Najran-Palac-Emarah

Podobne wpisy

6 komentarzy

  1. Olga Jawor pisze:

    Naprawdę wszystkie te cuda zapierają dech. Tak inny świat, taki wręcz fantastyczny bo nierzeczywisty. I ludzie tak przyjaźni, że życzyłabym sobie, by w innych miejscach chcieli być tacy. Mam nadzieję, że Saudyjczycy się nie „zepsują” z czasem, że ta ich mentalność pełna ufności, ciepłą i gościnności zawsze będzie ich nieodłączną częścią. Jak dobrze, że istnieją takie światy. Że gdzieś jest inaczej. To daje nadzieję na możliwość innego życia, to daje wyobraźni pole do podrózy, to jest konieczne by nie dać sie zgnębic temu, co wyprawiają w Europie. No bo w razie czego mozna by uciec, wyjechać do Arabii Saudyjskiej…Ale przecież ona nie jest z gumy, nie pomieści wszystkich chętnych. A poza tym na wszystko potrzebne spore fundusze i odwaga zmieniania diametralnie swojego życia. A im człowiek starszy, tym mniej tej odwagi i siły ma…Pozostaje wyobraźnia, ogladania wspaniałych fotoreportaży, czytanie dajacych odpoczynek ksiazek, słuchanie muzyki, wędrówki po swoich swojskich bezdrozach…
    Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie Marylko dziekując za kolejną przepiękną opowieść (tym razem z dreszczykiem, mam tu na myśli Waszą przygodę z samochodem). Daliście radę. Zuchy z Was!:-)))

    1. Wiesz Olu, cały świat jest do siebie bardzo podobny, te same produkty w sklepach, ta sama moda, kuchnia tylko nieznacznie się różni, nawet błękitne morza i oceany są podobne. Dlatego takim olśnieniem jest dla mnie Bliski Wschód ( szykujemy się do Omanu), bo różni się tak bardzo od reszty świata, że wyrywa w ożywczy sposób z nudy. Moja fascynacja jest bardzo naiwna, bo jako gość jestem na uprzywilejowanej pozycji, cieszę się tym co widzę. Nie chciałabym urodzić się kobietą w islamskim kraju, to oczywiste. Tam wciąż wykonuje się karę śmierci i raczej nie ma swobody i wolności wyboru. Na szczęście podróżowanie pozwala na zachwyt tym co dobre i unikanie tego, co by się bardzo nie podobało. To był bardzo szczęśliwy czas, nasza wędrówka po Arabii to chyba najciekawsze przygoda wszechczasów. W Jemenie było bardzo podobnie, z tym, że mieliśmy eskortę i nie byliśmy tam bezpieczni. Dziękuję Ci pięknie za wizytę i pozdrawiam serdecznie Oleńko:)

  2. Też przydarzyła się nam awaria na pustkowiu i chociaż miało to miejsce w teoretycznie mniej egzotycznym miejscu, wcale łatwo nie było.
    Tylko jedna opona , a nie dwie, jak u Was, rozpruła się na maleńkim kamyczku w bocznej szutrowej drodze w Estonii. Zasięgu żadnego – ani telefonii, ani Internetu. Zapasówkę mieliśmy, tylko śruby w naszym dziurawym kole się zaklinowały i nijak nie dawało się odkręcić.

    Ubezpieczenie ADAC nie przydało się do niczego. Język estoński wcale łatwiejszy od arabskiego się nie okazał. Kiedy przespacerowałyśmy się kawałek, żeby złapać sieć, pan z estońskiego ADAC nie rozumiał ani słowa. Sto razy wysyłałyśmy mu koordynaty, sto telefonów do różnych krajów i w różnych językach (tak nas przekierowywano) nie dały nic.

    W końcu Bodek poczłapał do najbliższego gospodarstwa i dogadał się na migi. Dostał tam porządny klucz do kół plus jakieś tam jeszcze narzędzia i wreszcie sam zmienił koło. A potem, już w Rydze, kupiliśmy w warsztacie dwa koła. Wymieniono je błyskawicznie, ale to nie koniec zaskoczeń tego dnia, o nie.

    Kiedy umęczeni udaliśmy się do hotelu, gdzie pół roku wcześniej zamówiliśmy nocleg, okazało się, że ten nocleg mamy zaklepany, tyle, że na przyszły rok! :))))))

    1. Co za historia, zawsze sobie powtarzam w takich chwilach, że i to kiedyś minie. Nas też przekierowywało, a pomocny numer wpisany w papier jaki dostaliśmy, chciał nam sprzedać sprzęt medyczny. Fajnie, że ktoś Wam pożyczył klucz. My nie mieliśmy wyjścia, ale jazda na dwóch kapciach słono nas kosztowała. Takie przygody wspomina się potem ze śmiechem. Ten Saudyjczyk z perkatym noskiem i chmarą dzieci był taki miły. Po prostu wymienił jedno koło zanim mu powiedzieliśmy, że sami damy radę. Ale chyba w końcunocowaliście w tym hotelu, który był zarezerwowany na przyszły rok?

      1. Z hotelem nic się nie dało zrobić, niestety, a znaleźć coś w Rydze o 21:00 graniczyło z cudem. Były miejsca, oczywiście, ale w tych za milion monet. W dodatku zaczął padać deszcz. Na szczęście mieliśmy namiot, więc w końcu wcisnęliśmy się na jeden z kempingów w mieście (też łatwo nie było). A miało być nocne zwiedzanie miasta… tylko nam się już niczego nie chciało.
        Rano też zwijaliśmy się w deszczu.

        Z tej rezerwacji oczywiście teraz się śmiejemy. Najzabawniejsze, że wielokrotnie ją sprawdzaliśmy i mieliśmy nawet wydrukowaną. Córka cieszyła się, że tak tanio i w fajnym miejscu. Jakoś nikt nie zauważył błędnej daty :)))))))))))))

        1. Kolejna przygoda z której można się śmiać po latach. Współczuję, to musiało być okropne co przeżywaliście. Coś przeskoczyło przy rezerwacji, założę się, że teraz sprawdzacie wszystko wnikliwie i być miże dzięki temu unikniecie czegoś znacznie gorszego. Taką mam filozofię, że wszystkie klęski wcale nimi nie są🙂🧡

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *