Arabia Saudyjska. Gliniane zabytki
Arabia Saudyjska jest kolebką islamu, i chociaż miliony muzułmanów z całego świata pielgrzymowały do świętych miast, to do niedawna nikt obcy nie mógł tu wjechać. Projekty, które do 2030 roku mają przyciągać 100 milionów turystów rocznie, wprost oszałamiają, tymczasem to co wyjątkowe czeka w odległych górskich wioskach.
Miasta z kamienia i gliny, tradycje sięgające najwcześniejszej ludzkiej historii, gościnni ludzie, to wszystko jest ukryte między autostradami i nowoczesnymi osadami. Nie ma znaczenia czego się spodziewacie, z pewnością piękno Was porazi. Zapraszam na wyprawę szlakiem glinianych zabytków.
Spis treści
Arabia Saudyjska – Thee Ain

Thee Ain to wyjątkowa wioska, której historia sięga VIII wieku. We wsi znajduje się ponad 40 domów i meczet, a także pola uprawne. Pobliskie forty chroniły mieszkańców przed najazdami. Wielopiętrowe domy są zbudowane z kamieni ułożonych jeden na drugim, a belki stropowe zapewniają stabilność kamiennym konstrukcjom. Domy mają trzy poziomy, pomiędzy którymi znajdują się wąskie uliczki. Wieś leży na wysokości około 2 tysięcy metrów, obfite deszcze sprzyjają uprawie bananów, cytrusów i palm.

Zachwyciłam się tym widoczkiem bardzo, żadne zdjęcie nie odda tego czaru wieczornej atmosfery. Mieszkańcy z okolicy są wciąż pod jego urokiem, bo cały trawnik zajęły koce piknikowe. Dosłownie wszyscy zapraszali nas na kawę. Arabia Saudyjska jest bardzo gościnnym krajem. Chociaż wygląda jak bawarka i smakuje kardamonem, to zawiera kofeinę. Spędziliśmy czas z grupą przyjaciół, częstowali daktylami, które idą w parze z kawą. Wymieniliśmy się kontami na Instagramie i ruszyliśmy w drogę.Obiecaliśmy sobie, że wrócimy do Thee Ain na zakończenie naszej włóczęgi, kiedy będziemy wracali przez Al Baha do Jeddah. Chcieliśmy wspiąć się po schodach i pospacerować po uliczkach. Widok na gaje bananowe i góry musi być urzekający z tej perspektywy.

Co zrobić na pustkowiu podczas awarii
Nie wróciliśmy jednak za dnia do Thee Ain, bo poszły nam 2 opony na raz i to 30 kilometrów od hotelu. To była najdramatyczniejsza przygoda, jaka nas spotkała podczas podróży. Sytuacja tak absurdalna, że do tej pory zastanawiamy się co mogliśmy zrobić. Przez setki kilometrów udawało się uniknąć kolizji z innymi samochodami, a uwierzcie mi, to wymagało refleksu i stalowych nerwów.
Zdradzieckie progi wyskakiwały właśnie tam, gdzie była dozwolona prędkość ponad 100 kilometrów. Kiedy jechaliśmy rozpędzeni z kilkoma samochodami na ogonie, ktoś bez ostrzeżenia wyjeżdżał tyłem ze swojego podjazdu. Zjeżdżanie bez ostrzeżenia prosto pod nasze koła, to była codzienność. Jednak dwie opony pękły na pustej drodze.
Numer alarmowy, który dostaliśmy w wypożyczalni, nie reagował. Uśmiechnięty od ucha do ucha Saudyjczyk w wełnianej czapce zagulgotał po arabsku, postukał w bagażnik i zaczął wymieniać koło. Z jego samochodu wyszła mała dziewczynka, a potem jeszcze trójka dzieci. Zrobił wszystko sam, zanim się ocknęliśmy z paraliżu. Było zimno tej nocy, martwiłam się, że dzieci się przez nas pochorują.
Drugie koło wciąż nie nadawało się do jazdy, ale nasz przyjaciel strzelał pomysłami. Patrzył nam w oczy, jakby wolniejsze powtarzanie arabskich słów miało rozszerzyć naszą percepcję. Starałam się czytać mu w myślach, a potem zadawać pytania pomocnicze za pomocą translatora. Dobrze nam szło, wkrótce miałam w telefonie kilka numerów, do których wysyłałam nasze współrzędne. Chyba jednak nie chodziło nam o lawetę, która odjedzie z wypożyczonym samochodem w nieznane. Zapytałam czy chce nas zabrać potem do hotelu, nie. Wyciągnęłam pieniądze, żeby mu podziękować za pomoc, la, la, ( nie, nie) zaśmiał się tylko i odjechał ze swoja gromadką.
Zostaliśmy sami. Noc w samochodzie, czy ostrożna jazda do bardzo przytulnego hotelu z obfitym śniadaniem w formie bufetu? Rano sytuacja się przecież nie zmieni, a w mieście z dachem nad głową łatwiej o dobre pomysły.
Pojechaliśmy. Łomot był niesamowity, serce na ramieniu i wzrok we wstecznym lusterku. Poszarpana opona odrywała się po kawałeczku, a to co z niej zostało, waliło z niesłychaną siłą. Przejazd przez miasto był spektakularny, mnóstwo ludzi dawało znaki, żeby zjechać, bo chcą pomóc, ale my zapasowe koło już mieliśmy wymienione.
Kilka godzin później, już po północy, udało nam się zasnąć. Jednak o 2 w nocy usłyszałam modlitwę wyśpiewaną prosto do ucha. Zwykle nawołują z głośników są za oknem o 5 rano. Na pewno dostaliśmy pokój dla wybitnie pobożnych wyznawców.
Powtórka nastąpiła o godzinie 5 i 6. Arabia Saudyjska nie różni się od innych arabskich krajów. Dzisiaj śmiejemy się z tej przygody, ale cieszę się, że jest za nami. Rano zadzwoniliśmy do oddziału wypożyczalni w mieście i w godzinę dostaliśmy nowy samochód. Przygoda przykra, ale najważniejsze jest to, że nikt w nas nie stuknął i wyszliśmy z tego cało.
Al-Yanfaa w prowincji Asir. Arabia Saudyjska

