Morelia. Magiczny Meksyk
Morelia ze swoim pre hiszpańskim folklorem i różowymi zabytkami, jest prawdziwym Pueblos Mágicos. Każde ze 132 meksykańskich miast, jakie znalazły się na liście „magicznych”, jest przyjazne dla turystów i musi posiadać coś szczególnego, co na długo zapadnie w pamięć: unikalny folklor, oszałamiające położenie, ciekawą historię, oraz legendy i zabytki.
Dzisiaj już wiem, które z miast były najbardziej mágicos, ale najpierw chciałabym je wszystkie Wam przedstawić. Podczas naszej włóczęgi po środkowym Meksyku odwiedziliśmy pięć Magicznych Miasteczek. Zapraszam do Morelii.
Spis treści
Morelia, Mariachi i tańce Purepecha

Stan Michoacán pozostawało pod hiszpańskimi rządami aż do meksykańskiej wojny o niepodległość w 1821 roku. Do tej pory rdzenna ludność była zniewolona i wykorzystywana.
Po odzyskaniu niepodległości od Hiszpanii w 1825 roku, miasto przyjęło nazwę Morelia, na cześć miejscowego bohatera – José María Morelosa. Dlatego znajdziemy tu wiele restauracji z nazwą „José María”, a my nawet mieszkaliśmy w hoteliku o tej nazwie.
Niestety jedyne okno wychodziło na recepcję i nie było zbyt szczelne. Tak zaczęła się nasza meksykańska bezsenność. Teraz, kiedy próbujemy sobie przypomnieć gdzie mieszkaliśmy, kojarzymy to z rodzajem nocnych hałasów.
Największą przyjemnością są spotkania z ludźmi o rysach nieskalanych genami europejskich najeźdźców.

Morelia przygotowała się wspaniale na nasz przyjazd i wiele się działo na głównym placu przy katedrze. Mogłoby się wydawać, że społeczność się zorganizowała, żeby przywabić turystów, ale było niewielu obcych.
To mentalność, a nie działanie obliczone na zysk. Meksykanie kochają zabawę, muzykę i życie w gromadzie. Ciepłe wieczory były takie przytulne, a ulice kusiły do spacerów w świetle latarni.

W Morelii trwały właśnie wielkie przygotowania do Święta Zmarłych. Zapraszam do wpisu – „Zaprzyjaźnij się ze śmiercią w Meksyku”.
Piękne damy w kapeluszach, kolorowo ubrane, z makijaż na „kostuchę”, są symbolem śmierci. Przypominają, że nasz pobyt na ziemi trwa tylko chwilę, bo prawdziwe życie zacznie się po śmierci. Bez względu na kolor skóry i stan posiadania wszyscy i tak skończymy jako szkielety.





Legendy ze stanu Michoacán
W stanie Michoacán nadal mieszka około 500 000 osób z grup etnicznych: Purépecha, Nahua, Mazahua i Otomi. Ta wspaniała różnorodność lśni kolorami ze straganów i restauracji, wszystko jest intensywne i mocne jak salsa podawana do posiłków.
Po ulicach przechadzają się z hiszpańskim szykiem damy w krynolinach i fircykowato wystrojeni dżentelmeni. Tabliczki informują, że wieczorem przebrana młodzież zaprosi do przeszłości szlakiem legend, historii miasta, albo straszliwych horrorów. Lepiej nie kłaść się spać przed 2:00 w nocy, bo odgłosy wesołej zabawy i tak nie pozwolą zasnąć.
Większość popularnych legend pochodzi z czasów hiszpańskiej inkwizycji, kiedy płonęły stosy za rzekome rzucanie czarów. Groza w jakiej żyli ludzie sprawiała, że wyobraźnia hulała przy słabo oświetlonych ulicach. Opowiadane ustnie historie przetrwały całe wieki.




Calzada de Guadalupe i legenda o dziewczynie

Podczas spaceru przy Calzada de Guadalupe można zobaczyć dom, w którym zginęła Lenora, i usłyszeć jej słaby głos proszący o chleb i wodę. Czasami widać jak wysuwa się delikatna dziewczęca ręka.
Lenora
W czasach kolonialnych w Morelii mieszkał bogaty wdowiec – Juan de Castro – z piękną córką, Leonorą. Dżentelmen ten ożenił się z Margaritą, która ciężko znosiła urodę swojej pasierbicy.
Kiedy tylko Don Juan wyjeżdżał w interesach – a wyjeżdżał często i na długo – Margarita zamykała dziewczynę w piwnicy. W niedzielę Lenora mogła wychodzić do Sanktuarium Guadalupe, gdzie opiekowała się chorymi.


Pewnego razu Lenora poznała tam kapitana gwardii, młodzi się w sobie zakochali i często rozmawiali przez piwniczne okienko. Kiedy Margarita to odkryła, kazała zabić je deskami. Lenora mogła tylko wyciągnąć rękę przez małą szparę.
Tak się nieszczęśliwie złożyło, że kapitan musiał wyjechać i nikt nie pomógł dziewczynie. Kiedy zawodzenia i jęki sprowadziły ciekawskich, Margarita wymyśliła jakąś wymówkę, aż jęki ucichły na zawsze.
Morelia i Mariachi
Mariachi spotkamy w każdej restauracji, która ma stoliki na zewnątrz, a także na placach i w parkach. Ubrani w wyszukane kostiumy, podchodzą i pytają z uśmiechem – la música?
Czasami robiło się niezłe zamieszanie, kiedy 3 kapele grały raz przy sąsiednich stolikach. Ich muzyka porywa do spontanicznych podrygów i często można obserwować tańczące pary.

Mariachi, to małe grupy muzyczne, które pojawiły się w już XVIII wieku. Skrzypce, gitara, trąbki i wspólny śpiew bardzo podkręcają klimat średniowiecznych uliczek.
Tradycja wywodzi się z wiejskiej muzyki ludowej. Są zapraszani na uroczystości rodzinne i religijne, jednym słowem Mariachi to symbol Meksyku. W 2011 roku UNESCO uznało ich za Niematerialne Dziedzictwo Kulturowe Meksyku.

Wszędzie widzimy piękne dekoracje.

Morelia i najpiękniejsza katedra w Meksyku

Budowa barokowej katedry – według projektu włoskiego architekta – rozpoczęła się w 1660 roku. Wewnątrz znajdziemy kapiący złotem ołtarz, wyskoki na ponad 3 metry. W skarbcu musiały być kiedyś wielkie bogactwa, bo z katedrą jest związana kolejna legenda.


Prawie z każdego miejsca w mieście widać 70-metrowe dzwonnice, które są przepięknie oświetlone nocą. Sprawiają, że katedra jest uznana za najpiękniejsza ze wszystkich meksykańskich katedr.
Zaparło mi dech, kiedy zaczął się pokaz fajerwerków, nigdy wcześniej nie widziałam takiego rozmachu, było pięknie. Okazało się, że pokaz sztucznych ogni był z okazji wizyty prezydenta a nie naszej.


Historyczne serce Morelii: Plaza de Armas

Spośród 200 zabytkowych budynków. które znalazły się na liście UNESCO, większość znajdziemy w okolicy Plaza de Armas – największego placu w mieście.
Wcześniej to miejsce było Placem Męczenników, z powodu egzekucji wykonywanych tutaj podczas meksykańskiej wojny o niepodległość. Z restauracji w starym ratuszu mieliśmy piękny widok na park i katedrę.

Dawno, dawno temu – kiedy jeszcze Morelia nazywała się Valladolid – na zboczach wzgórza istniało tajne wejście do tunelu, który przecinał całe miasto.
Spryciarze z okolicy pomyśleli, że zakonnicy powinni się podzielić legendarnym bogactwem ukrytym pod katedrą. Klejnoty i skrzynie pełne złota wabiły biednych ludzi, a tunel prowadził wprost do skarbca. Nikt nie zauważył skradzionych przedmiotów, dlatego zuchwałe wyprawy odbywały się nadal.
Zabobonni ludzie byli przerażeni, bo myśleli, że sam diabeł dokonuje wszystkich rabunków. Chociaż złodzieje wiedzieli, że braciszkowie zauważyli znikanie skarbów, wybrali się jeszcze raz i właśnie wtedy zostali przyłapani.
Kiedy wszyscy zakonnicy razem ze swoimi służącymi weszli do tunelu, nagłe wstrząsy zawaliły przejście. Jedna część tunelu prowadziła do piwnicy gospody, a druga na wzgórza, ale po rabusiach nie było żadnego śladu. Po jakimś czasie złote monety znowu zaczęły krążyć po okolicy.
12 października – Dzień Ludów Tubylczych w Morelia

Nikt już nie obchodzi Dnia Kolumba w dniu 12 października. Odkrycie Ameryki przyniosło wiele nieszczęść, a Kolumb dawno temu spadł z hukiem z piedestału. O jego wyczynach pisałam wcześniej.
Teraz jest to dzień Godności, Oporu i Walki Ludów Rdzennych. Podkreślają, że nie świętują odkrycia Ameryki, tylko wspominają zmagania swoich przodków i już nigdy więcej nie pozwolą na represje swojego ludu.
Skrót – FNLS – oznacza Narodowy Front Walki o Socjalizm.

