowity miąższ, a nienaruszone ziarenko przechodzi przez ich przewód pokarmowy gdzie lekko fermentuje i traci gorycz. Z powodu rosnącego międzynarodowego popytu na taką kawę ludzie próbują sztucznie uzyskiwać kawę z kupy łaskuna.
Dzielnica jest centrum handlowym od XI wieku, kiedy to cesarz Ly Thai przeniósł stolicę do Hanoi. Na każdej ulicy mieścił się inny cech rzemieślniczy, do dzisiaj zachowały się nazwy – Hang Bong- ulica bawełny, Hang Bac – ulica srebra– Hang Non, ulica czapek, a Hang Dau to ulica butów.
Dziś mało która ulica zachowała stare tradycje, a w sklepach wszystko jest wymieszane. Ulice niewiele się od siebie różnią, tylko stare świątynie z chińskimi napisami przypominają o historii.
Na 36 uliczkach trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo nie obowiązują żadne reguły. Jak już wspominałam chodniki są zajęte przez kucharzy i motocykle, byliśmy zmuszeni iść między pędzącymi pojazdami. Na światłach też za bardzo nikt nie zwalnia, dlatego najlepiej ustawić się za grupą Wietnamczyków i przechodzić przez ulicę razem z nimi.
Nie skupialiśmy się na tym co trudne, bo każde przejście na drugą stronę ulicy dawało satysfakcję i wchodziliśmy na ulicę coraz odważniej. Rzeczy które przyciągały uwagę było mnóstwo i wspominam z przyjemnością naszą przygodę z Hanoi.
Poszliśmy w stronę Jeziora Hoan Kiem. Załączam film z przypadkowych scen w Hanoi.

W 1858 roku Francuzi zaatakowali Wietnam, przejęli kontrolę nad krajem i przekształcili go w część Indochin Francuskich. Panowanie to nie wiązało się z rozwojem regionu – Francuzi wykorzystywali zasoby Indochin bezlitośnie, nie dbając o dobro mieszkańców.
Kolejnym ciosem dla Wietnamu była wojna z Amerykanami, która trwała od 1955 do 1975 roku. Konflikt ten zrujnował gospodarkę kraju i pochłonął życie około 3 milionów osób. Przez niemal 40 lat Wietnam znajdował się w ciągłej walce – stawiał opór Francuzom, Japończykom, Amerykanom, a także Chińczykom. Ta nieustająca determinacja budzi wielki szacunek.
Spacerując ulicami Hanoi, powoli zaczyna się dostrzegać ślady tej burzliwej przeszłości. Zachodnia architektura, pozostałość po francuskim panowaniu, wtapia się w nowoczesny krajobraz miasta, będąc cichym świadkiem jego trudnej historii. A z jaką dumą opowiadają o rozwoju swojego kraju, mocno kibicuję tym dzielnym ludziom.




Jedliśmy pizzę i obserwowaliśmy ruch na dole. Po tygodniu wietnamskiego jedzenia wszystko co podawali budziło sprzeciw, ale chociaż było zdrowe. Pizza nie była dobrym pomysłem, mimo, że zdjęłam kilogram dziwnego sera z wierzchu.
Nie polecam, lepiej korzystać z lokalnej kuchni, niż testować eksperymenty Wietnamczyków z kuchnią zachodnią. Tej zasady będę się trzymała wszędzie, nie chcecie wiedzieć jak smakuje kuchnia włoska w USA.



Wciąż trwały obchody Nowego Roku Księżycowego. Ludzie podjeżdżali motocyklami i samochodami, żeby zrobić sobie zdjęcie przy fontannie.
Święto Tết, ruchome i pełne symboliki, to najważniejsze wydarzenie w wietnamskim kalendarzu. Wyznacza pierwszy dzień Nowego Roku Księżycowego, a jednocześnie przynosi początek wiosny na północy Wietnamu. To moment, gdy rozpoczyna się nowy cykl uprawy mokrego ryżu – fundamentu życia wietnamskich wsi.
Przez kilka dni Tết jednoczy wietnamskie rodziny, które spotykają się, aby wspólnie celebrować i odpoczywać od codziennego zgiełku. Korzystając z radosnej atmosfery, szybko odkryliśmy, że każdy pragnie uwiecznić te chwile na zdjęciach. Wówczas znaleźliśmy się w samym środku tego świątecznego zamieszania, ustawiając się obok lokalnych fotografów i chłonąc ducha tego niezwykłego czasu.
Jezioro Hoan Kiem


Na południowym krańcu Starego Miasta rozpościera się jezioro Hoan Kiem – magiczne miejsce, które tego dnia wręcz tonęło w wiosennych kwiatach. Spacer wokół jeziora to nie tylko okazja, żeby się wyciszyć, ale także szansa na rozmowy z serdecznymi mieszkańcami Hanoi, którzy często sami nas zaczepiali.
Tego wyjątkowego dnia jezioro stało się sceną niezliczonych sesji fotograficznych – od amatorskich po profesjonalne. Pochłonięci obserwacją dzieci, pięknych twarzy, nie mogliśmy przestać się zachwycać.



Większość była ubrana w Ao dai, tradycyjny strój, który składa się z długiej, rozciętej z boku tuniki i spodni. Pięknie podkreśla smukłe sylwetki Wietnamczyków. Ma niewielki kołnierzyk i dekolt. Tunika zwiewnie opada za kolana i razem z szerokimi spodniami imituje sukienkę. Przeważnie są w jednym kolorze.

Obchody Nowego Roku Księżycowego zastały nas w Ninh Binh i trwały dalej. Kwiaty są najpiękniejsze o tej porze roku.
Dziewczyny ustawiane przez fotografów wyglądały jakby wyszły ze starych rycin. Młode rodziny z dziećmi tryskały szczęściem, ach jak miło było pobyć z nimi w parku. Jedna mama zapytana, czy mogę jej zrobić zdjęcie, podała mi swoje maleństwo i sama trzaskała fotki. Najbardziej cieszyło mnie robienie portretów, ostatni raz tak życzliwie pozowały mi pingwiny. Miałam wrażenie, że całe Hanoi pięknie ubrane wyszło w miasto. Czy komuś uda się nie uśmiechnąć?














Wygięty w łuk czerwony drewniany most prowadzi na wyspę Jade, w której mieści się Świątynia Ngoc Son. To XVIII-wieczna pagoda, która powstała na cześć boga literatury, a także kilku innych bogów. Kolejka była zbyt duża, żeby nam się chciało czekać.
Wieża Żółwia

Wieża na niewielkiej wysepce na cześć boskiego żółwia z legendy, jest jednym z symboli Hanoi. Konstrukcja ma 8,8 metra wysokości i została wzniesiona w czasach kolonialnych. Ma ma ponad 130 lat. Na szczycie Wieży Żółwia Francuzi umieścili posąg Statuy Wolności. Po ich przepędzeniu Wietnamczycy zbudowali dach w swoim własnym stylu.
Chińska dynastia Ming terroryzowała wszystkich mieszkańców na północy Wietnamu. Pochodzący z arystokratycznej rodziny Le Loy mając wsparcie ludności zainicjował powstanie w 1418 roku. Smoczy Król podarował mu magiczny miecz – Wolę Niebios. Minęło 10 latach zanim Chińczycy opuścili Wietnam, a wtedy Le Loi został królem.
Kiedy pływał łódką obok swojego pałacu, ukazał mu się wielki żółw ze złotą skorupą i zażądał zwrotu miecza. Le Loi rzucił miecz prosto w paszczę żółwia, a ten pochwycił go i zniknął w jeziorze. Od tej pory nazywa się ono Hoan Kiem – Jeziorem Zwróconego Miecza.
Dawno temu żółwie wielkie jak ten z legendy, mieszkały w jeziorze Hoan Kiem. Kiedyś na brzegu wyspy rybak zabił ogromnego żółwia, który zaplątał się w jego sieć. Zakonserwowano jego ciało, które teraz jest przechowywane świątyni na wyspie.
Wietnamczycy nazywają go Cu Rua – Żółw pradziadek – i uważają go za bóstwo, które dba o pomyślność kraju. W jeziorze mogą żyć jeszcze żółwie, ale dobrze się ukrywają.
Francuska Dzielnica Hanoi