Al-Yanfaa to kolejna niezwykła wieś, którą spotkaliśmy na swojej trasie. Żeby chronic swoje domy przez deszczem, mieszkańcy wkładali płaskie kamienie w ściany domostw. Budynki są połączone tunelami, dzięki którymi mogli łatwiej się przemieszczać. Na dachach tych ogromnych wieżowców znajdują się tarasy. Podczas naszego pobytu w jednym z nich trwała budowa, jeden z pracowników zaprosił nas do wnętrza i mogliśmy wszystko dokładnie obejrzeć i popatrzeć z tarasu na okolicę.
Wskazując na siebie powiedział – Jemen, a ja pokazałam nasz Instagram ze zdjęciami z Jemenu. Wzruszenie zapłonęło na jego twarzy i wymówił znane od dawna słowo – sadik – przyjaciel. Po czym miała miejsce sesja fotograficzna, po której wszystkim zrobiło się ciepło na sercu.


Mały, kamienny meczet na początku uliczki. Arabia Saudyjska zaskoczyła nas skromnymi meczetami, chociaż minarety górowały nad każdą osadą, to ich formy były bardzo proste.



Sztuka ludowa – Al Qatt

Prowincja Asir znajduje się w południowo-zachodniej części Arabii Saudyjskiej, tuż przy granicy z Jemenem, a także Morzem Czerwonym. W Abha poznaliśmy parę starszych Francuzów, którzy wyruszyli samochodem w półroczną podróż po Półwyspie Arabskim. Długo jeszcze przeżywałam spotkanie z nimi, ale to nie pierwsi emeryci wędrujący po świecie, jakich spotkaliśmy.
Jeszcze w hotelu zwróciłam uwagę na śliczne dekoracje, nawet miseczki i kubeczki miały piękne wzory. Al-Qatt Al-Asiri to połączenie koloru czerwonego, żółtego i niebieskiego w geometryczne symbole, namalowane na białym gipsie. Jeszcze niedawno mieszkańcy regionu wykorzystywali do swojej sztuki wyłącznie naturalne barwniki. W jednej z wsi zobaczyliśmy jeden z budynków przeznaczony na muzeum.
Na zdjęciach widzimy diwan, miejsce spotkań, salon i jednocześnie salę biesiadną. Posiłki spożywało się i w niektórych miejscach nadal spożywa na podłodze, siedząc po turecku. Arabia Saudyjska ma podobne tradycja jak Jemen, gdzie wielokrotnie goszczono nas w takich uroczych salonikach.

Arabia Saudyjska. RIJAL ALMAA

Droga do Rijal Almaa zaczyna się w punkcie widokowym, gdzie zielone szczyty górskie czarują pięknymi warstwami. Nieopodal swawoli stado pawianów, stare osobniki wpatrują się w dal, a dookoła nich bawią się maluchy. Potem zaczyna się zjazd w dół górskim korkociągiem, gdzie zobaczymy wiele pięknie położonych wsi. Było tak pięknie, że zatrzymywaliśmy się wszędzie tam, gdzie była taka możliwość. Biegnący tędy szlak handlowy łączył kiedyś Jemen z Mekką. Wieś leży około 45 kilometrów od Abha.


Około 60 kamiennych budynków, wzmocnionych drewnem i gliną, przypomina o 900 letniej historii. Nikt tu już nie mieszka, ale na szczęście można pochodzić po tych niezwykłych uliczkach. Wioska jest teraz atrakcją turystyczną, ale otacza ją cisza. Arabia Saudyjska wciąż czeka na turystów, na razie większość z nich zmierza tylko do Alula.
Ze szczytów gór Assouda można dostać się kolejką linową do wsi, ale wtedy ominą nas zapierające dech krajobrazy.


Z rozrzewnieniem wspominaliśmy wioski, które widzieliśmy w Jemenie wiele lat temu. Na zdjęciu wioska w Jemenie.

Arabia Saudyjska. Ludzie Kwiaty
W prowincji Asir mieszkają Ludzie Kwiaty. Ci wyjątkowi mężczyźni noszą na głowie wieńce i girlandy z kwiatów. Ludzie kwiaty do niedawna byli zupełnie odcięci od świata, niechętnie się fotografują, jednak pewnie i to się zmieni, jak będą mogli dzięki turystyce utrzymać rodzinę. Niestety nie udało nam się ich zobaczyć.
Mogą uprawiać khat, którego działanie przypomina amfetaminę, chociaż narkotyki są surowo zabronione w Arabii Saudyjskiej. Liście czuwaliczki jadalnej są bardzo popularne w Jemenie. Wypchany jak u chomika policzek jest tam częstym widokiem, bo zielone listki żuje się przez kilka godzin. Takie policzki często widzieliśmy w Sanie, w stolicy Jemenu.

Arabia Saudyjska. Wieś Al-Moanis



Al-Moanis była kolejną niezwykłą wsią, którą spotkaliśmy na swojej trasie. Leży na wysokości 2160 metrów i jest ukryta między budynkami współczesnego miasta. Ludziom nakazano przenieść się do wygodniejszych domów w osadach na trasie Abha – Najran. Niektóre z tych wieżowców z czerwonymi okienkami mają po 6 pięter. Około 100 budynków otacza mur z gliny i kamieni. Stąd jest już bardzo blisko do granicy z Jemenem.
Arabia Saudyjska. Restauracja dla lokalsów

Podczas naszej arabskiej włóczęgi często widzieliśmy samotne wieże i stare gliniane budynki w rozsypce. Arabia Saudyjska to prawdziwy raj kontrastów. Oglądając nasze zdjęcia można odnieść wrażenie, że składa się wyłącznie z piernikowych domków, ale tak nie jest. Miasta są czyste, nowoczesne i bardzo ładne.
Zawsze staraliśmy się zjeść porządne śniadanie, żeby dotrwać do wieczora, bo ciężko o restaurację na bezdrożach. Pewnego razu tankowaliśmy paliwo na przyjemnej stacji benzynowej, otoczonej sklepami i kilkoma restauracjami. W środku powitały nas apetycznie wyglądające zdjęcia różnych dań. Człowiek za kasą tylko patrzył, na szczęście pojawił się pomocny koordynator, który nam wszystko objaśnił. W sąsiednim budynku są pokoje rodzinne. Możemy teraz zapłacić i tam czekać na nasze zamówienie.
Długa salka była podzielona na pokoiki, z zasłoniętymi kotarą wejściami. Wnętrze było wyłożone dywanikiem, który zaraz bardzo szczelnie obłożył folią. Dostaliśmy jeszcze kolorowe pudełka do podpórki i mogliśmy wyszorować ręce. Do jedzenia używa się wyłącznie prawej, chyba, że nikt nie widzi.
Już po chwili na naszą podłogę, gdzie sobie siedzieliśmy po turecku, wjechały dwie połówki kurczaka na złocistym ryżu w towarzystwie warzyw. Było bardzo smacznie i zabawnie. Obok, za ścianą słyszeliśmy rodzinę z dziećmi. Zresztą ilość bucików przed ich kotarą sugerowała liczne potomstwo. Urocze dziewczynki zaglądały do nas nic sobie nie robiąc z napomnień rodziców. To było bardzo ciekawe doświadczenie.
Arabia Saudyjska. Najran