Najwyższa Rada Rdzennych Mieszkańców stanu Michoacán urządziła protesty w kilku punktach miasta. Na koncercie młody chłopak śpiewał z ogniem piosenki o krzywdzie swojego ludu. Pod budynkiem rządowym – który nosił ślady wielu gwałtownych protestów – czytali swoje postulaty, przerywane okrzykami – Libertad!
Napisy na transparentach wołają o wolność dla niesprawiedliwie przetrzymywanych więźniów politycznych.
Żądali dymisji Humberto Alonso Razo, który kieruje Państwową Komisją Rozwoju Ludności Rdzennej Michoacán, ale w żaden sposób ich nie reprezentuje.
Z 500 tysięcy Purépecha, Nahua, Mazahua i Otomi, aż 35,7 procent żyje w skrajnym ubóstwie. Ze środków przeznaczonych na pomoc, nic nie dociera do tych społeczności.
Taniec staruszków
Bardzo mi się podobał „Danza de los Viejitos” – taniec staruszków – w wykonaniu Purepecha. Taniec ten pochodzi z czasów przed hiszpańskich i dawniej był częścią rytuału ku czci boga ognia.
Koniecznie zajrzyjcie do naszego wpisu o motylach monarchach, które migrują na ziemie Purepecza z Kanady i stanów zjednoczonych.
Przygarbieni, tańczą z laseczkami, wystukując rytm drewniakami. Ubrani w roześmiane maski i kolorowe poncza przyciągają na pokaz całe tłumy. Okazało się, że tymi staruszkami są młodzi chłopcy, a najmniejszy – ten, któremu ciągle spadał kapelusz – to dziecko.

Callejón del Romance w Morelia


W historycznym centrum Morelii znajdziemy romantyczny zakątek z fontannami i ciepłymi latarniami. Płomienne bugenwille na murach i stoliki, są tak malownicze, że musiało powstać miejsce na kłódki dla zakochanych.
Wzdłuż ścian rozmieszczone są wersety z z wiersza „Romance de mi ciudad” Don Lucasa Ortiza, poety urodzonego w 1904 roku w Morelii. Dlatego aleja nazywa się Callejón del Romance.

Alejka pochodzi z XIX wieku, kiedy w małych domkach z gliny mieszkali pracownicy fabryki mydła.
W 1965 roku uliczka zmieniła się w romantyczny pasaż, po tym jak różowe kamienie pokryły ściany, a okiennice ozdobiły okna. Kilka fontann i donice z kwiatami dodały jej staroświeckiego uroku.

Akwedukt w Morelia
Rzymski akwedukt znajdziemy się na meksykańskich banknotach o nominale 50 pesos.

Akwedukt również jest zbudowany z różowych kamieni i ma wysokość osiem metrów. Glinianymi rurami doprowadzał do miasta źródlaną wodę. Zasilał 30 fontann i 150 zbiorników. Wieczorem kolonialne cudo jest bajecznie oświetlone.

Restauracje
Pod średniowiecznymi kopułami było bardzo nastrojowo. Mina niektórym zrzedła, kiedy podano do stołu: dla mnie łosoś z grilla i sałatka z mango, dla Krzysztofa zimne i kwaśne ceviche na dnie talerza. Tak to jest, jak ktoś lubi wymyślne nazwy dań w obcym kraju.

Kuchnia meksykańska jest kolorowa i bardzo pomysłowa, a ja nie traciłam nadziei, że trafimy w końcu na dobrą kucharkę. Okazało się, że nikt nie zawraca sobie głowy przyprawianiem mięsa, czy warzyw, wszystko ma przyprawić salsa. Podają jej kilka rodzajów, o różnym stopniu palenia ust ostrą papryką.
Dużo smaczniej jest w amerykańsko – meksykańskich restauracjach, a najlepiej w naszej własnej kuchni. Próbowaliśmy się ratować popularnymi w Meksyku włoskimi restauracjami, ale było jeszcze gorzej. Tylko słodkie bułeczki były doskonałe i świeże jajka na śniadanie z potężną porcją gęstej fasoli.
Museo Casa Natal de Morelos
W galerii na piętrze znalazłam wiele polskich plakatów, to było bardzo miłe odkrycie.