W tle widać gmach opery w europejskim stylu. Korzystaliśmy z aplikacji Grab, żeby się poruszać po Hanoi. To coś w rodzaju wietnamskiego Bolta. Tym razem nikt się nie zgłaszał przez dłuższy czas, więc z ulgą wskoczyliśmy do tego, który sam się zatrzymał. Jakież było nasze zdumienie, gdy kierowca zawołał sumę 10 wyższą niż ta, którą pokazywała aplikacja. Pluł i gulgotał w tłumacza na moim telefonie, że święto, że Nowy Rok, że liczy się inaczej, że aż zadrżałam ze strachu. A Krzysztof spokojnie odliczył ile się należy, i zapytał – rozstajemy się czy dzwonimy po policję? I to jest dobry sposób na wszystkich cwaniaków świata. Wziął pieniądze i odjechał.
Drugą taka sytuację mieliśmy z rikszą, kiedy chłopak rzucił sumę i sam się jej wystraszył. Wiedzieliśmy o tym i się zgodziliśmy, bo pedałował przez całą dzielnicę za 10 dolarów. Mogliśmy obserwować ulice z bardzo ciekawej perspektywy. Wyrzuty sumienia go zżerały, bo był aż za bardzo uprzejmy. Zatrzymywał się, robił nam zdjęcia, potem rozmawialiśmy przez translator. To wszystko było niesłychanie fajne.

Francuska Dzielnica, położona tuż przy południowym krańcu jeziora Hoan Kiem, przyciąga swoim nostalgicznym urokiem. Choć nazywanie jej Małym Paryżem to pewna przesada, w powietrzu wyczuwalna jest aura dawnej świetności. Wokół zielonego budynku kawiarni spacerowicze zatrzymywali się, delektując się lodami.
Do 1945 roku dzielnica stanowiła serce francuskiej kolonii – Indochin. To właśnie tutaj Francuzi wznieśli okazałe budynki, takie jak kościoły czy operę, wprowadzając do Hanoi europejską architekturę. Niestety, ten nowy ład powstał kosztem lokalnego dziedzictwa – zniszczono wiele pałaców i świątyń, które od wieków były częścią wietnamskiego krajobrazu.
Świątynia Literatury

W Hanoi znajduje się blisko 200 świątyń i pagód, które warto odwiedzić, ale szczególną uwagę warto poświęcić tym najbardziej znaczącym. Kilka kilometrów od centrum miasta znajduje się Văn Miếu – Świątynia Literatury, prawdziwy skarb kulturowy poświęcony Konfucjuszowi z 1070 roku. To prawdziwa podróż w czasie do średniowiecznych Chin. Klimat kompleksu przywodzi na myśl Qufu, legendarne miasto narodzin Konfucjusza.
Kompleks Văn Miếu składa się z pięknie zaprojektowanych ogrodów, licznych bram i kilku majestatycznych dziedzińców, na które wchodzimy przez kolejne, zdobione wejścia. Szczęśliwie, wojny oszczędziły to niezwykłe sanktuarium, które rozciąga się na imponującej powierzchni 54 tysięcy metrów kwadratowych. Jego wizerunek można nawet znaleźć na rewersie banknotu o nominale 100 tysięcy dongów – prawdziwe świadectwo jego znaczenia.
Do 1779 roku w Świątyni Literatury funkcjonował pierwszy uniwersytet w Wietnamie. Było to miejsce, gdzie studenci zgłębiali tajniki literatury, filozofii oraz nauk Konfucjusza, czyniąc z tego miejsca kolebkę wiedzy i tradycji intelektualnej.

Dawny uniwersytet podzielony jest na pięć części, z których każda skrywa wyjątkową historię. Najważniejsza część poświęcona jest Konfucjuszowi oraz jego 72 najwybitniejszym uczniom – to tutaj można poczuć duchową atmosferę minionych wieków. Kolejna sekcja przyciąga uwagę niezwykłymi nagrobkami z żółwiami, na których wyryto imiona aż 1307 doktorów z różnych dziedzin nauki, symbolizując trwałość wiedzy i tradycji.
Ostatnia część kompleksu to budynek, w którym niegdyś mieścił się uniwersytet Quoc Tu Giam. Dziś pełni on rolę muzeum, gdzie można podziwiać wystawę tradycyjnych strojów studentów i mandarynów, oddającą ducha tamtych czasów.
W tym wyjątkowym miejscu młodzi ludzie fotografowali się z transparentami niosącymi przesłania pełne nadziei i mądrości. Kiedy jeden z transparentów niespodziewanie spadł z drzewka, ktoś natychmiast podbiegł i z wielkim szacunkiem go zawiesił, wyrażając głęboki respekt dla tradycji i symboliki tego miejsca.





