Bogota. Legenda o Eldorado
Bogota widziana z wysokości 3 172 metrów n.p.m. oszałamia, nie widać jej kresu. Kolumbijska wyprawa, to prezent urodzinowy, jaki sami sobie sprawiliśmy. Krzysztof jest starszy o jeden dzień, dlatego celebrujemy razem, tym razem w Bogocie.
SPIS TREŚCI.
Bogota. Cerro de Monserrate
Historia tego miejsca sięga czasów prekolumbijskich, kiedy tu mieszkał lud Muisca. Znali astronomię i czcili boga słońce. Odkryli, że w czasie przesilenia letniego, słońce wschodzi za Monserrate. Święta góra była miejscem ich kultu aż do przybycia Hiszpanów. Wtedy stare świątynie zburzono i postawiono nowe.
Jest kościół, spektakularnie położone Stacje Drogi Krzyżowej i sporo kiczowatych, plastikowych aniołków oplecionych lampionami, które w nocy rozświetlają górę. Dwie restauracje i ulica z kramami pełnymi pamiątek. Ale najważniejsze są widoki, a one zapierają dech.
To właśnie jest wspaniałe w Ameryce Południowej, że położenie miast daje możliwość obserwowania panoramy ze szczytów. Kolejny raz spaliłam sobie nos i od tej pory maszerowałam wszędzie w kolumbijskim kapeluszu.
Bogota. Cerro de Guadalupe
Na wysokości ponad 3300 metrów widzimy 15-metrową rzeźbę Matki Bożej Niepokalanego Poczęcia, patronkę Bogoty. Widać ją z każdego punktu w mieście, podobnie jak Monserrate.
Ponad 400 lat temu Hiszpanie posadzili krzyż na tym wzgórzu jako symbol ochrony miasta, później rozpoczęto budowę sanktuarium, trwającą około 100 lat. Pierwsze budowle zniszczyły trzęsienia ziemi.
Nie udało nam się tam dotrzeć, wszyscy taksówkarze odmawiali mówiąc, że to zbyt niebezpieczne. Trudno w to uwierzyć, bo wszędzie jest policja. Szkoda, bo widoki są jeszcze piękniejsze.
Na szczyt wjechaliśmy kolejką Furnicular, wspinającą się pionowo po szynach. Teleferico – kolejka linowa nie kursowała. Torre Colpatria, to 50-piętrowy wieżowiec w centrum miasta. To trzeci najwyższy budynek w kraju i piąty najwyższy w Ameryce Południowej.
Na Monserrate można dotrzeć pieszo i wiele osób ociekając potem i ledwo łapiąc oddech tego dokonało. Bezpieczeństwa pilnowała policja z psami. Jeden z policyjnych psów ciągnął za sobą stado wielbicieli, co wyglądało bardzo komicznie.
Bogota. El Museo del Oro – Muzeum Złota
El Museo del Oro – Muzeum Złota – posiada największą kolekcję złota sprzed hiszpańskiego podboju. Ponad 34 000 misternie wykonanych artefaktów. W szklanych gablotach znajdują się prace złotników z różnych kultur, które zamieszkiwały Kolumbię przed przybyciem kolonistów.
Trzy piętra są wypełniono skarbami z wielu stanowisk archeologicznych w Kolumbii. Są tam maski, korony, misy, biżuteria i zbroje. Wszystko co ocalało po barbarzyńskich grabieżach. Najważniejsze z nich dotyczą cywilizację Muisca.
- Muisca to jedna z czterech najbardziej rozwiniętych cywilizacji obu Ameryk, obok Azteków , Majów i Inków.
- Nie zostawili po sobie wielkich piramid jak Majowie i Aztekowie, ani kamiennych fortec jak Inkowie.
- Nie potrzebowali blichtru, dla nich liczyło się proste życie, uprawa kukurydzy, garncarstwo, tkanie.
- Stworzyli jednak małe arcydzieła, które ich unieśmiertelniły.
Jak narodziła się legenda o El Dorado
Legenda o El Dorado zaczęła się od przyłapania żony wodza na cudzołóstwie. Za ten występek została skazana na tortury i prześladowanie. Kobieta z rozpaczy skoczyła z córeczką do jeziora.
Wódz chcąc odkupić swoje winy poprosił kapłanów o radę. Powiedzieli mu, że jego zona żyje w pięknym pałacu na dnie laguny. Jednak, żeby zbawić swoją duszę, musi ofiarować jej całe złoto świata.
Od tej pory kilka razy w roku wódz smarował żywicą całe ciało, żeby opiłki złota szczelnie go okryły. Potem wchodził na trzcinową tratwę i płynął na środek laguny. Indianie zaczynali śpiewać i grać na fletach.
Gdy tratwa znalazła się na środku głębokiego jeziora Guatavita, muzyka cichła, a wódz modlił się i wskakiwał do wody, żeby zmyć z siebie złoto. Wtedy kapłani wrzucali do wody szmaragdy i złote przedmioty.
Jezioro Guatavita – bogowie i złoto
Przez kolejne wieki tradycja nakazywała następcom tronu składać bogom ofiarę w ten sam sposób. Wierzyli, że na dnie mieszkają bogowie, którzy za złoto i szmaragdy zapewnia pomyślność całemu ludowi. Tradycja wygasła kilkadziesiąt lat przez przybyciem Kolumba do Ameryki.
Indianie stosowali stop złota i miedzi- tumbaga. Była łatwiejsza w obróbce i zmieniała kolor, zapach i smak, pomocny szamanom w ceremoniach.
Na zdjęciu jest złota tratwa – największy skarb znajdujący się w Muzeum Złota – znaleziono ją w grocie w w Pasca w 1969 roku.
Przekazywana z ust do ust historia o EL HOMBRE DORADO – człowieku w złocie, stworzyła mit o krainie opływającej w bogactwo i mieście wybrukowanym złotem – EL DORADO.
Rdzenni mieszkańcy podsycali chciwość Hiszpanów, jednak kierowali ich w stronę innych narodów. Tak powstała legenda o mieście, które nigdy nie istniało.
Jedną z najbardziej znanych wypraw zorganizował ponad 60-letni konkwistador de Quesada, założyciel Bogoty. W 1569 roku poprowadził karawanę złożoną z 500 żołnierzy, 1500 Indian, setek niewolników i grupką 8 księży. Zabrano 800 świń i 600 sztuk bydła. Wróciło 25 żołnierzy, 4 Indian i 2 księży. To nie jedyna wyprawa i klęska.
Hiszpanie potrzebowali złota na broń, konie i okręty. Dla nich złoto było walutą, dla Indian nie miało wartości materialnej, stanowiło jedynie wyraz wdzięczności dla bogów. Było symbolem i pośrednikiem w kontakcie z siłami nadprzyrodzonymi, które decydowały o życiu i śmierci.
Guatavita to jezioro o szerokości 300 metrów, osadzone w kraterze, 60 kilometrów na północ od Bogoty.
W 1545 Hiszpanie próbowali obniżyć poziom wody w jeziorze. Zapędzili Indian do wylewania wody glinianymi miskami. Po trzech miesiącach zmniejszyli poziom wody o 3 metry, znalezione złoto nie wystarczyło na zaspokojenie żądzy.
W 1580 roku próbę ponowiono, woda opadła o dalsze o 20 metrów, kiedy wycięto część krateru. Błotna lawina zabiła tysiące robotników.
Tony posążków bezmyślnie przetopiono, a następnie wysłano do Hiszpanii.
Bogota. Złote „Samoloty” Indian Quimbaya
Złote figurki wykonane tysiąc lat przed naszą erą, są określane jako zoomorficzne. Są bardzo małe, mają około 5-7 cm. Kiedyś noszono je na rzemykach. Kilku niemieckich badaczy postanowiło sprawdzić co się stanie, kiedy zbudują powiększony kilkanaście razy model, zachowując proporcje. Jeden miał napęd odrzutowy a drugi silniczek ze śmigłem.
Modele były zdolne do lotów, akrobacji ale i do lądowania mimo silnego wiatru. Doskonale szybowały nawet z wyłączonymi silnikami. Po doświadczeniach doszli do wniosku, że „perfekcyjne formy aerodynamiczne” nie mogły pojawić się same z siebie wśród „dzikich Indian”. Jak dodam, że za wszystkim stoi Erich von Daniken, który w swoich książkach stara się udowodnić, że odwiedzali nas przybysze z kosmosu, wszystko jest jasne.
W rzeczywistości ominięto wycięcia na skrzydłach, wygładzili kadłub i pozbyli się wystających elementów. Wygląda na to, że bez przeróbek nie byłyby zdolne do lotu. Prawdopodobnie cacka Quimbaya były artystycznym wyobrażeniem latających ryb.
Mumia z Guane okradziona ze złota
Ta mumia pochodzi z Guane, które zobaczyliśmy kilka dni później. Grobowiec okradziono ze złota setki lat temu.
Muisca mumifikowali ciała członków wyższych klas społecznych, kapłanów i ich rodziny. Po śmierci były „suszone” przy ogniu i owijane warstwami tkanin. Mumie były umieszczane w jaskiniach lub mauzoleach. Zostawiano tam garnki z fasolą, kukurydzą i chicha. (napój alkoholowy z kukurydzy)
Bogota. Plaza de Bolivar
Nad placem jest wznosi się góra Monserrate, dlatego tu zbudowano pierwszą katedrę w mieście. To główny plac w dzielnicy La Candelaria, serce Bogoty. Na palcu znajduje się również National Capitol i Pałac Sprawiedliwości. Miejsce pełne turystów, sprzedawców i gołębi.
Na środku placu znajduje się pomnik Simona Bolivara. to pierwszy pomnik w Bogocie
Simon Bolivar urodzony w 1783 roku jest bohaterem dla milionów mieszkańców Ameryki Środkowej i Południowej. Prawie w każdym większym mieście Kolumbii, Wenezueli, Ekwadorze i Peru znajdują się jego posągi. Zawdzięczają mu wolność.
Tuż obok placu zaczyna się deptak ciągnący się 2 kilometry. Ludzka pomysłowość nie ma granic, malarze uliczni, kapele, śpiewacy i sprzedawcy wszystkiego. Moją uwagę zwróciła ta arcyciekawa para.
W Kolumbii poncho nazywa się ruana. Zgodzili się chętnie na zdjęcie, a ja wrzuciłam monetę do kubeczka. W Kolumbii jest ogromna inflacja, na chwilę staliśmy się milionerami.
Bogota. La Candelaria – Starówka
Kolumbijska Starówka – kulturalne centrum miasta – to cudowne miejsce do spacerów. Chociaż ostrzegano nas, żeby po zmroku się nie wypuszczać. Ale nic złego nam się nie przytrafiło.
Nasze mieszkanko mieściło się w jednym z tych kolorowych domków. Mieliśmy swoje własne patio i komplet książek Marqueza po hiszpańsku.
Jedną tylko noc spędzili tu Włosi, więc całe królestwo należało do nas. Gospodyni codziennie pytała o której godzinie chcemy dostać śniadanie, a potem i tak się spóźniała o godzinę lub dwie.
Rano czytaliśmy przewodniki i oglądaliśmy foldery popijając kawę, którą sami sobie zrobiliśmy. Nasi włoscy znajomi właśnie zakończyli objazd Kolumbii i za kilka godzin mieli lot do domu. Chcieli jeszcze zobaczyć muzeum Botero, dlatego nerwowo zerkali na zegarek i często wymawiali słowo- colazione (śniadanie) co nas szalenie śmieszyło.
Gospodyni nie zawracając sobie głowy przeprosinami, sprawnie smażyła jajecznicę po kolumbijsku z cebulką i pomidorami, wyciskała sok i podgrzewała arepas ( małe tortille).
Kiedy zapachy mocno już się rozchodziły, wkurzona para wstała i wyszła z „colazione” na ustach.
Murale w La Candelaria. Bogota
Większość murali przedstawia rdzennych mieszkańców i jest autorstwa Cristiana Garavito.