Dawny klasztor San Augustin, jest jednym z najstarszych budynków w mieście. Nic dziwnego, że wiąże się z nim wiele legend.
Jedną z najbardziej popularnych jest opowieść o zakonniku, który lubił studiować święte pisma długo w nocy. Pewnego razu, kiedy kiedy czytał w swojej celi, z mroku wysunęła się czarna ręka. Braciszek nie wrzasnął ze strachu, tylko poprosił, żeby ręka potrzymała mu świecę.
dziwna dłoń wciąż się pojawiała i uparcie wskazywała róg świątyni. Po latach inny zakonnik zobaczył tę samą rękę, ale postanowił sprawdzić co jest w kącie. Okazało się, że skarb.
Architektura Morelii
W samym centrum znajdziemy aż 249 wspaniałych zabytków, w tym 21 kościołów. Są zbudowane z różowego kamienia, który pochodzi z miejscowego kamieniołomu.





Kościół San Francisco Założony w 1536 roku, jest to najstarszym kościołem w mieście.


Jardin de las Rosas
Ogród Różany, to uroczy plac otoczony cieniem drzew. Artyści wystawiają swoje prace, a ławki kusza do odpoczynku. Do tego podają tam smaczną kawę.
Posąg hiszpańskiego pisarza Miguela de Cervantesa dzieli się doświadczeniami z posągiem don Vasco, pierwszego biskupa Michoacán. Przecież 2 listopada takie rzeczy się zdarzają w Meksyku.