Kilka ważnych faktów o Hanoi

Hanoi uchodzi za bezpieczne miasto i tak właśnie się tam czuliśmy. Stolica Wietnamu, liczy obecnie około 8,5 miliona mieszkańców i nie jest największą metropolią Wietnamu, większa populację ma Ho Chi Minh, czyli dawny Sajgon. Większość mieszkańców stanowią etniczni Wietnamczycy.
Hanoi – miasto wewnątrz rzek – leży między rzeką Czerwoną a Nhue. Było stolicą Wietnamu od 1010 roku, z wyjątkiem krótkich przerw w historii. Znane jest z wąskich, wysokich domów – wynik dawnych podatków, na które miała wpływ szerokość budynków.
Świątynia Literatury (Văn Miếu) była pierwszym uniwersytetem w Wietnamie. W Hanoi znajduje się Mauzoleum Ho Chi Minha, które przyciąga tysiące turystów. Miasto jest znane z kawy jajecznej – unikalnego napoju z żółtkiem jajka, ale o tym opowiem za chwilę.
Kuchnia w Hanoi

Na starych ulicach Hanoi wszędzie stoją wielkie gary z parującą zupą, miski makaronu i pocięte kawałki mięsa. Dzięki pożywnym daniom dostępnym od rana do nocy większość Wietnamczyków nie musi gotować i jada na zewnątrz. Zabytkowa dzielnica jest pełna restauracji, jeśli komuś nie odpowiada jedzenie w tłumie na małych krzesełkach.


Wietnamska kuchnia opiera się na zasadzie pięciu elementów – kwaśnego (drewno), gorzkiego (ogień), pikantnego (metal), słodkiego (ziemia) oraz słonego (woda). Ta filozofia, głęboko zakorzeniona w wietnamskiej tradycji kulinarnej, odzwierciedla również harmonię tamtejszej kultury.
Każde danie, od popularnej zupy pho, przez bun cha, aż po tradycyjne sajgonki nem ran, miesza te elementy, tworząc unikalne smaki. Wietnamska kuchnia jest przy tym bardzo prosta, dzięki czemu potrawy są zdrowe. Wszyscy są bardzo szczupli, mimo, że w daniach i napojach wyczuwa się sporo cukru.

Ugotuj sobie zupę Pho
Wietnamską zupę Pho (phḷ) z makaronem ryżowym, przypominającą trochę nasz rosół, na pewno wszyscy znacie. Jest słynna na całym świecie.
- Na bulion przygotuj kości wołowe, wołowinę (np. antrykot), cebulę, imbir, anyż gwiazdkowy, goździki, cynamon, kardamon, kolendrę w ziarnach, sos rybny, cukier.
- Przygotuj też makaron ryżowy, polędwica wołowa (cienko pokrojona), kiełki fasoli mung, świeża kolendra, bazylia tajska, limonka, papryczki chili.
Sposób przygotowania
- Kości wołowe i mięso obgotuj przez kilka minut we wrzątku, aby usunąć zanieczyszczenia. Następnie przepłucz je pod zimną wodą.
- Cebulę i imbir opiecz na suchej patelni – to nada bulionowi głębszy smak. Możesz również podprażyć przyprawy, takie jak anyż, goździki czy cynamon, aby wydobyć ich aromat.
- W dużym garnku umieść kości, mięso, przyprawy, cebulę i imbir. Zalej wszystko wodą i gotuj na małym ogniu przez co najmniej 3-4 godziny. Dodaj sos rybny i odrobinę cukru do smaku. Regularnie usuwaj szumowiny, aby bulion był klarowny.
- Makaron ryżowy ugotuj zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Polędwicę wołową pokrój na bardzo cienkie plasterki (najlepiej lekko zmrożoną, aby łatwiej się kroiła). Przygotuj świeże zioła, kiełki, limonkę i chili.
- Do miseczki włóż porcję makaronu, plasterki surowej wołowiny i dodatki. Zalej wszystko gorącym bulionem – ciepło bulionu ugotuje mięso na idealną miękkość. Podawaj z limonką i sosem chili na boku.
Bun cha
To tradycyjnie danie jest podawane jest na lunch w towarzystwie sajgonek. Zdobyło popularność po wizycie Baracka Obamy w Hanoi w 2016 roku, kiedy jadł bún chả w towarzystwie Anthony’ego Bourdaina.
Danie zawiera dwa rodzaje mięsa – grillowane plastry wieprzowiny oraz małe klopsiki z mielonego mięsa, wymieszanego z sosem rybnym, czosnkiem, cukrem i przyprawami. Do tego cienki makaron ryżowy na zimno.
Czy mi smakowało? Nie. Nie znoszę słodkiego mięsa, ani tym bardziej słodkiej ryby. Nie da się sosami doprawić mięsa, które się wcześniej nie marynowały w przyprawach. Kubki smakowe tęsknią za polskimi technikami i nie chcą iść na kompromis.
Zrób sobie banh mi
Francuzi wprowadzili do Wietnamu swoje bagietki, ale Wietnamczycy stworzyli ich własną wersję wersję, bardziej napowietrzoną, z dodatkiem mąki ryżowej. Niepotrzebnie, bo taka bagieta przypomina bułki z supermarketu. Idealną wersję tej kanapki jadłam w hotelowej restauracji na śniadanie z pysznym pasztetem i warzywami.
Sposób przygotowania
Chrupiąca bagietka to podstawa, a marchewkę i rzodkiew japońską pokrojone w cienkie paski zamarynuj w mieszance octu ryżowego, cukru, soli i wody. Odstaw na co najmniej 30 minut.
Mięso zamarynuj w mieszance sosu sojowego, czosnku, cukru i przypraw, albo w swojej ulubionej mieszance przypraw. Następnie grilluj je na złoty kolor.
Przekrój bagietkę wzdłuż i lekko podpiecz, aby była chrupiąca, posmaruj majonezem albo ulubionym sosem, dodaj mięso, marynowane warzywa, plasterki ogórka, kolendrę i to na co masz ochotę.
Tradycyjne dania na Nowy Rok