Plaza del Chorro de Quevedo – pierwsza osada
Na Plaza del Chorro de Quevedo Hiszpan Gonzalo Jiménez de Quesada, zmęczony bitwą z Indianami Muisca, postanowił założyć miasto 6 sierpnia 1538 roku. Kościółek jest wiernie odwzorowaną repliką pierwszej świątyni. Tu narodziła się Bogota.
Po prawej na górze jest widoczna Cerro de Monserrate.
Alba Nur – uliczna śpiewaczka
Barwna, energiczna osóbka o silnym głosie wprowadzała miły nastrój na deptaku. Obejrzyjcie koniecznie ten krótki filmik. Złapała moje spojrzenie i nie przestając śpiewać stuknęła swojego partnera, pokazując gestem, żeby sięgnął po płytę i podszedł do nas.
Śpiewała dalej, kiedy kolega nie mógł poradzić sobie z wydaniem reszty. Dzięki temu, ze miałam jej nazwisko na płycie, mogłam poznać jej historię.
Rodacy nazywają ją „córką Celii Cruz”, legendy muzyki latynoamerykańskiej. Nie zrobiła kariery przez splot fatalnych okoliczności. Śpiewała dla radia, brała udział w reality show, a kiedy już podpisała kontrakt na nagranie płyt, zmarł jej menadżer. Śpiewa na ulicach Bogoty i robi to naprawdę świetnie.
Kolejną ciekawostką są szachiści. Długie stoły postawione obok siebie i mnóstwo obserwujących.
Jedzenie. Bogota
Obiad jest głównym posiłkiem dnia kolumbijskiego. Większość restauracji oferuje zestaw „menus del dia” które zwykle zawiera zupę, danie główne i napój. Typowym daniem jest zupa, przypominająca rosół z ziemniakami i posypana zieloną kolendrą.
Muzeum Botero. Bogota
Muzeum Botero jest wyjątkowym miejscem. W roku 2000 kolumbijski artysta Fernando Botero przekazał Bankowi Republiki 208 dzieł sztuki. Wśród nich znalazło się 123 własnych dzieł i 85 artystów międzynarodowych : Balthus , Chagall , Salvador Dali , Miró , Picasso , Monet, Matisse.
Muzeum jest darmowe, ponieważ artysta chciał, żeby każdy miał dostęp do sztuki. Piękne pomieszczenia, rośliny na patio, kolonialny budynek, to wszystko sprawia, ze wizyta w tym miejscu jest wielką przyjemnością.
Fernando Botero jest znany z malowania osób o obfitych kształtach. Już wcześniej widziałam sporo reprodukcji, a po wizycie w muzeum bardzo polubiłam te postaci. Zobaczcie sami, jest coś uroczego w tych twarzyczkach i rubensowskich kształtach. We wpisie o Cartagenie zamieściłam posąg Grubej Gertrudy, Botero.
Bardzo mi się podobała Bogota, zobaczyliśmy jeszcze dwa inne ciekawe muzea, oraz nowoczesną część miasta. Wydostać się stamtąd, to nie lada wyzwanie, po dwóch godzinach udało się wyjechać z Bogoty i skierować w stronę przecudnej, zjawiskowej Villa de Leyva. Ale to już inna historia, na która gorąco zapraszam. Zajrzyjcie do miejsc, w których spędziliśmy nasze kolejne urodziny, w ten sposób nie martwimy się upływem czasu :Brazylia i Mexico City – piramidy w Teotihuacan.
Zapraszam do obserwowania.
Zdjęcia rewelacyjne (a jeszcze niektóre obrobione jakąś ciekawą techniką, przez co wyglądają jakby były namalowane!:-) Te murale na Waszych zdjęciach zapierają dech z zachwytu. Toż to prawdziwe dzieła sztuki! Twarze namalowane na murach jak żywe. Chciałabym zobaczyć krok po kroku jak artysta maluje tak wielkie dzieło. Czy też robi to przy pomocy farby w sprayu, jak wszędzie zwykło sie to robić? Jaką musi mieć pewną rękę, jakie oko (bo przecież maluje z bliska a efekt widać dopiero z daleka!). Chciałabym by w każdym mieście, każdy budynek był w ten sposób ozdobiony, by sztuka aż biła po oczach i sprawiała, że budynki miałyby niepowtarzalny wygląd i duszę. W Au też widziałam sporo murali i zachycałam sie nimi, ale one nie umywają sie ani w procencie do tych z Kolumbii.
Historia Eldorado niesamowita! Nigdy wcześniej nie słyszałam tej legendy o utopionej żonie wodza i o nim samym składającym ofiary ze złota by przebłagać bogów. Czy dobrze zrozumiałam, że eldorado znaczy główka dziecka?
I to opróżnianie jeziora glinianymi miseczkami! Horror, który tylko chciwi Europejczycy mogli wymyślić. Dobrze, że coś ocalało z tego złota Indian, że można to zobaczyc w muzeum. Złota tratwa – cudna! Samoloto-rybki ze złota – niezwykłe (oglądałam niedawno w TV film, gdzie znowu potwierdzono teorie Danikena, że to na pewno dzieło Obcych, lub pod wpływem ich wizyty były zrobione, chciałabym w to wierzyć!)
Przepiękne wnętrza domku, w którym mieszkaliscie! Colazione na pewno była pyszna – warto było czekać cierpliwie aż gospodyni stworzy swe małe dzieło sztuki kulinarnej!:-)
Posłuchałam śpiewu tej pani z ulicy. Ma głos pełen kolorów, mocy i ciepła. Dobrze, że można jej posłuchac na żywo, że dodaje specyficznego nastroju temu miejscu. To troche tak, jakby murale ozyły i śpiewały o dziejach tej krainy, zagłuszając szum ulicy, hałas nowoczesnosci.
Serdecznie dziękuję za przecudną wycieczkę, za możliwosć obejrzenia niezapomnianych widoków, za ciekawe opowieści, za te soczyste kolory, których u nas teraz bardzo brak (znowu w nocy spadł śnieg i jest biało jakby to był styczeń!).
Mario! Uścisków zasyłam moc i życzenia dobrego dnia!:-)))
To nowy aparat ma opcję zdjęć rysunkowych, artystycznych i wyboru jednego koloru, nie sa potrzebne obróbki, a efekt mnie zachwyca. Murale wyszły spod ręki kolumbijskiego artysty. Ostatnio zwracam uwagę na murale z całego świata. Wygoogluj penang street art, na obdrapanych murach stoją: prawdziwy rower, albo motocykl, hustawka i domalowane do nich dzieci, ludzie. Turyści dosiadają się i powstają niezwykłe zdjęcia. Te murale z Montrealu z Cohenem też są wybitne. Ale tylko w Ameryce Południowej przedstawiają rdzenną ludność.
Nie, juz pobiegłam i pozmieniałam w poście to, co niezrozumiale napisalam. To nie główka. El Hombre Dorado, to czlowiek w złocie, z tego zdania wypadł człowiek i wydumali sobie, ze istnieje miasto w złocie. W końcu któs się wygadał o jeziorze i zaczęła się gorączka. Widziałam na filmikach jak wygląda wycieczka nad jezioro w kraterze. Jest mniej spektakularne niż Qilotoa w Ekwadorze i strasznie trudno dojechać. Drogi w Kolumbii sa fatalne, żeby przebić się przez Bogotę potrzeba 2 godzin. Pierwsi po złoto wyruszyli Niemcy, jakieś księstwo miało ogromne długi.
Colazione pyszne, bo najpierw świeże mango, ananasy i papaja, do tego sok z czego tylko chcieliśmy. Pierwszego dwie noce w pokoju, które miało łazienkę na zewnątrz i patio z roślinami, doniczkami, hamakiem, cudo. Nasz gospodyni poświęciła się i zaprowadziła nad do punktu, gdzie mozna wysłać pocztówki, Albę spotkalam tuz po wyslani Ci kartki.
Dziękuję z całego corazon za piękny i obszerny komentarz. Ja wyruszam dzisiaj pracować do ogrodu, nie każdy może się cieszyć śniegiem i jeszcze sobie odpoczywać:))) Uściski.
Kiedy zobaczyłam Bogotę ze wzgórza, to się przeraziłam. Jeden wielki moloch.
Takie miasta mnie przerażają. Chociaż położenie sprawia,że widoki są fantastyczne.
Potrafisz świetnie oprowadzac po najpiękniejszych zakątkach, przybliżac legendy i opowieści, od tekstu oczu nie można oderwac.
Uwielbiam murale i szukam ich w każdym mieście. Te w Bogocie są imponujące.
O historii Eldorado czyta się z wypiekami na twarzy. Muzeum złota fantastyczne.
Widac z jaką ogromna pasją przygotowujesz swoje opowieści i przybliżasz ciekawe miejsca. Piękna uliczka,przy której mieszkaliście.Na zdjęciach wyłapujecie fajne perełki.
Lubię, kiedy na ulicach miast śpiewają ludzie, czy grają zespoły.Ta pani z filmiku rewelacyjna. No i na deser Muzeum Botero.Powiem Ci,że te obrazy mają w sobie coś ciepłego i ogląda się je z przyjemnością.
Dziękuję za kolejną wspaniałą opowieśc!
Serdecznie pozdrawiam Marylko-)))
Dziękuję Irenko, cieszy mnie bardzo, że cię nie zanudziłam. Nas też przerażają wielkie molochy, ale możliwość wjechania ponad 3 tys metrów, żeby podziwiać świat z góry jest niesamowita. Tym razem nie miałam żadnych objawów choroby wysokościowej. Serce Bogoty to Starówka i przepiękne, kolorowe uliczki, a tam można spacerować w nieskończoność. dodam, że ludzie są bardzo mili i serdeczni. Alba Nur, to istota jak z filmu. Botero dziwił, a potem się zachwyciłam, coś jest w tych postaciach o obfitych kształtach w pastelowych kolorach. A Mona Liza cudowna.
Dziękuję za zyczliwy komentarz, sama wiesz jaka niepewnośc targa nami przed opublikowaniem posta. Pozdrawiam serdecznie.
Ja chyba nie potrafie komentowac Twoich postow:))) bo to jest tylko ciagle powtarzanie, ze piszesz cudownie, porzekazujesz to co sama widzialas w tak interesujacy sposob, ze czlowiekowi szczeka opada.
Moge tylko dodac, ze skoro ta podroz byla prezentem urodzinowym dla Was to skladam spoznione ale bardzo szczere zyczenia dla Was obojga. Szczescie juz macie wiec wystarczy go tylko pielegnowac, zycze dalszych cudownych podrozy, a to tak troche egoistycznie:)) bo oczywiscie chce czytac relacje.
Najlepszego!!!! ♥♥♥
Dziękuję za piękne życzenia i za pochwały. Jest mi bardzo, bardzo miło. Niezwykły jest ten zaginiony świat, wszyscy znamy Inków z Peru, a przecież każda prekolumbijska społeczność stworzyła wspaniałą kulturę. Przed nami jeszcze dwa cudowne miejsca w Kolumbii, za mało, mam niedosyt, chciałabym tam wrócić, bo zakochałam się w tym kraju. Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za miłe słowa.
To Muzeum Złota jest intrygujące. 3 piętra powiadasz – czuję, że masz stamtąd mnóstwo ciekawych fotek.
Przypomniała mi się taka kreskówka z dzieciństwa „Tajemnicze Złote Miasta”… Indianie, konkwistadorzy, złoto – to brzmi jak pomysł na całą serię postów!
A widoki rzeczywiście nieziemskie!
Chciałabym tam wrócić i zobaczyć te wszystkie miejsca związane ze starymi kulturami. Mieliśmy za mało czasu. Dopiero po zobaczeniu niektórych eksponatów w muzeum otwierają się oczy i chce się kopać w internecie. Celowo nie dalam zadnych fotek kościołów, zawsze jestem wściekła na konkwistadorów kiedy tam jestem.
Góry Sierra Nevada de Santa Marta „Park zaczyna się na poziomie morza, a następnie wspina się na szczyty o wysokości 5 775 metrów. To pasmo górskie jest najwyższym masywem przybrzeżnym na świecie. Mieszka tam około 30 000 członków plemion Kogi, Wiwa, Arhuaco i Kamkuamo, uprawiających kakao, banany, trzcinę cukrową, kawę i ziemniaki. Park obejmuje niesamowitą różnorodność siedlisk, wiele zwierząt (tapiry, pumy, jaguary) i wszelkiego rodzaju ptaki.”
Tam istnieje takie kolumbijskie Machu Picchu.
Dziękuję za polecenie na Twoim blogu, odwdzięczyłam się w swojej zakładce i jeszcze popracuję w wolnej chwili nad rowinięciem.
Chyba nie jest możliwym zobaczyć wszystkiego co ciekawe za jednym razem. Przeważnie jest tak, że dopiero po powrocie do domu, kiedy zaczynasz się zastanawiać nad tym co właściwie widziałeś, co zwiedziłeś i co usłyszałeś wpadają Ci do głowy pomysły na to co jeszcze powinieneś zobaczyć, żeby rozwinąć i uzupełnić tą historię. Przynajmniej u mnie tak to działa…
ps. Nie ma za co: często tu zaglądam, więc grzechem byłoby nie polecić. I również dziękuję!
To prawda, po powrocie chcę się dowiedzieć więcej, czytam i wtedy dopiero doceniam to, co widzialam. Kopie się, doczytuje i to jest tak fascynujące, że czasami pochalania mnie na wiel godzin. Pisanie postow się przeciąga. Oj rozbawłeś mnie swoją rekomendacją i postawieniem wyżej od Cejrowskiego, pozdrawiam serdecznie.
Ten artysta, Fernando Botero bardzo mnie zaintrygował! Byłam raz w bardzo oryginalnej restauracji w Belgradzie i tam zobaczyłam (o czym się teraz dowiedziałam) jego obrazy! Niesamowite! 🙂
W Medelin, Kartagenie są jego rzezby ogromnych kobiet, tez fascynujące. To muzeum jest bardzo ciekawe, Picasso nabazgrał coą jak dziecko, masakra, impresjoniści robią wrażenie, a Botero zachwyca.
Nie wiem jak to się stało,ze wcześniej nie trafiłam na Twojego bloga. Teraz jestem i zostaje na dłużej, dziękuje Ci za tą ciekawą wycieczkę po Bogocie. Mam nadzieje,ze będzie mi dane tam zawitać ale czuje,że pokazałaś mi tyle pięknych i interesujących miejsc. Zdjęcia świetne.
Viola, bardzo mi miło, ciesze się, że zajrzałaś do mnie. Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję za tą cudowną wycieczkę- osłodziłaś mój wieczór i dzień, bo w PL obecnie buro i ponuro :/.
W Georgii wiosna wpełni a ja ryję w ziemi, pozdrawiam i jeśli osłodziłam, to bardzo się cieszę.
Marysiu z przyjemnością przeczytałam wpis o Bogocie. Ciekawa historia i smutna jednocześnie. W tej materii nic się nie zmieniło, pieniądze rządzą światem. Zagłada cywilizacji prekolumbijskich to zbrodnia europejczyków i Kościoła.
Stolica Kolumbii bardzo ciekawa. Piękne zdjęcia. Ciekawe postacie. Sztuka ulicy i prace Botero mnie zachwyciły.Pozdrawiam serdecznie
Cieszę się, że z przyjemnością. Starałam się pokazać to, co nam się podobało i uliczki, które przemierzaliśmy. Zawsze czuję wielki żal, że tak mało zostało sprzed inwazji chciwych Europejczyków. Pewnie dlatego nie pokazuję kościołów, chociaż zaglądam. Dlatego, że robotnicy często przemycali swoje symbole i to jest bardzo interesujące. Poza tym kościoły są dla ludzi, czyli zawsze otwarte szeroko. Dziękuję Ci za miły komentarz, pozdrawiam serdecznie Małgosiu.
Marysiu pozdrawiam. Oczywiście Europejczyków 😉
Wszystko w porządku, wiem jak pięknie i bezbłędnie piszesz Małgosiu:)
Och slow po prostu brak – co za cudna relacja Mario! Juz nie wiem co komentowac najpierw po prostu musze najpierw to przezyc w sobie i dac sobie troche czasu, aby cos napisac – uczta dla ducha i oczu po prostu!
Ta „colazione” i mnie rozsmieszylo – jak to sie stalo, ze w Polsce przerobilismy wloskie sniadanie na kolacje ? Bo, ze slowo kolacja pochodzi z wloskiego , to stalo sie teraz dla mnie oczywiste. Krolowa Bona musiala te sniadania niezle przeciagac:)))
Mario – przecudna relacja , a kolory wrecz powalaja na kolana. Co za obrazy i te namalowane ludzka reka i te przez nature.
Sciskam mocno i goraco dziekuje ze te relacje !!!
Dziękuję, ale fajnie, że Ci się Bogota spodobała. Jak ja uwielbiam miejsca gdzie mi się gęba uśmiecha od samego rana i gdzie jest kompletnie inaczej. Skupiłam się na bardziej interesującej części, bo nowoczesna Bogota jest taka jak wszystkie duże miasta. Włosi byli w naszym wieku mniej więcej, podróżowali po całej Kolumbii. Musimy koniecznie tam wrócić, bo ja chcę do dżungli. Dziękuję kochana za mocno podnoszący na duchu komentarz, pozdrawiam serdecznie.
Chcesz do dzungli?
Odwazna dziewczyno, ale kto ma jechac jak nie Ty?
Twoj post od razu wzbudza usmiech – od ucha do ucha dzieki tym wlasnie kolorom, ksztaltom, pejzazom. I ludziom !
Kochana, oczywiscie racja z podbojem konkwistadorow , zniszczyli i zburzyli przepiekne cywilizacje… ale , ale kazdy medal ma dwie strony i jedna na ogol jest bardzo brzydka…
Nie pamietam ( pamiec mi siada ostatnio ) o ktore cywilizacje tu chodzi, ale na pewno Ameryka Laciska i Poludniowa. Otoz w i wielu z nich odbywaly sie okrutne, rytualne mordy na dzieciach, zywcem przecinanych na pol, obdzieranych ze skory, wystawianych na okrutne tortury i smierc na palach – bo dzieci te skladano w darze Bogu Slonce i innym. Czytalam kiedys wstrzasajacy dokument na ten temat. Nie tylko dzieci , ale i mlode kobiety byly tak poswiecane w ofierze. I bylo to dla nich zupelnie normalne.
Chce powiedziec , ze nie znamy do konca wszystkich zwyczajow tych dawnych cywilizacji …niektore z nich kryja one bardzo mroczne i okrutne tajemnice.
To Majowie, uważani za spokojnych i uduchowionych wytoczyli morze krwi z ofiar dla bóstw. Najbardziej zaciekły był bog deszczu, ciagle mu malo bylo. Byliśmy w Muzeum Archeologicznym w Mexico City i napatrzyłam się na posągi bogow. „Nasi” kolumbijscy Indianie uprawiali sobie kukurydzę i maniok. Ale zgadzam się z Tobą, coś stracili, cos zyskali. Wędrówki po dawnych świętych miejscach, szczególnie jak nie ma turystów, to naprawdę duchowe przezycie. Największe wrażenie robi natura, zwierzęta i ptaki na wolności, rośliny, dlatego marzę o Amazonii. Szykuję właście Baricharę do wypuszczenia na blog. To dopiero bajka, jedna z najpiękniejszych wsi na świecie. Powiem Ci, że kiedy trafiliśmy przypadkiem na cmentarz, wbiło mnie w ziemię. Miłego dnia Kitty, uściski przesyłam.
Juz i tak zawrotu glowy dostaje :))!
Jeszcze trochę wytrzymaj:)))Ja się jeszcze nie otrząsnęłam z wrażeń z Kolumbii, a tu Krzysztof zaplanował drobiazgowo dwie kolejne wyprawy.