Program Pueblos Mágicos, jest pomysłem Sekretarza Turystyki, który razem z agencjami rządowymi nadaje ten tytuł tym miastom, którym udało się zachować swoje bogactwo kulturowe i historyczne. Tytuł nie jest przyznawany na zawsze, dlatego społeczność ciągle rozwija swoje unikalne cechy, bo to oznacza napływ turystów.
W Morelii znalazłam wszystko to, co sprawia, że miasta znajdują się na tej zaszczytnej liście. Spotkanie z prawdziwym Meksykiem w miejscach położonych z dala od sławnych kurortów, było dokładnie tym, o czym marzyliśmy. Zajrzyjcie koniecznie do San Miguel i Guanajuato.
Na Jukatanie widzieliśmy dwa magiczne miasteczka – Meridę i pomalowane na żółto Izamal, serdecznie zapraszam.
Będąc w Meksyku warto poznać mądrości Tolteków, których ogromne posągi stoją na piramidzie niedaleko stolicy.
Nie można przegapić piramid w Chichen Itza. Wszystkich na pewno zachwycą cenote, czyli studnie krasowe.
Jak dojechać do Morelii
Morelia leży około czterech godzin jazdy z Mexico City. Do stolicy Meksyku latają bezpośrednio samoloty z Warszawy. Poruszaliśmy się wygodnymi autobusami Elite i Futura. Można również w 4 godziny dojechać z Guadalajary.
Zapraszam do obserwowania
Marylko kochana! Dech mi zaparło z zachwytu! W deszczowy i ponury, chłodny dzień listopadowy właśnie takiego Meksyku mi było trzeba, tak wielobarwnych widoków, pełnokrwistych śpiewów i tańców, fascynujących opowieści z dawnych czasów. Och, jakiż ten świat jest piękny, jaki zaskakujący, jak wspaniale niezmienny w swych tradycjach, w kulturze, w kolorycie. Jakże świadomosc tego rozświetla dusze ludzką, jak raduje serce.Bo choć tyle sie teraz na świecie zmienia na gorsze, to nadal są i mam nadzieję, że zawsze będą istnieć nietknięte tymi ponurymi zmianami cudowne miejsca. I ludzie, życzliwi, pełni wigoru, radosci, pasji, cudownie kolorowi i prości.
Już sama nazwa tego miasta jest wspaniała. „Morelia” – to słow brzmi jak nazwa jakiegoś rodem z bajki kraju. Mozna ja sobie w duszy powtarzać jak mantrę, obracać ją w myslach niby drogocenny koralik i wciaz odczuwać baśniowy czar tego słowa.
Opowieści z dreszczykiem też ciekawe. Zwłaszcza ta o uwiezionej przez macochę dziewczynie. Przypomina mi oczywiscie basń o królewnie Śnieżce oraz o Sinobrodym. A ten zakonnik, co poprosił ducha o trzymanie świeczki – ale fajna historia! Miał człek odwagę i poczucie humoru!
Marylko, te Wasze zdjęcia są jak gotowe obrazy. Jakby namalowała Je Frida Kahlo. Aż sie chce człowiekowi malować, patrząc na te zdjęcia.Są niesamowicie inspirujące! Ja juz od jakiegoś czasu odczuwam tęsknotę za malowaniem. Nasila mi sie to i nasila. Moze znowu chwycę za pedzel? Kiedyś ta twórcza czynnośc przynosiła mi duzo radosci i oderania od całego świata. Muszę sobie farb dokupić i jakichś blejtramów. No i zacząć, a zacząć cos jest zawsze najtrudniej.
Marylko – uściski Ci najserdeczniejsze przesyłam i uśmiechów sto na dokładkę!:-)) Dobrego, pogodnego dnia Ci życze, niezwykła globtroterko i reporterko!:-))
Ola, najlepsze dopiero nadejdzie, legendy, uliczki i widoki. Oj pełnokrwiste są te śpiewy i tańce, zawsze i wszędzie bez oglądania się czy wypada. W Guadalajara widziałam kobietę z rozwianymi siwymi włosami, ktora z uśmiechem tańczyła sama na wielkim placu. Dookoła siedzieli ludzie i słuchali koncertu. A ona tańczyła i pięknie się uśmiechała na czerwono pomalowanymi ustami. Może wyobrażała sobie, że tego walca tańczy z kimś. Zaraz mi się przypomniała „Dzika Dziewczynka” z książki Natalii de Barbaro. Ale ubiegam fakty, bo ja tez potem zrobiłam coś nieobliczalnego i czułam się z tym wspaniale. Nazwa – Morelia – też bardzo mi się podoba, chociaz pochodzi od nazwiska bohatera. Opowieści będą jeszcze w kolejnych częściach:) Jest tak bardzo kolorowo, że zdjęcia wyglądaja jak obrazy, prawda? To i malować potrafisz? Nie tylko spiewać i pisać wiersze? Koniecznie zacznij:) Tematów masz tyle na wyciągnięcie ręki. Dziękuję za miłe słowa i równiez serdecznie pozdrawiam. U mnie jeszcze złota jesień:)
O! Bardzo ciekawa jestem tego Twojego nieobliczalnego zachowania!:-) Niech żyje spontanicznosc i radosc życia!:-) Ten Meksykański koloryt, ten rytm i energia budzą we mnie spory odzew. Oj, też bym chyba potanczyła jak ta kobieta z siwymi włosami (tym bardziej, że i u mnie juz przewaga siwych).Ale na starośc człowiek mniej już patrzy na opinie innych. I to jest piękne!:-)
A co do mojego malowania, to nie tyle umiem to robic a lubie (na moim blogu mozna znaleźć w starych postach parę obrazków mego autorstwa). To znaczy kiedys lubiłam i mile wspominam czas gdy mi sie chciało malowac. Dlatego pojawiłą sie też chec by do tego wrócić. Bo zycie płynie świat przyśpiesza i wariuje coraz bardziej i mozna nie zdązyć z wieloma rzeczami.