Święto Tết jest najważniejszym wietnamskim świętem, dlatego też podawane potrawy są pełne symboliki, wyrażające nadzieję na pomyślność i szczęście na kolejny rok.
Kiedy w restauracji hotelowej zaproponowali nam noworoczne menu z zestawem tradycyjnych dań, zgodziliśmy się od razu. Donosili je tak długo, że nasza biesiada przeciągnęła się do dwóch godzin. Młodzi Wietnamczycy zabawiali nas rozmowa i cieszyli się, że mogą nam pokazać swoją wersje naszej wigilii.
Jak oni nas żegnali i troskliwie odprowadzali do windy, tego opowiedzieć się nie da. Ta gościnność wypisana na uroczych twarzach będzie mi się zawsze kojarzyła z Wietnamem.


Wietnamska kawa
Czy wiecie, że Wietnam jest po Brazylii drugim na świecie producentem kawy?
W ostatnich latach sytuacja ekonomiczna kraju znacznie się poprawiła, a jeszcze w latach 90 tych około 60% ludności żyła poniżej poziomu ubóstwa. Pierwsze uprawy kawowca pojawiły się w Wietnamie właśnie w latach 90 tych. Wietnamczycy, tak bardzo zaangażowali się w jego uprawę, że osiągnęli taki sukces. Najpopularniejszą kawę produkowaną w Wietnamie jest Trung Nguyen. Najlepiej smakuje zaparzana w wietnamskiej maszynce do kawy.
Zrób sobie egg coffee
Za tą oryginalną wietnamska kawą kryje się ciekawa historia, która sięga lat 40. XX wieku. To właśnie w Hanoi, powstała kultowy przepis, będący dziś największym przebojem wszystkich kawiarni. Podczas wojny, kiedy brakowało mleka, barman z hotelu Sofitel Legend Metropole w Hanoi, postawił stworzyć alternatywę dla kawy z mlekiem. Wymieszał żółtko z cukrem, dodał mleko skondensowane i połączył z mocna kawą. Powstał aksamitny i aromatyczny napój, który przypomina deser. Pomysł zdobył serca Wietnamczyków, a Nguyen Van Giang otworzył własną kawiarnię – Café Giảng, która do dziś działa w Hanoi i jest miejscem obowiązkowym dla miłośników egg coffee.
- Ustaw podstawę Phina na filiżance i wsyp 2 łyżki stołowe mielonej kawy do zbiornika. Delikatnie wyrównaj powierzchnię kawy, ale jej nie ubijaj. Połóż sitko na kawie i wlej łyżkę gorącej wody, żeby kawa się namoczyła. Po 30 sekundach wlej około 150 ml gorącej do zbiornika. Przykryj Phina pokrywką i pozwól kawie powoli kapać do filiżanki przez około 7 minut.
- Utrzyj mikserem na puch dwa żółtka z dwiema łyżeczkami cukru albo miodu. Do szklanki wlej zaparzoną kawę , dodaj jajeczny puch, a na to wlej trochę skondensowanego mleka. zobaczysz trzy warstwy, które po zmieszaniu zamienia się w fantazyjny deser.
Przy zamawianiu kawy byliśmy drobiazgowo wypytywani jaka ta kawa ma być, a gdy zamawialiśmy czarną, padało pytanie czy ma być ciepła czy zimna. Bo kawę mogą podać z kostkami lodu, z mlekiem skondensowanym i jeszcze wielu kombinacjach.
Jak poruszać się po Hanoi