Najran to miasto-oaza, położone na południu Arabii Saudyjskiej, niedaleko granicy z Jemenem.
Szczególnie wieczorem, kiedy jarzą się światła neonów, wygląda zjawiskowo z podświetlonymi arabskimi literkami. Całe kilometry sklepów z wystrojem wnętrz, kuchennymi meblami i akcesoriami sugerują, że mieszkańcy dawno temu wyprowadzili się z glinianych domów.
To przepiękna kraina, zgrabnie połączyła nowoczesność z tradycją. Jeśli się wybieracie do Arabii, nie możecie ominąć Najran. Historia miasta sięga 4 tysiące lat wstecz. Leżało przecież na słynnym Szlaku Kadzidlanym.

Pałac Emarah z1944 roku stoi w miejscu starożytnej studni. Posiada 65 pokoi, znajdziecie go w centrum Najran, tuż przy wspaniałym targu Aj-Janabi, gdzie zaopatrzyliśmy się w kawę i przyprawy. W pałacu mieści się obecnie muzeum.

Gliniane domy i pałace to prawdziwe klejnoty, które pokazują jak żyli ludzie na wsi, na południu kraju. Łatwo zauważyć wpływy jemeńskie, chociaż tamtejsze domy i okna są ozdobione jeszcze bardziej misternie.

Najran – Souq Aj-Janabi


Wielką osobliwością w tym regionie są jambiye, zakrzywione noże wetknięte za ozdobny pas. Są częścią lokalnego stroju w Jemenie, Omanie, a także na południu Arabii Saudyjskiej. Na zdjęciu Jemeńczyk dopasowuje dla pas do naszego noża. Oczywiście mamy dwa przywiezione wcześniej z Jemenu.

Wielki młynek dał radę wszystkim listkom i kulistym owocom. W mojej kuchni stoi wielki słoik tej aromatycznej przyprawy i pasuje do wszystkiego.
Patriarcha zaprosił nas do swojego kręgu i poczęstował chlebem. Takie zaproszenia mieliśmy często w Jemenie, dlatego przystanęliśmy na chwilę, żeby poczęstować się gorącym chlebem. Gościnność i serdeczność w Arabii Saudyjskiej jest niewiarygodna. Z trudem wykręciliśmy się od zaproszenia na kolację, ponieważ chcieliśmy zobaczyć wszystkie zabytki także wieczorem.

Al-Ukhdud. Arabia Saudyjska

Budynki ze zdjęć są nowe i zamieszkałe, ale dookoła widać wiele ruin. To miejsce jest restaurowane, żeby je dobrze przygotować dla turystów. Na razie z trudem można je odnaleźć.
Stanowisko archeologiczne Al-Ukhdud, położone na południe od współczesnego Najran, jest skarbem archeologicznym z okresu bizantyjskiego, umajjadzkiego i abbasydzkiego. Podczas wykopalisk znalazły się artefakty z epoki kamienia, a także egipskie hieroglify.


Niektóre budynki, zbudowane z cegły mułowej mają po 200 lat. Wiele z nich stoi na szczytach gór, otoczone wysokimi murami i wieżą strażniczą. Kamień, glina i drewno były najważniejszymi materiałami używanymi przy budowie. Dach był wykończony balami drewna i liśćmi palmowymi. Na koniec były oblepiane tynkiem z błota i ozdabiane malowidłami. Arabia Saudyjska to królestwo wielbłądów, widzielismy je wszędzie, nawet dzikie.

Jeddah. Dzielnica al-Balad. Arabia Saudyjska


Al Balad to serce Starego Miasta w Jeddah. Dzielnica jest wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Unikalny klimat miasta robi wielkie wrażenie na licznych turystach. Sceneria jest bajkowa, tym bardziej, że podkreślają ją stylowe restauracje i kafejki.

Zobaczymy tu ponad 600 zabytkowych budynków, które liczą sobie ponad 500 lat. Po sklepach i Souqu Al Alawi można błądzić godzinami. Przemierzając uliczki zbudowane z cegły mułowej zobaczymy stare meczety i nieoczekiwaną historię.



Najbardziej charakterystyczne są balkony, ręcznie rzeźbione ornamenty z tekowego drewna. Jeddah jest bramą do Mekki, większość pielgrzymów dociera najpierw tutaj. W naszym hotelu obserwowaliśmy tak oryginalne rysy twarzy i tak kolorowe stroje, że nie było możliwości skąd pochodzą, Afryka, Indonezja, najdalsze zakątki Azji? Miasto dzięki temu jawiło się bardzo baśniowo. Bezpieczne, przyjazne i bardzo egzotyczne. Straż miejska marzyła tylko o tym, żeby robić sobie z nimi fotki. Ale najciekawszą informację o tym mieście znalazłam przypadkiem.
Arabia Saudyjska. Grób Ewy

Wyszliśmy przed hotel, żeby złapać taksówkę. Zatrzymał się nieoznakowany samochód, taxi? Tak. Napisałam w translatorze – grób Ewy. Wiesz gdzie to jest? Tak. Podjechaliśmy pod cmentarz otoczony tak wysokim murem, że nic nie było widać. Wskazał tabliczkę, to tu. Ile płacimy? Na swoim telefonie napisał, że tyle ile uznamy, że mu się należy. Podałam kwotę, zgodził się i poszedł do sklepu postarać się o resztę.
Istnieją legendy, że w Jeddah znajduje się grób pramatki Ewy. Cmentarz ze szczątkami babci ludzkości jest tak ważny, że całe miasto nazywa się Babcia – Jeddah.
Taki cmentarz nie jest dostępny dla ludzi nie będących muzułmanami, dlatego mogliśmy sfotografować jedynie tabliczkę informującą, że na tym cmentarzu jest pochowana Ewa. Wiadomo o tym z zapisków arabskiego podróżnika z XII wieku. Grób miał około 130 m długości, trzy metry szerokości i sześć metrów wysokości. Nic się nie zachowało, ponieważ w 1928 roku tę część cmentarza kazał zniszczyć ówczesny książę, żeby zapobiec bałwochwalstwu. Nie pozwolili nam nawet zajrzeć przez bramę, ale i tak czułam niesamowitość tej chwili, nawet jak to tylko legenda.
Na początku naszej arabskiej wyprawy wybraliśmy się do Alula, jednego z najpiękniejszych miejsc w Arabii Saudyjskiej. Zobaczyliśmy grobowce w Hegrze, drugiej po Petrze stolicy Nabatejczyków. Poznacie również wszystkie wskazówki, które ułatwią podróżowanie po Arabii Saudyjskiej.
Mam nadzieję, że udało nam się przybliżyć Wam ten niesamowity kraj, dla nas to był wyjątkowy czas. Teraz wiem, że niewiele kierunków podróżniczych może konkurować z tym, czego doświadczyliśmy w Arabii Saudyjskiej. Ponieważ wszystko było niecodzienne i bardzo odległe od naszej codzienności.
Naprawdę wszystkie te cuda zapierają dech. Tak inny świat, taki wręcz fantastyczny bo nierzeczywisty. I ludzie tak przyjaźni, że życzyłabym sobie, by w innych miejscach chcieli być tacy. Mam nadzieję, że Saudyjczycy się nie „zepsują” z czasem, że ta ich mentalność pełna ufności, ciepłą i gościnności zawsze będzie ich nieodłączną częścią. Jak dobrze, że istnieją takie światy. Że gdzieś jest inaczej. To daje nadzieję na możliwość innego życia, to daje wyobraźni pole do podrózy, to jest konieczne by nie dać sie zgnębic temu, co wyprawiają w Europie. No bo w razie czego mozna by uciec, wyjechać do Arabii Saudyjskiej…Ale przecież ona nie jest z gumy, nie pomieści wszystkich chętnych. A poza tym na wszystko potrzebne spore fundusze i odwaga zmieniania diametralnie swojego życia. A im człowiek starszy, tym mniej tej odwagi i siły ma…Pozostaje wyobraźnia, ogladania wspaniałych fotoreportaży, czytanie dajacych odpoczynek ksiazek, słuchanie muzyki, wędrówki po swoich swojskich bezdrozach…
Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie Marylko dziekując za kolejną przepiękną opowieść (tym razem z dreszczykiem, mam tu na myśli Waszą przygodę z samochodem). Daliście radę. Zuchy z Was!:-)))