Z ciekawością przeczytam i pooglądam kolejne Twoje reportaże z meksykańskiej podrózy.
Gorące uściski zasyłam Ci o poranku!:-)))
Olu, w tych miasteczkach bardzo popularne były wianki na głowę z Zywych kwiatów, w przepięknych kolorach ( zatrwiany, które można zasuszyć). Kobiety nie mogły się oprzeć i nosiły na głowie, młode i stare. Z prawdziwą przyjemnością i ja sobie kupiłam i chodziłam w nim cały dzień. Nie do pomyślenia gdzie indziej, prawda? Nie chciałabym, żeby mnie ktoś uznał za pomyloną. wieczorem kobiety nakładały wianki ze światełkami, fajnie wyglądały krocząc za śpiewającymi hiszpańskimi konkwistadorami. Tańcząca kobieta w parku na koncercie muzyki klasycznej to było coś pięknego, tańczyła bo chciała, sama. Podróże zmieniają na zawsze. Cieszę się, że towarzyszysz mi w podróżach, pozdrawiam najserdeczniej Olu:)
Och, wyobrażam sobie te wianki. I Ciebie w wianku. I siebie też. Szalone, pogodne czarownice z rozwianym włosem. W soczyscie kolorowych wiankach. Z wirującymi spódnicami. Z przymkniętymi oczami. Moc i czar! Ech!:-)))
Nie wszędzie można tak wirować z wiankiem na głowie, dlatego podróże są takie wspaniałe. Szczególnie tam, gdzie „nie wypada” nie istnieje. Można się dokopać do dawno zapomnianych potrzeb, być jak dziecko, cieszyć się z innymi. Uściski Olu:)
Olu, w tych miasteczkach bardzo popularne były wianki na głowę z żywych kwiatów, w przepięknych kolorach. Kobiety nie mogły się oprzeć i nosiły na głowie, młode i stare. Z prawdziwą przyjemnością i ja sobie kupiłam i chodziłam w nim cały dzień. Nie do pomyślenia gdzie indziej, prawda? Nie chciałabym, żeby mnie ktoś uznał za pomyloną. wieczorem kobiety nakładały wianki ze światełkami, fajnie wyglądały krocząc za śpiewającymi hiszpańskimi konkwistadorami. Tańcząca kobieta w parku na koncercie muzyki klasycznej to było coś pięknego, tańczyła bo chciała, sama. Cieszę się, że towarzyszysz mi w podróżach, pozdrawiam najserdeczniej Olu:)
Kolejny ciekawy rozdział o Meksyku przeczytałam 🙂 Mario czytajac Twoje teksty ma się wrażenie że czyta się super książkę. Niesamowite miejsce… podoba mi siętaniec o staruszków
Na żywo musiało wyglądać to rewelacyjnie.
Dziekuje za kolejny interesujący wpis o miejscu mi bardzo odległym 🙂
Dziękuję Aniu:) Taniec staruszków miał wiele układów, byli świetni. a potem zobaczyłam, że ściągają te kapelusze i inne warstwy, a po twarzy spływa im pot. Biegłam jak tylko usłyszałam gdzieś stukanie drewniaków. Dziękuję za wizytę i cieszę się, że podobał Ci się Meksyk:)
Meksyk w całej barwnej okazałości zachwycił mnie swoją pradawną odrębnością. Twarze mieszkańców – zwłaszcza te pozbawione obcych genów malują się prawdziwie na Twoich fotografiach. Legendy o nieszczęśliwej miłości często mają w sobie ziarenko prawdy, a zła macocha straszy wszędzie… Twoje relacje z podróży zawsze mają pierwiastek ludzki, co mi się bardzo podoba. Wiem, że w Twoim przypadku trudno wybrać jedno konkretne miejsce, ale powinnaś napisać książkę o tym, jak odrębne kultury wpływają na siebie, siejąc dobro i zło zarazem. Mogłabyś być bohaterką, która sama tego doświadczyła na styku światów odbierając to przez pryzmat własnej osoby… Taniec starców mnie nastroił nostalgicznie, bo czyż to nie jest tęsknota za młodością. Ona nie mija, bo jest w naszych synach i wnukach… Zabarwiłaś mi wieczór przemyśleniami.
Wszystkiego dobrego dla Ciebie!
To najciekawsze w dalekich miejscach – ludzie i przyroda. Najładniejsze budynki to tylko zgrabnie ułożone kamienie. Jak patrzę na twarze rdzennych mieszkańców, to trochę tak, jakby mi się udało dotrzeć tam przed Kolumbem. Ach te macochy, wszędzie takie same:) Sama doświadczyłam na sobie styku światów, mieszkając w USA. A światów jest bez liku, wyobraz sobie, że niedaleko jest wielka świątynia hinduska, a przy drodze tylko wyznań i napisów w różnych językach, że trzeba się mocno zastanowić gdzie się właśnie jest. No i sąsiedztwo mamy wielce ciekawe, a ja jakoś całkiem fajnie się w tym odnajduję. Dziękuję Ci za interesujący jak zawsze komentarz i pozdrawiam serdecznie:)
Marylko bardzo ciekawa ta Morelia. Odnoszę wrażenie, że stadne życie jest bliskie różnym nacjom Ameryki Łacińskiej. Żal rdzennej ludności, żyjącej w ubóstwie, zwłaszcza że nabudowano tak kościołów, których wartość pewnie zniwelowałaby rozwarstwienie społeczne. Kolejny ciekawy wpis z Meksyku 🙂 Dzięki wielkie za wiele ciekawych informacji. Pozdrawiam
Morelia jest niezwykła, a do tego ten folklor i hiszpańskie tradycje, moc zabytków, mogłam krążyć godzinami. Pozdrawiam Małgosiu:)