Po ulicach Hanoi przeważnie spacerowaliśmy, bo wszędzie jest blisko. Jednak duży ruch utrudnia poruszanie się po mieście, dlatego polecam pobranie aplikacji Grab, która działa w Azji Południowo-Wschodniej. Przejazdy są bardzo tanie, a poza tym szlachetnie jest pomagać tym dzielnym ludziom.
Czas spędzony w Hanoi przeznaczyliśmy na przyglądaniu się ludziom i ulicom, zostawiając muzea na inną okazję, ale jeśli chcecie dobrze poznać to miasto jest mnóstwo wycieczek z przewodnikiem.
Żeby wjechać do Wietnamu potrzebna jest wiza, którą można zdobyć przez Internet. Wszyscy są otrzaskani z Google Translate, dlatego nie było żadnego problemu z komunikacją.
Walutą w Wietnamie jest Dong (VND), a najlepszym miejscem do wymiany pieniędzy są banki i sklepy ze złotem. Wszędzie płaciliśmy kartą, ale lepiej mieć trochę gotówki, żeby mieć czym zapłacić za pamiątki lub przejazdy.
Kończąc nasz spacer po Hanoi, doceniamy codzienność Wietnamczyków, która wydaje się bez reszty wypełniona pracą. To miasto, w którym każdy zakamarek pulsuje życiem, które trudno uchwycić w słowach czy na fotografiach, To miasto się odczuwa zmysłami, zapachy, smaki i energię zapamiętamy na długo. I zawsze będziemy się uśmiechać przy oglądaniu zdjęć. Mam nadzieję, że i Wy to poczuliście.
Zapraszamy do Zatoki Ha Long.
Pamiętam jak mój tata opowiadał o Hanoi. Przed 40 laty to była jeszcze większa egzotyka. Zdjęć za wielu nie przywiózł – wiadomo, nie zabrał zbyt wielu klisz, a poza tym on robił przezrocza. Troszkę się ich zachowało, jednak bardzo wyblakły.
Przeczytałam wszystko z zainteresowaniem, bo najbardziej lubię opowieści o wrażeniach. Suche przewodniki tego nie oferują. Piszesz tak sugestywnie, że czuję się, jakbym podróżowała z Wami 🙂
Kopi luwak jeszcze nie próbowałam, ale tę z koglem moglem to sobie na próbę zrobię (chociaż zazwyczaj pijam czarną i gorzką).
Nie wiem dlaczego, ale już tradycyjnie część fotek mi się nie otworzyła (próbowałam na kilku przeglądarkach). Na szczęście większość widać bez zarzutu.
Bardzo Ci dziękuję za łaskawość, obawiam się, że przy Twoim barwnym stylu można się nabawić kompleksów. Ja też sądzę, że tak jak się potrafi trzeba oddać swoje własne wrażenia, bo przecież każdy zobaczy Hanoi inaczej. Wszystko zależy od tego na co kto patrzy i jak. 40 lat temu na pewno było biedniej, kraj dopiero się podnosił po wojnach. Ale co za niezwykła przygoda – pojechać do Wietnamu, kiedy turystyka nie istniała. Teraz z dumą opowiadają o swoim rozkwicie i ja im wierzę, pracują jak mróweczki. Pamiętam wycieczkę, która zaczęła się przed świtem, a na targu już stały motocykle – kwiaciarnie. Przyjeżdżają po towar o 3:00 rano. Wszyscy się organizują na małej powierzchni i jest schludnie. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie imienniczko.