Wiesz Olu, cały świat jest do siebie bardzo podobny, te same produkty w sklepach, ta sama moda, kuchnia tylko nieznacznie się różni, nawet błękitne morza i oceany są podobne. Dlatego takim olśnieniem jest dla mnie Bliski Wschód ( szykujemy się do Omanu), bo różni się tak bardzo od reszty świata, że wyrywa w ożywczy sposób z nudy. Moja fascynacja jest bardzo naiwna, bo jako gość jestem na uprzywilejowanej pozycji, cieszę się tym co widzę. Nie chciałabym urodzić się kobietą w islamskim kraju, to oczywiste. Tam wciąż wykonuje się karę śmierci i raczej nie ma swobody i wolności wyboru. Na szczęście podróżowanie pozwala na zachwyt tym co dobre i unikanie tego, co by się bardzo nie podobało. To był bardzo szczęśliwy czas, nasza wędrówka po Arabii to chyba najciekawsze przygoda wszechczasów. W Jemenie było bardzo podobnie, z tym, że mieliśmy eskortę i nie byliśmy tam bezpieczni. Dziękuję Ci pięknie za wizytę i pozdrawiam serdecznie Oleńko:)
Też przydarzyła się nam awaria na pustkowiu i chociaż miało to miejsce w teoretycznie mniej egzotycznym miejscu, wcale łatwo nie było.
Tylko jedna opona , a nie dwie, jak u Was, rozpruła się na maleńkim kamyczku w bocznej szutrowej drodze w Estonii. Zasięgu żadnego – ani telefonii, ani Internetu. Zapasówkę mieliśmy, tylko śruby w naszym dziurawym kole się zaklinowały i nijak nie dawało się odkręcić.
Ubezpieczenie ADAC nie przydało się do niczego. Język estoński wcale łatwiejszy od arabskiego się nie okazał. Kiedy przespacerowałyśmy się kawałek, żeby złapać sieć, pan z estońskiego ADAC nie rozumiał ani słowa. Sto razy wysyłałyśmy mu koordynaty, sto telefonów do różnych krajów i w różnych językach (tak nas przekierowywano) nie dały nic.
W końcu Bodek poczłapał do najbliższego gospodarstwa i dogadał się na migi. Dostał tam porządny klucz do kół plus jakieś tam jeszcze narzędzia i wreszcie sam zmienił koło. A potem, już w Rydze, kupiliśmy w warsztacie dwa koła. Wymieniono je błyskawicznie, ale to nie koniec zaskoczeń tego dnia, o nie.
Kiedy umęczeni udaliśmy się do hotelu, gdzie pół roku wcześniej zamówiliśmy nocleg, okazało się, że ten nocleg mamy zaklepany, tyle, że na przyszły rok! :))))))
Co za historia, zawsze sobie powtarzam w takich chwilach, że i to kiedyś minie. Nas też przekierowywało, a pomocny numer wpisany w papier jaki dostaliśmy, chciał nam sprzedać sprzęt medyczny. Fajnie, że ktoś Wam pożyczył klucz. My nie mieliśmy wyjścia, ale jazda na dwóch kapciach słono nas kosztowała. Takie przygody wspomina się potem ze śmiechem. Ten Saudyjczyk z perkatym noskiem i chmarą dzieci był taki miły. Po prostu wymienił jedno koło zanim mu powiedzieliśmy, że sami damy radę. Ale chyba w końcunocowaliście w tym hotelu, który był zarezerwowany na przyszły rok?
Z hotelem nic się nie dało zrobić, niestety, a znaleźć coś w Rydze o 21:00 graniczyło z cudem. Były miejsca, oczywiście, ale w tych za milion monet. W dodatku zaczął padać deszcz. Na szczęście mieliśmy namiot, więc w końcu wcisnęliśmy się na jeden z kempingów w mieście (też łatwo nie było). A miało być nocne zwiedzanie miasta… tylko nam się już niczego nie chciało.
Rano też zwijaliśmy się w deszczu.
Z tej rezerwacji oczywiście teraz się śmiejemy. Najzabawniejsze, że wielokrotnie ją sprawdzaliśmy i mieliśmy nawet wydrukowaną. Córka cieszyła się, że tak tanio i w fajnym miejscu. Jakoś nikt nie zauważył błędnej daty :)))))))))))))
Kolejna przygoda z której można się śmiać po latach. Współczuję, to musiało być okropne co przeżywaliście. Coś przeskoczyło przy rezerwacji, założę się, że teraz sprawdzacie wszystko wnikliwie i być miże dzięki temu unikniecie czegoś znacznie gorszego. Taką mam filozofię, że wszystkie klęski wcale nimi nie są🙂🧡